Moja przygoda z Festiwalem Biegowym

Moja przygoda z Festiwalem Biegowym


Za oknem biały puch przykrył swoim płaszczem domy, ulice i samochody. Grube płatki śniegu opadają na twarze zabieganych ludzi. Wybija godzina 6.00 na moim budziku, który nie zwraca uwagi na to, że pod ciepłą kołderką jest mi dobrze i nie potrzeba mi do szczęścia nic więcej. Wstaję, bo i tak wiem, że nie mam z nim szans i prędzej czy później wygoni mnie z łóżka. Szybki prysznic, lekki makijaż i powolnym krokiem do szkoły, która w zimie bądź co bądź, ale wygląda pięknie.

W tym dniu zaczynałam od wychowania fizycznego. Na sali niestety zimno co zmusiło mnie do intensywnej i wyczerpującej rozgrzewki. I tutaj coś mnie tknęło – Paulina co jest z Tobą? Nie dasz rady już nawet przebiec pięciu okrążeń wokół sali? Gdzie twoja kondycja i zapał? Przecież ani nie jestem osobą palącą papierosy i te inne świństwa ani nie piję alkoholu, a nie jestem w stanie zrobić najprostszych ćwiczeń. Zauważył to nawet mój pan od w-fu, który zapytał czy z moim zdrowiem wszystko dobrze. Bardzo mnie to zaniepokoiło. Po zajęciach cała zdyszana udałam się do szatni wraz z innymi dziewczynami z grupy, jednak po drodze moją uwagę przykuło jedno małe, ale za to kolorowe ogłoszenie. Dotyczyło ono zawodów biegowych. Proponowano wiele kategorii, w których można było wziąć udział. Mnie od razu zainteresowała „Życiowa Dziesiątka”.

Nigdy jakoś nie byłam chętna do biegów, chociaż bardzo lubiłam oglądać i przypatrywać się olimpiadom i zawodom w biegach, mitingach, czy sztafetach na różne dystanse. Wtedy pomyślałam sobie: kobieto o czym ty myślisz? Ty na zawody w bieganiu? Nie potrafisz nawet przebiec kilku kółek wokół Sali, a myślisz o długich dystansach. Wzruszyłam tylko ramionami i usprawiedliwiając się, że to nie dla mnie udałam się do szatni. Na następnej lekcji, a był to angielski wpatrywałam się w okno i przyglądałam się bardzo dokładnie grubym płatkom śniegu. Wtedy podjęłam decyzję w związku z ogłoszeniem, które przeczytałam na przerwie. Wiem, że jestem beznadziejna, ale lubię przecież sport mimo tego, że nie jestem jakoś szczególnie aktywna fizycznie. Po kilku długich chwilach postanowiłam sobie: zrobisz to! Dasz radę! Przynajmniej weźmiesz się za siebie i będziesz lepiej wyglądać. Przestań w końcu siedzieć na łóżku pod kocem z czekoladą i wmawiać sobie, że jesteś gruba, że nie podoba ci się w sobie to i owo. Weź się w garść. Postanowione! Idę na to.

Z moich przemyśleń wyrwała mnie pani od angielskiego oddając mój sprawdzian po czym zadzwonił dzwonek. Po lekcjach dotarłam padnięta do internatu. Położyłam się na tak zwane 5 minut, a obudziłam po godzinie. Przez to ciągłe rozmyślanie o festiwalu biegowym - śniło mi się, że byłam tam, że pokonałam swoje słabości i dałam radę przebiec całą trasę. Był to bardzo przyjemny sen. Podjęłam decyzję o wzięciu udziału w zawodach.
Zima bo zima, gruby dres, puchowe słuchawki w nich muzyczka i biegamy. Codziennie coraz dłużej o 5 minutek i tak do wiosny udało mi się dość do lepszej kondycji. Jednak to było za mało, by osiągnąć swój cel. Zaczęłam chodzić na sale dodatkowo i ćwiczyć zumie, by jeszcze bardziej podszlifować swoją kondycję. Tak spędzałam czas aż do wakacji. Podczas gry w siatkówkę plażową, gdy chciałam wyskoczyć do piłki poczułam nagle okropny ból w kolanie. Zlekceważyłam to.

Skończyły się wakacje i nowy rok szkolny już na mnie czekał i oczywiście festiwal biegania, na który przygotowywałam się z takim zapałem i entuzjazmem. Podczas jednego z treningów potknęłam się ponieważ biegałam po nierównej trasie. Usłyszałam nieprzyjemny trzask i wielki ból nie w jednym już jak wcześniej, ale w obu kolanach. Przewróciłam się i zwijałam z bólu. Podbiegł do mnie mój kolega i pomógł mi wrócić do internatu, skąd zabrał mnie mój chłopak do domu. Rodzice postanowili mnie od razu zawieść do szpitala na badania.
Okazało się, że nie mogłam w najbliższym czasie wrócić do sportu, a o swoim wystartowaniu na festiwalu nie było mowy. Przepłakałam całą noc. Jak to tyle starań, tyle wysiłku, tyle wyrzeczeń na marne? Cały kolejny dzień spędziłam w łóżku użalając się nad sobą. Późnym wieczorem usłyszałam pukanie do drzwi mojego pokoju. To był mój tata. Nie chciałam z nikim rozmawiać, ale wiedziałam, że tata mnie zrozumie. Sam poruszał się na wózku inwalidzkim od 5 lat. Pamiętam te spojrzenia, szepty i w końcu pytania  dlaczego twój tata tak dziwnie chodzi a potem czy miał wypadek, że jeździ na wózku. Ja zawsze odpowiadałam z uśmiechem na twarzy, że nie, że to choroba która postępuje i niszczy człowieka. Dlatego wiedziałam, że tata na pewno podniesie mnie na duchu i zrozumie mnie całkowicie. Wyżaliłam mu się, powiedziałam mu o moim marzeniu, o tym jak się starałam, żeby przystąpić do festiwalu. On wysłuchał mnie i po długiej chwili milczenia powiedział mi: córeczko nie poddawaj się! Nie po to tyle trenowałaś, rezygnowałaś z tylu ważnych rzeczy by się poddać. Jeżeli tego pragniesz pokonasz ból i zrobisz to do czego dążysz. Wtedy zrozumiałam, że wieczne użalanie się nad sobą, że nie dam rady, że jestem beznadziejna, że powinnam zrezygnować to jest po prostu tchórzostwo. Popatrzyłam na mojego tatę. Mimo iż jest mu ciężko, ponieważ wózek to nie zdrowe nogi, jest uśmiechniętym człowiekiem, ma tylu wspaniałych i życzliwych przyjaciół. Powiedziałam sobie, że zrobię to dla taty i wystartuję mimo wszystko.
Zaczęłam treningi od nowa, gdyż do wielkiego startu zostało bardzo mało czasu. I stało się, nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Gdy dotarłam na miejsce przeraziłam się. Widać było, iż ludzie, którzy przybyli na zawody trenują bieganie od wielu lat. Jednak przed startem udało mi się zapoznać z niektórymi i stwierdziłam, że to fantastyczne osoby. Jeszcze tylko kilka chwil porządnej rozgrzewki i ruszamy. Gdy stałam już na linii startu serce biło mi jak oszalałe. Nie mogłam się uspokoić. Ale mówiłam dasz radę. Skupienie i…strzał! Wybiegliśmy wszyscy prawie równocześnie. Ja od razu chciałam trzymać się z zewnętrznej strony grupy, by mieć więcej przestrzeni. Biegliśmy grupami, na początku ulicą, potem wąską uliczką i już wtedy grupa liderów zaczęła się pomniejszać. Najgorsze jednak było przed nami. Mały lasek z nierównym terenem. Biegłam już niestety sama. Już na samym końcu lasku zagapiłam się i … kolana  „zatrzeszczały”  po czym upadłam. Nie czułam nic od kolan w dół. Cała ubrudzona zaczęłam płakać, krzyczałam, że wszystko dzieje się zawsze nie tak jak trzeba, że po co to wszystko po co te starania. Nie mogłam zapanować nad emocjami. W tej chwili poczułam, że coś mnie uwiera w kieszeni moich spodenek od biegania.

Sięgnęłam do kieszeni spodni a wyciągnęłam z nich zdjęcie mojego taty siedzącego na swoim wózku z dwoma kciukami podniesionymi w górę i z jego cudownym uśmiechem na twarzy. Odwróciłam zdjęcie i zobaczyłam napis: Córeczko nawet w najtrudniejszych chwilach nie poddawaj się! Zawsze walcz o swoje! Spełniaj swoje marzenia! Wierzę w ciebie! Po tych słowach ucałowałam zdjęcie i podziękowałam tacie za to, że jest, za to, że podniósł mnie na duchu. Zacisnęłam zęby. Wstałam. Powiedziałam na cały głos: Tato to dla ciebie! Dziękuję Ci! Pobiegłam ile tylko sił miałam do przodu by ukończyć to o co tak walczyłam, do czego tak zmierzałam, by ukończyć mój bieg.

Biegłam płacząc, ale śmiejąc się równocześnie. Już widziałam linie mety, już byłam niedaleko, gdy znowu poczułam ból i zachwianie -ale nie, nie tym razem! – krzyknęłam i dałam z siebie wszystko przebiegając linie mety zaraz za poznaną wcześniej koleżanką. Na mecie przytuliłyśmy się mocno do siebie po czym krzyknęłam: zrobiłam to! Naprawdę to zrobiłam!

Ukończyłam bieg i to było dla mnie moje zwycięstwo! Na rozdaniu nagród byłam taka dumna z siebie i taka szczęśliwa, bo wiedziałam, że miałam wsparcie u mojego największego przyjaciela taty, który sprawił, że dokonałam to o czym marzyłam a mianowicie wzięłam udział w festiwalu biegania i ukończyłam go co było wspaniałym uczuciem.

Co dał mi udział w festiwalu? Przede wszystkim to, że nie można się nigdy poddawać, że zawsze trzeba walczyć o swoje marzenia, dążyć do tego co chcemy osiągnąć, ale przede wszystkim zawsze trzeba umieć dostrzec to, że masz kogoś bliskiego kto cię będzie wspierał. To wszystko odkryłam podczas przygotowań i samego udziału w festiwalu biegania i wiem, że to nie jest mój ostatni festiwal. Od tamtego czasu nadal przygotowuję się do kolejnego startu, ale teraz nie sama bo wraz z grupą koleżanek, razem trenujemy i już się nie wycofamy.


Podziel się: