Paweł Faron w Red Bull X-Alps: „Przede mną ok. 1800 km. Wolałbym nie musieć przebiec całości"

 

Paweł Faron w Red Bull X-Alps: „Przede mną ok. 1800 km. Wolałbym nie musieć przebiec całości"


Opublikowane w czw., 04/06/2015 - 08:28

Paweł Faron (na zdjęciu) to jeden z najbardziej doświadczonych pilotów w Polsce. Paralotniarz, członek kadry narodowej. Impreza pn. Red Bull X-Alps, w której nasz bohater zajął 14. miejsce w ostatniej edycji, wymaga od lotników także biegania i marszu. Dystans tego etapu jest jednak niewiadomą, uzależnioną niemal tylko od pogody, ale zawsze są to kilkuset kilometrowe ultramaratony.

U progu kolejnej edycji tej prestiżowej, ale ogromnie wyczerpującej imprezy zapytaliśmy Pawła Farona o przygotowania do tego wydarzenia.

Na czym dokładnie polega Red Bull X-Alps?

Zadanie polega na tym, żeby pokonać trasę z Salzburga do Monako za pomocą paralotni i pieszo. Trasa przebiega przez szczyty alpejskie m.in. Matterhorn, Mont Blanc, Dachstein. Za każdym razem biegnie nieco inaczej, tak aby wszyscy mieli równe szanse. W przeciwnym wypadku preferowałaby zawodników, którzy już brali udział w imprezie.

Ile kilometrów trzeba pokonać marszem lub biegiem?

Tego nie da się z góry określić. Wszystko zależy od pogody. Jeśli warunki pozwalają na loty, to tego maszerowania jest mniej, ale gdy pogoda jest kiepska, kilometraż biegowy się wydłuża. Cała trasa liczy sobie 1020 km pomiędzy punktami, ale to w linii prostej. Faktyczna odległość do pokonania to ok. 1800 km. Wolałbym nie musieć przebiec całości (śmiech).

Na szczęście nigdy nie jest tak, żeby przez cały czas padało. W 2013 r. przeszedłem 590 km, a w pierwszej mojej edycji ok. 730 km. Zresztą za pierwszym razem moja znajomość Alp też nie była zbyt duża. Teraz radzę sobie znacznie lepiej w tym terenie. Wydaje mi się również, że przed tymi zawodami moja forma jest najlepsza biorąc pod uwagę poprzednie starty.

Jak pan spędził czas od poprzedniego startu w 2013 r.?

Miałem bardzo intensywny rok. Postanowiłem zostać instruktorem paralotniarstwa i musiałem przeznaczyć trochę czasu na szkolenia i kursy. To naprawdę długa droga do pokonania. Oprócz kursów trzeba jeszcze zrobić praktyki, a tymczasem trzeba się już przygotowywać do nowych zawodów. To też jest dosyć czasochłonne. Codzienny trening, a przecież jest jeszcze firma i rodzina. Nie nudziłem się przez ten czas.

W międzyczasie były jeszcze mistrzostwa świata w paralotniarstwie. Miał pan też starać się o rekord świata w locie swobodnym...

Tak, rzeczywiście brałem udział w mistrzostwach świata, ale nie mogę ich zaliczyć do udanych. Mimo, że byliśmy w ciepłym kraju, rozchorowałem się i przez cały tydzień walczyłem z chorobą. Dobra strona jest taka, że wylatałem 60 godzin w zimie, czego w naszej szerokości geograficznej nie mógłbym zrobić. Dzięki temu jestem lepiej przygotowany do tegorocznych X-Alps.

Rekord w locie swobodnym musi jeszcze zaczekać. Nie pojechałem do Brazylii właśnie z powodu mistrzostw świata. Musiałem wybierać pomiędzy tymi projektami, bo finansowo dwa takie wyjazdy byłyby trudne do zrealizowania. Pomysłu jednak nie porzuciłem, ale na realizację będę musiał trochę poczekać.

Dla pana będzie to już trzecia edycja X-Apls. Z tego co wiem przed pierwszą, robił pan 15-kilometrowe marsze po górach, przed drugą, trening wzbogacił się o biegi po asfalcie. A co pan zmienił teraz?

Tym razem niczego nie zmieniłem. Biegam z plecakiem podobnie jak poprzednim razem. To się wtedy sprawdziło. No może zwiększyłem liczbę dni poświęconych treningowi. Myślę, że fizycznie byłem dobrze przygotowany i nie ma potrzeby wprowadzania zmian. Bardziej brakowało wtedy wylatania. Zima była bardzo długa, praktycznie spędziłem ją w domu. Latanie zaczęło się dopiero w maju. Tym razem, dzięki mistrzostwom cały rok latałem i w tym upatruję swojej szansy. Będę miał też lepsze skrzydło.

No właśnie, skrzydło jest kluczowe, by rywalizować z najlepszymi. Na to są potrzebne finanse, podobnie jak na bicie rekordu. Jak sobie pan z tym radzi?

To prawda. Koszt uczestnictwa w wyścigu to kwota rzędu 40 000 zł. Częściowo wspierają mnie moi partnerzy, ale zakup paralotni nie zmieścił się w tym wsparciu. 12 000 zł próbuję zebrać za pomocą serwisu Polak Potrafi. Jeśli się uda, będę mógł kupić skrzydło Gin Boomerang GTO 2. Będzie gotowe w ciągu 2 tygodni. To nowy typ skrzydła i dopiero niedawno został przetestowany mój rozmiar.

O co chodzi z tym rozmiarem skrzydła? Dlaczego pana jest nietypowy? Czy nie utrudnia to rywalizacji?

Rozmiar musi być dostosowany do pilota, a ja jestem mały i mało ważę. To trochę problem, bo skrzydło musi być malutkie. Taki sprzęt jest robiony na zamówienie, bo producenci nie sprzedaliby go w dużych ilościach. Rozmiar ma wpływ na lot. Małe skrzydło jest bardziej nerwowe w powietrzu. Na szczęście jeśli jakość skrzydła jest dobra, to nie jest to jakaś wyjątkowo istotna różnica.

A co z butami? W czym pan pokona te kilkaset kilometrów biegowych?

O, to szeroki temat. Zabieram ze sobą aż 8 par. Po prostu często je zmieniam podczas marszu. Może to tylko tkwi w mojej głowie, ale zawsze, gdy zmieniam obuwie, czuję ulgę. Zawsze to inny model, inaczej wygnieciony, trochę inaczej noga pracuje. Mniej się męczę i to naprawdę działa, ale nie mam żadnego ulubionego modelu.

Wyścig zaczyna się już w lipcu. Życzymy i sukcesu w zebraniu potrzebnej kwoty i podium.

Mam nadzieję, że tak będzie. Do trzech razy sztuka!

Rozmawiała IB

fot. Vitek Ludvik, Olivier Laugero/ Red Bull Content Pool

Chcesz wesprzeć projekt Pawła Farona? Można to zrobić biorąc udział w zbiórce w portalu Polak Potrafi: KLIKNIJ 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce