Zimowy Ultramaraton Karkonoski

 

Zimowy Ultramaraton Karkonoski


Opublikowane w czw., 07/08/2014 - 10:13

Głęboki oddech, zerknięcie przez ramię, na najtrudniejszy odcinek tej trasy, i dalej w drogę. Po kilkudziesięciu metrach mijam kolejny punkt odżywczy i jedyny na trasie pomiar czasu. Nie zatrzymując się biegnę dalej szerokim, wygodnym szlakiem. Blask odbijającego się od śniegu słońca daję się dość mocno we znaki moim oczom. Mimo to nie mogę wyjść z podziwu. Jest pięknie.

Mijać kolejne wysokie pale, „przyozdobione” żółtymi taśmami wskazującymi drogę, pokonuję kolejne kilometry napawając się ciągle niepowtarzalnymi widokami. Od czasu do czasu napotykam grupy spękanych skał przybierające fantazyjne kształty. Są to granitowe ostańce, tak charakterystyczne dla pasma Karkonoszy.

Dość mocny podbieg na trzydziestym drugim kilometrze, wynagradza wizyta na punkcie. To już trzeci na trasie punkt odżywczy. Gospodarze biegu zapewnili dość bogato zaopatrzony stół. Na punktach można było, oprócz standardowych wzmacniaczy w postaci czekolady, ciastek napojów ciepłych i zimnych, zjeść również zupę pomidorową a nawet napić się czerwonego barszczu.

Większość trasy po grzbiecie jest płaska z lekkimi wzniesieniami. Jednak kiedy myślisz, że już wszystkie podbiegi masz za sobą, wyrasta kolejny, na szczęście już ostatni, szczyt - Szrenica. Tym razem obiegamy go z lewej strony zyskując trochę siły, jaką na pewno trzeba by było wydatkować wbiegając na szczyt.

Teraz już tylko w dół. Ostatni punkt odżywczy na czterdziestym piątym kilometrze. Tutaj wreszcie zatrzymuję się na łyk ciepłej herbaty z cytryną. Dotychczas biegłem o swoim wikcie, jednak ten skończył się na dwa kilometry przed punktem. Uzupełniam softflask izotonikiem i wspólnie z kilkoma zawodnikami zbiegamy w upragnionym kierunku.

Ostatnie kilometry mijają bardzo szybko. Drogę skraca i uprzyjemnia, mimo dość mocnego tempa, konwersacje z nowo poznanymi ludźmi. Tutaj na nowo nabiera znaczenia formuła „w kupie raźniej”, i mimo zmęczenia, humory dopisują.

Śnieg ustępuje. Zmrożona, szeroka droga szutrowa z kolejnymi metrami powoli staje się coraz bardziej miękka.

Dobiegamy do wolontariuszy, którzy mimo świetnie oznakowanej trasy, wskazują dodatkowo prawidłowy kierunek. Tutaj należą się ogromne podziękowania dla organizatorów. Cała trasa była genialnie oznakowana. Żółte taśmy - tam biegniemy. Czerwone taśmy - tam nie biegniemy. Dodatkowo w miejscach newralgicznych wolontariusze wskazujący nam kierunek lub ostrzegający nas o niebezpieczeństwie na trasie.

Ostatnie dwa kilometry. Przekraczam uważnie drogę krajową nr 3 i poboczem wzdłuż barierek udaje się w kierunku ostatniego podbiegu prowadzącego na Polanę Jakuszycką. Właśnie tam, w najbardziej znanym ośrodku narciarstwa biegowego w Polsce, umiejscowiono metę.

Po sześciu godzinach i dziewiętnastu minutach biegu, z kamerą w jednej ręce i plecakiem w drugiej przekraczam metę jako 49. zawodnik, z początkowej 148 osobowej stawki. Na mojej szyi wisi już medal wykonany z drewnianego krążka, przyozdobiony wypalonym logo i nazwą biegu.

Pierwszy takim medalem mógł się pochwalić Bartosz Gorczyca z wprost kosmicznym czasem 4:34:30. Kolejny zawodnik miał prawie 19-minutową stratę. W swój dzień, dzień kobiet, jako pierwsza najlepsza Pani przybiegła Sabina Gielzak w 5:34:22. Jako ostatni zawodnik przybiegł po prawie 10 godzinach Andrzej Wolski, który odebrał serdeczne gratulacje od szefowej całego zamieszania Agnieszki Korpal.

O godzinie 18 odbyło się uroczyste wręczenie nagród w biurze zawodów. Gośćmi specjalnymi była rodzina Tomka, z-ca burmistrza Karpacza Ryszard Rzepczyński i naczelnik Karkonoskiej Grupy GOPR Olaf Grębowicz. Rodzice Tomka nie kryli wzruszenia podczas podziękowań dla przyjaciół, kolegów i znajomych syna, dzięki którym odbyła się tak wspaniała inicjawtywa.

Na uwagę zasługiwały niepowtarzalne puchary wykonane z drewna za miejsca od 1-3. Okazjonalnym logotypem oraz całą oprawą graficzną zajął się syn zmarłego tragicznie Macieja Berbeki, Staszek. Po wielkim osiągnięciu, jakim było pierwsze zimowe wejście, Maciej Berbeka wraz z Tomkiem Kowalskim na zawsze zostaną na zboczach Broad Peak'u.

Tomek musiał być naprawdę wyjątkowym człowiekiem, czego dowiedli organizatorzy tak bardzo zaangażowani w organizację tej wyjątkowej imprezy. Chyle czoła przed ponad osiemdziesięcioma wolontariuszami, dzięki którym odbyły się niepowtarzalne zawody.

Już nie mogę się doczekać kolejnej edycji. Być może tym razem Matka Natura wynagrodzi tegoroczne starania organizatorów i obdarzy nas zimą z prawdziwego zdarzenia. Ponieważ zawodnicy, a przede wszystkim organizatorzy, jak by to Tomek powiedział, "...wykonali kawał naprawdę dobrej, niewiarygodnej, nikomu niepotrzebnej roboty".

Bartłomiej Trela, przyjaciel Festiwalu biegowego w Krynicy-Zdrój

www.pokonajastme.pl

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce