„Na Everest wchodzi się głową” – Zygmunt Berdychowski na Forum Sport Zdrowie Pieniądze

 

„Na Everest wchodzi się głową” – Zygmunt Berdychowski na Forum Sport Zdrowie Pieniądze


Opublikowane w pt., 05/09/2014 - 13:44

Człowiek orkiestra – przedsiębiorca, maratończyk, polityk, dyrektor Festiwalu Biegowego – a od 24 maja tego roku – zdobywca najwyższego  szczytu na świecie. Zygmunt Berdychowski podzielił się wrażeniami ze zdobywania Everestu podczas wystąpienia Forum Sport Zdrowie Pieniądze.

Do trzech razy sztuka?

To była moja trzecia próba. Tuż przed wyprawą żona powiedziała do mnie, że mam zrobić swoje i wrócić tylko w przypadku, gdy zdobędę szczyt – żartował rozpoczynając swoją prezentacją Berdychowski. Ale w tym żarcie – jak się okaże później – była metoda. W 2012 i 2013 roku wyprawy na Everest Zygmunt Berdychowski kończył bez sukcesu, zawracając z okolic 7400 i 7800 metrów. – O ile byłem już na wysokości około 7000 metrów, przy okazji zdobywania np. Aconcagui, tak Himalaje i 7500, 7800 czy 8000 metrów to już zupełnie inna sprawa. Nie rozumiałem co się dzieje – robiłem kilka kroków i nie mogłem oddychać. Psychicznie nie byłem gotowy do zniesienia tak gigantycznego obciążenia – opowiadał Berdychowski.

Kulisy udanego ataku

W tym roku karta się odwróciła. Dzięki profesjonalnej organizacji wyprawy, solidnej aklimatyzacji, ale też odpowiedniemu przygotowaniu fizycznemu, Zygmunt Berdychowski stanął na szczycie 24 maja. Co zadecydowało o ostatecznym sukcesie? – Znałem górę. Znałem swoje możliwości. Uczestniczyłem w doskonale zorganizowanej ekipie. Choć nie brakowało ciężkich momentów. Tuż przed ostatnim spiętrzeniem góry miałem moment zawahania – stwierdziłem po prostu, że to już chyba dla mnie wystarczy, że już osiągnąłem grubo ponad 8000 metrów. Chciałem to powiedzieć mojemu Szerpowi, ale po prostu nie znałem angielskiego. Kilkadziesiąt minut później stałem na szczycie – relacjonował Berdychowski.

Najtrudniejszy moment przyszedł jednak później, zaraz po rozpoczęciu zejścia. – Zobaczyłem na dnie doliny, niewyobrażalnie daleko stąd, miejsce obozu, do którego mamy jeszcze dzisiaj zejść. Przeraził mnie ten dystans. To było wręcz kosmicznie daleko. A już wtedy byłem bardzo zmęczony. Po dojściu do namiotu czułem, że jeszcze nigdy nie dałem z siebie tyle sił – opowiadał Berdychowski.

W głowie siedzi nasz Everest

Duża część wystąpienia Zygmunta Berdychowskiego dotyczyła praktycznych aspektów mierzenia się z Górą Gór. Wybór  firmy organizującej wyprawę, przewodników, sprzętu, drogi do ataku, problemów zdrowotnych związanych z dużą wysokością – to ciekawiło słuchaczy zadających pytania, ale nie tylko. Znana jest bowiem powszechnie pasja dyrektora Festiwalu Biegowego do maratonów. –Bieganie stanowiło trzon moich przygotowań kondycyjnych do zdobycia Everestu. Na moim przykładzie widać, że to zasadniczo wystarcza, by być fizycznie gotowym do mierzenia się z wejściem. Najważniejsza jest jednak psychika. W głowie trzeba przestawić sporo rzeczy, przekroczyć kilka granic, by stanąć na najwyższym szczycie świata – kończył Berdychowski. Pytany o projekt Korony Ziemi (do zaliczenia wszystkich najwyższych szczytów świata brakuje mu tylko północnoamerykańskiego McCinleya), zapowiada, że do Alaski poleci w przyszłym roku. 

Kolejny zaplanowano na godz. 16:00. Gościem będzie Marcin Świerc.
 
AB

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce