W maratonie w Brukseli wystartują?

 

W maratonie w Brukseli wystartują?


Opublikowane w pt., 22/03/2013 - 13:42

W kolejnym losowaniu naszego konkursu „Festiwal Biegowy dookoła Europy”  wycieczki na maraton w Brukseli wylosowali: Krzysztof Stec z Bochni, Michał Bukowski  z Warszaw i Adam Wójtowicz z Bytomia. Gratulujemy!  W ramach nagrody zwycięzca otrzymuje bilet lotniczy, pakiet startowy i 100 Euro kieszonkowego na zakwaterowanie i wyżywienie.  Dotychczas w naszym konkursie rozlosowaliśmy już 15 wycieczek na maratony w Rzymie, Paryżu, Sztokholmie, Barcelonie i Madrycie.

Maraton w Brukseli odbywa się w stolicy Belgii od 2004 roku. Co roku uczestniczy w nim około 10 000 biegaczy. Trasa maratonu wiedzie przez najbardziej znane części miasta -   rozpoczyna się w "Parc du Cinquantenaire" i kończy przed Ratuszem. Jej profil jest bardziej górzysty niż w innych miejskich maratonach i może stanowić wyzwanie dla mniej doświadczonych biegaczy.

Program:
9.00 – start maratonu
9.30 - Mini-Maraton 4 km
9.45 – Bieg Kobiet  4 km
10.30 – Start półmartonu
11.00 -   Chiquita Kids Run 1 km

Mapa i profil:

REGULAMIN

W maratonie w Brukseli w 2007 roku wystartował nasz ambasador – Robert Celinski. Oto fragment jego relacji:

Po strzale startera ruszyliśmy dziarsko do przodu, a że było z górki, to nieźle grzaliśmy. Po drodze minęliśmy budynki europejskich instytucji. Przebiegliśmy obok budynku belgijskiego parlamentu i skręciliśmy w lewo przy parku przed pałacem królewskim. Kierowaliśmy się prosto na olbrzymi budynek Pałacu Sprawiedliwości, przed którym ponownie skręciliśmy w lewo. Dalej zaczęły się tunele, do których trzeba było zbiegać. Spore przewyższenia weszły nam w nogi. Jeszcze gorzej było, gdy trasa skręciła z głównej drogi w prawo i poprowadziła nas do parku na skarpie. Tam zrobiliśmy duże kółko i kiedy znowu wybiegliśmy na główną drogę, zaczęliśmy wymieniać z Alexem opinie na temat trudnej trasy. "Ale sobie wybraliśmy maraton na bicie rekordu". Z powodu przewyższeń, nie byliśmy w stanie utrzymać zakładanego tempa 4:00/km.

Trasa skręciła łagodnym łukiem na północ. Dobiegliśmy do jezior, przy których biegnący półtorej godziny po nas półmaratończycy mieli skręcić w lewo i wracać do Dzielnicy Europejskiej. Posiadali też ten przywilej, że nie musieli wcześniej kręcić kółek w tym parku na skarpie, tylko biegli prosto główną drogą. Maratończycy to mają jednak przerąbane...

Przy jeziorkach skręciliśmy na wschód i niedługo potem wbiegliśmy do lasu, gdzie wkrótce zobaczyliśmy tablicę z półmetkiem. Alex powoli zaczął mi odjeżdżać, ale obaj czuliśmy, że 2:50 nie uda nam się dzisiaj złamać. Cały czas trzymaliśmy jednak mocne tempo.

Po wybiegnięciu z lasu trafiliśmy do uroczej miejscowości Tervuren i biegliśmy jej główną, malowniczą ulicą. Potem wbiegliśmy do parku i obiegliśmy tam bardzo długą sadzawkę. Na jej końcu była zawrotka i od tego miejsca zaczęła się nasza droga powrotna do centrum Brukseli. W parku Tervuren znajduje się duży budynek Muzeum Afrykańskiego, gdzie znajduje się bogata kolekcja przedmiotów, które zostały przywiezione z centralnej Afryki. Belgijską kolonię w dorzeczu rzeki Kongo zlikwidowano dopiero w 1960 roku (powstała wtedy Demokratyczna Republika Konga).

Potem było już z górki. Straciłem z oczu Alexa, który był już ponad minutę przede mną, ale dzielnie walczyłem i zacząłem przyspieszać. Na skrzyżowaniu przy jeziorkach nasza trasa złączyła się z trasą półmaratonu. Z prawej strony zaczęli nadbiegać minimalnie szybsi ode mnie biegacze. Celowałem w czas 2:52, więc łatwo policzyć, że na metę wbiegałem z zawodnikami biegnącymi na 1:22 (półmaraton wystartował półtorej godziny po maratonie).

W końcu przebiegłem pod łukiem triumfalnym w parku Cinquanteinaire, a zbieg dodał mi animuszu. Odczuwałem wprawdzie lekki kryzys, ale do mety zostało już naprawdę niewiele. Przy parku przed Pałacem Królewskim nie skręcaliśmy tym razem w lewo, tylko pobiegliśmy prosto, na brukselskie Stare Miasto.

Przypomniała mi się sytuacja z 2004 roku, kiedy to wyraźnie prowadzący Kenijczyk Kelai pomylił w tym miejscu trasę. Kamera zarejestrowała, jak wściekły pytał się amoku przechodniów o trasę. Na szczęście, jedna z osób z obsługi szybko mu pomogła, wskazując drogę od strony zaplecza mety. Kenijczyk wbiegł na nią od drugiej strony w chwili, gdy z przeciwnego (właściwego) kierunku nadbiegał już drugi zawodnik. Kelai uniósł jednak ręce w geście triumfu i to jemu zaliczono zwycięstwo w niezłym czasie 2:11. Gdyby nie pomyłka trasy, czas byłby jeszcze lepszy.
Edycję "mojego" maratonu wygrał również Kenijczyk Kiptoo Yego (2:12:15), ale rok później, ku uciesze gospodarzy, zwyciężył Rik Ceulemans. Charakterystycznie ostrzyżonego Belga spotkałem potem w czasie Malta Marathon i miałem przyjemność oglądać jego plecy na pierwszym kilometrze (wygrał tamten maraton z dużą przewagą).

Mo krótkim biegu uliczkami brukselskiego Starego Miasta, zobaczyłem w końcu Rynek Główny i rozłożony na nim pomarańczowy dywan. To był ukłon w stronę biegaczy, żeby nie musieli finiszować na bruku. Na metę wbiegłem zmęczony, ale zadowolony.

Pełna relacja: http://www.robertcelinski.com/index.php?go=relacje&id=20071014_Bruksela

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce