„Syberia pokazała zęby”. Maciej Florczak o Baikal Ice Marathon

 

„Syberia pokazała zęby”. Maciej Florczak o Baikal Ice Marathon


Opublikowane w wt., 15/03/2016 - 12:57

Tegoroczny Baikal Ice Marathon padł łupem Polaków. Wygrał Piotr Hercog przed Łukaszem Zdanowskim. Klasę pokazał także Maciej Florczak, rocznik '68. Był wprawdzie 43. w „generalce”, ale tylko jedna starsza od niego osoba dobiegła przed nim do mety.

W rozmowie z naszym portalem ultramaratończyk przyznaje, że Bajkał to inna kategoria - mróz minus 20, lodowaty wiatr, zaspy - zawody dla prawdziwych twardzieli. Syberia pokazała zęby – stwierdza Florczak.

Gratulacje za ukończenie tej morderczej imprezy. Było ciężej niż na ultramaratonie Gran Canaria?

Maciej Florczak: O wiele. Na Bajkale nie można było stanąć zbyt długo żeby odpoczywać. Od razu człowiek marzł. Na wszystkich punktach żywieniowych zatrzymywałem się tylko po to, żeby się napić ciepłej herbaty i leciałem dalej. Na Trans Gran Canaria człowiek stanął, było ciepło, mógł się rozciągnąć, pogadać. Tutaj było to niemożliwe, ponieważ ograniczało to wiatr i mróz.

Ale dystans dwa razy krótszy niż na wyspach Kanaryjskich.

Tak, ale wyczerpanie organizmu dużo większe.

Co najbardziej doskwierało na trasie - zimno, pański ulubiony wiatr, ruszający się i pękający lód?

Przede wszystkim wiatr i śnieg. Około dobę przed startem spadł sypki śnieg. Organizatorzy przejechali przed zawodami buldożerem po jeziorze, zrobili 2-3-metrową ścieżkę, ale przy tym wietrze, który był, to po 10 kilometrach tej ścieżki nie było już widać. Dobrze, że były chorągiewki co 50 metrów. Brnęło się w śniegu, czasami takich zaspach do połowy łydki. Pierwsze 10 kilometrów było w miarę łatwe, i biegło się przyjemnie, ale potem to już było z zaspy do zaspy. Wbijało się w nie nogi, szukało śladów osób, które biegły przede mną. Od 20. kilometra biegłem w zasadzie sam. Gdzieś w pewnej odległości przed sobą widziałem tylko zarysy sylwetek. Towarzyszyły mi w zasadzie tylko chorągiewki. Orientacja była jednak utrudniona, ponieważ gogle zamarzły na tym wietrze. Ale takie warunki mieli wszyscy. Wystartowaliśmy razem i biegli z jednego brzegu na drugi.

Nawierzchnia była równa, czy trzeba było uważać na spiętrzony lód?

W zasadzie była równa, była jednak przysypana śniegiem, więc tych nierówności nie było czuć. W jednym miejscu na trasie była szczelina, której nie można było pokonać. Organizatorzy podstawili jednak poduszkowce, które stanęły nad szczeliną i robiły za most. Oczywiście robiły się korki, bo jednak przepustowość była ograniczona.

Jakie były temperatury, temperatura odczuwalna i wiatr?

Na starcie było minus 23 stopnie Celsjusza, do tego wiatr 10-15 metrów na sekundę. Temperatura odczuwalna około minus 27, minus 30 stopni. Na mecie było minus 20 stopni i wiatr troszkę zelżał. Najgorsze warunki panowały między 20. a 30.którymś kilometrem, bo zaczęło bardzo mocno wiać. Nie dość, że był mróz to jeszcze zawieja.

Jak organizm znosił te warunki?

Zniósł. Warunki były wybitnie niesprzyjające. Przez około 30 kilometrów mieliśmy wiatr w twarz. Dopiero na ostatnich około 10 kilometrach, gdy skręciliśmy trochę w prawo wiatr był już boczny. Niezależnie, z której strony wiało, wiatr mocno wychładzał organizm. Technika nie pomagała. Gogle szybko zamarzły, z kominiarki zrobiła się jedna bryła lodu od pary wodnej z wydychanego powietrza.

Po 30. kilometrze zaczęły mnie łapać skurcze w uda. Chwilowo zacząłem iść, ale błyskawicznie zacząłem się wychładzać, traciłem czucie w palcach u nóg, więc mimo tych skurczy musiałem zacząć biec. Rozruszałem i dobiegłem.

Odmrożenia?

Minimalne, bardziej przemrożenia - podbródek, koniuszki palców, ale to były takie mrowienia, nie jakieś poważne odmrożenia. Gdybym dłużej szedł a nie biegł, to bym się wychłodził dużo mocniej.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce