Od padaczki i myśli samobójczych do medalu Mistrzostw Polski Skyrunning

 

Od padaczki i myśli samobójczych do medalu Mistrzostw Polski Skyrunning


Opublikowane w śr., 13/07/2016 - 09:04

Dotąd startował pan głownie na asfalcie. Skąd nagle góry?

Zanim trafiłem na AWF, zdążyłem pobiec trzy razy w górach. Mój debiut przypadł na zakopiański Weekend Biegowy z Sokołem w 2012 roku. Wystartowałem w Biegu Marduły, zająłem podajże 36. miejsce w open. Do Marcina Świerca straciłem 39 minut na dystansie 25,4 km. Potem pobiegłem jeszcze na Hrobaczową Łąkę i Maraton Górski Visegrad - takie góry na ulicy - gdzie byłem 17. w open. Potem, podczas współpracy z AZS AWF, przez 3 lata nie pobiegłem żadnego Biegu Górskiego.

Ale wrócił pan...

W 2015 roku, trochę z przypadku zapisałem się na Bieg Górski na Górę Żar – 6,8 km. Dzień wcześniej ścinałem drzewa w lesie... Na zawody pojechałem w butach treningowych, które już nadawały się do wymiany. Zająłem 5. miejsce w open. Zaraz po rozdaniu nagród Izabela Zatorska, której bardzo dziękuję za cenne porady, powiedziała mi parę zdań na temat mojego biegania po górach. Powiedziała między innymi, że jak zostanę dobrze poprowadzony w treningach, to kiedyś zawojuję biegach górskich.

Prorocze słowa...

Po tamtych zawodach napisałem do Marcina Świerca z zapytaniem co myśli o moim wyniku. Doradził, żebym spróbował biegów górskich. Potem wystartowałem jeszcze w Półmaratonie Górskim w Wadowicach, u siebie, gdzie zdobyłem tytuł Najlepszego Biegacza w Powiecie oraz Gminie Wadowice. I to był koniec moich zawodów w biegach górskich w 2015 roku.

Po TSC Amsterdam Marathonie, gdzie pobiegłem po rekord życiowy 2:37:19, znów pojawiły się problemy finansowe. W drugim maratonie w 2015 roku zaliczyłem drugi kryzys. Po powrocie z Holandii postanowiłem - już po raz drugi - zrezygnować z wyczynowego biegania. Postanowiłem odejść z klubu. Oficjalnie podziękowałem trenerowi Tomasz Brachmanowi, po czym już nie pojawiłem się na AWF. Wiedziałem, że jeśli wrócę to wrócą wspomnienia i będzie bolało. Serce chciało biegać, ale finanse nie pozwalały.

Wiedziałem wtedy, że bez pieniędzy nie ma się co pchać w wyniki. Zdrowie było najważniejsze - myślałem. Tym bardziej, że wiedziałem jak wiele wysiłków trzeba, by je zachować. Trener Brachman namawiał mnie, bym nie rezygnował, żebym jeszcze poczekał, aż stanie się coś, co odmieni moje życie i mój stosunek do biegania. Ale nie dałem się przekonać, postanowiłem biegać tylko dla siebie, bez drugiego zakresu...

Znów pojawiła się budowa....

W 2014 roku zostałem nagle zwolniony z pracy w Krakowie. Dopiero po trzech miesiącach znalazłem pracę w Wadowicach. Tak, na budowie. Dostałem umowę o pracę na pełny etat. W listopadzie złamałem palca w ręce i przez 2 tygodnie nie biegałem. Na L4 byłem w sumie sześć tygodni. Do pracy wróciłem po nowym roku. Jak to praca na budowie, pracuje się w deszczu, chłodzie, mrozie, w upale, w pyle. Pracowałem przy murowaniu, zbrojeniu, jako cieśla szalunkowy czy monter okien.

Kiedy budowaliśmy szkołę w centrum Zawoi, zimą 2015 roku, zamontowaliśmy w sumie 35 ton szyb. Były dwie ekipy - jedna montowała aluminium, a ja z z inną wkładałem szyby w ramy. Niektóre ważyły nawet 265 kg. Do pracy dojeżdżałem po 40 km w jedną stronę i po pracy wracaliśmy do Wadowic, codziennie. Więc robiłem tak, że wychodziłem wcześniej z pracy i od razu biegałem po Zawoi tak, by skończyć trening o 17:00 kiedy chłopaki kończyli pracę. Była zima,a w pracy na budowie palce mroziło, wiało, padał śnieg.

Pracowałem po 8 lub 9 godzin dziennie, w zależności od treningu jaki miałem do zrobienia. Pracując krócej od kolegów zarabiałem najniższą krajową, ale dzięki temu miałem zgodę na wychodzenie wcześniej na treningi czy urlopy na czas zawodów. I co najważniejsze – miałem umowę o pracę. Ale nie było różowo. Przez 4 lata nie przyjmowałem żadnych odżywek, w pewnym momencie nie miałem też pieniędzy na warzywa czy owoce, bo były inne pilne wydatki. Przez to osłabiłem organizm i wylądowałem na L4. Leczyłem się półtora tygodnia.

Dołek psychiczny znów był blisko...

Na L4 odbyłem rozmowę z prezesem firmy Marecki (wszystko do produkcji mebli – red.) i podjęliśmy współpracę. Pojawiła się nadzieja. Wypatrywałem uruchomienia zapisów na Bieg Marduły w Zakopanem. 3 lata czekania na kolejny bieg... Chciałem wcześniej startować, ale kłopot w tym, że nie było pieniędzy na wyjazdy i pakiety startowe.

Do Marduły zapisałem się w pierwszych chwilach rejestracji. Wyczekiwałem wyniku losowania, by móc opłacić pakiet startowy. Udało się. Wracałem.

Wróciłem też do poszukiwania kolejnych sponsorów oraz nowej pracy - chcąc biegać szybciej, trzeba było pożegnać się z budową. Roznosiłem CV sportowca i pracownika. Prezes Firmy All Bag Tomasz Woźniak usiadł ze mną do rozmowy. Analizując wyniki zapytał o odżywki - co jem i „co biorę”. Odpowiedziałem, że nie mam pieniędzy na odżywki, a nawet na jedzenie. I że biegam tyle, na ile dam rady. Zaproponował współpracę. Taką, że mogłem odejść z budowy i starać się o staż na bezrobociu jako specjalista marketingu. Kupiłem buty do biegania, odżywki, pojawiły się środki opłaty startowe, na wyjazdy. Wszystko to, co było najpilniejsze dla biegacza.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce