Dyrektor szpitala w Krynicy pobiegł B7D 100 km. „Czułem się dopieszczony”

 

Dyrektor szpitala w Krynicy pobiegł B7D 100 km. „Czułem się dopieszczony”


Opublikowane w śr., 09/10/2019 - 08:38

Dyrektor SPZOZ Szpital im. dr. J. Dietla w Krynicy-Zdroju drugi raz ukończył królewski dystans TAURON Festiwalu Biegowego w Krynicy. – W tym roku byłem pod wrażeniem organizacji imprezy. Z czystym sumieniem i bez żadnej kokieterii mówię, że lepszej nie doświadczyłem na żadnym innym biegu w Polsce. Wolontariuszami, ich pomocą i punktami żywieniowymi byłem zachwycony – podkreśla Sławomir Kmak.

Zajął pan wysokie 55. miejsce z czasem 12 godzin 25 minut i 43 sekundy. Gratulacje!

Sławomir Kmak: – Udało się znów przebiec te 100 km nie tylko w dobrym zdrowiu, ale także w niezłym czasie. Pokonałem dystans około godziny i 50 minut szybciej niż dwa lata temu.

A przecież nie tak dawno zaczął pan przygodę z bieganiem…

To już mój piąty sezon biegania, więc czas, by mieć siłę na długie dystanse i wymagające trasy. Jestem już starym chłopem, więc nie mam czasu na powolne budowanie wydolności (śmiech).

Bieg pan głównie w górach i to zwykle długie dystanse. Dlaczego?

Półmaraton to w zasadzie biegam treningowo. Jeśli startuję to od maratonu w górę i zwykle są to dystanse ultra w górach. Płaskich właściwie już nie biegam. Może raz w sezonie decyduję się na start w maratonie ulicznym. W górach jest dużo ciekawiej niż w płaskim terenie. Trasa może bardzo się zmieniać. Wystarczy, że spadnie deszcz i warunki diametralnie się zmieniają. Inaczej biegnie się po suchym w górach, a inaczej, kiedy przeszkadza błoto, jest ślisko, co sprawia, że przy zbiegach trzeba mocniej uważać. Na płaskim biegu ulicznym aż takich różnic nie ma i warunki nie mają aż tak wielkiego znaczenia. Dla mnie po prostu przyjemniej biega się w górach. Są na pewno bardziej wymagające, ale tempo jest też inne.

Jaki był dla pana tegoroczny start w Biegu 7 Dolin na 100 km?

Do Piwnicznej biegło mi się bardzo ciężko. I miałem obawy, czy uda mi się zrealizować plan, który zakładał czas poniżej 13 godzin. To był cel minimum, bym był zadowolony z siebie. Każda minuta szybciej byłaby dla mnie sukcesem. Choć jak wspomniałem biegło mi się ciężko, to w Piwnicznej zorientowałem się, że zostało mi pięć godzin, a do mety 34 km. Zacząłem wierzyć, że plan się ziści i to być może z naddatkiem. I nagle od tej Piwnicznej bieg zrobił się zupełnie inny – fajny, przyjemny i wesoły. I pobiegłem ponad pół godziny szybciej niż zakładałem. Okazało się, że nie miałem do końca świadomości jak dobrze jestem przygotowany.

Ostatni podbieg pod Bacówkę nad Wierchomlą właściwie podbiegłem co też dało mi wiedzę w jakiej jestem formie. To mi też pokazało jak ważna jest głowa na tak długich dystansach. Na 50, czy 70 km to tam trzeba szukać sił, że choć boli, człowiek jest zmęczony, to wciąż może dobiec do mety. Dzięki temu ta druga część dystansu od Piwnicznej, która jest trudniejsza, poszła mi dość gładko i w dobrym tempie.

Startował pan w różnych biegach. Gdzie umiejscowiłby pan Bieg 7 Dolin?

Mam bardzo pozytywne nastawienie do tego biegu i w ogóle do biegania w górach wokół Krynicy. Często tu trenuję, znam trasy, czuję się tak swojsko, że niewiele może mnie zaskoczyć, jeśli chodzi o przewyższenia. Każdy odcinek biegu mogę sobie rozłożyć na odpowiednio tempo, bo znam skalę trudności podbiegów. To jeden z bardziej wymagających biegów górskich w Polsce. Trudniejsza jest chyba Łemkowyna z trasą 103 km. Tuż za nią bym postawił właśnie B7D. Może też dlatego, że Łemkowynę biegłem raz, a jak wspomniałem trasy w Krynicy nie mają przede mną tajemnic.

Coś pana zaskoczyło?

W tym roku byłem pod jeszcze większym wrażeniem organizacji. Z czystym sumieniem i bez żadnej kokieterii mówię, że lepszej nie doświadczyłem na żadnym innym biegu w Polsce. Czułem się dopieszczony na trasie. Wolontariuszami, ich pomocą i punktami żywieniowymi byłem zachwycony. Ich suport był wystarczający na pokonanie całej trasy. Na każdym punkcie zajmowałem się wszystkim poza właśnie nalewaniem wody, czy coli. Tym zajęli się wolontariusze. Dzięki temu zaoszczędziłem dużo czasu i to była wydatna pomoc.

Wróci pan do Krynicy?

Oczywiście. Rok temu nie wystartowałem na 100 km, bo miałem rodzinną uroczystość i nie było możliwości, bym pobiegł. Za to dzień wcześniej wziąłem udział w biegu na 15 km do Tylicza i z powrotem. W tym roku druga część sezonu była poświęcona właśnie B7D 100 km. W 2020 roku też będę w Krynicy. Tym razem chyba pobiegnę 64 km.

Mam pan marzenia biegowe związane ze startami zagranicznymi?

Rok temu przebiegłem w Cortinie d’Ampezzo 48-kilometrowy Lavaredo Trail. W przyszłym roku myślę o biegu Mozart, a także o powrocie w Dolomity.

Rozmawiał AK


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce