„Gnałem do przodu. To mój najcenniejszy medal!”. Powiedzieli w Berlinie

 

„Gnałem do przodu. To mój najcenniejszy medal!”. Powiedzieli w Berlinie


Opublikowane w pt., 10/08/2018 - 23:36

Czwarty dzień 24. Mistrzostw Świata w Lekkiej Atletyce przyniósł nam srebrny medal Marcina Lewandowskiego na 1500 m. Ale wymarzonego krążka blisko byli też Karol Zalewski, Damian Czykier czy Anna Sabat. Nie wszyscy jednak schodzili do katakumb Stadionu Olimpijskiego z podniesioną głową. Rozmawialiśmy z naszymi zawodnikami tuż po ich startach.

ME w Berlinie: Srebrne 1500m Marcina Lewandowskiego! Trzech Polaków w finale 800m!

Marcin ciągle się rozwija

Srebro Marcina Lewandowskiego to pierwszy medal dla Polski w konkurencjach biegowych. Srebrny medalista z Amsterdamu na 800 m, mistrz Europy na tym dystansie z 2010 r. z Barcelony apetyty na medal na 1500 m rozbudził już po półfinale, gdy mówił, że jest dobrze przygotowany i będzie walczył. I to właśnie zrobił. Na oczach kibiców i całej swojej rodziny.

– Przyjechały tu najbliższe mi osoby. Moja rodzina, przyjaciele. Cieszę się, że mogłem ich tutaj uszczęśliwić. To niesamowite uczucie i z tego względu to mój najcenniejszy medal – mówił z przejęciem Marcin Lewandowski, który po biegu szukał żony i córki na trybunach, by cieszyć się razem z nimi, zaś o samym biegu powiedział:

– W ogóle nie czułem zmęczenia. Gnałem do przodu. Wydaje mi się, że ostatnie 200 metrów było piekielnie mocne. To było możliwe dzięki doświadczeniu z mojego koronnego dystansu. Szybkość z 800 m odegrała tu kluczową rolę i stała się moją bronią na 1500 m. Byłem też dobrze przygotowany mentalnie. Jestem szczęśliwy – mówił wicemistrz Europy, który zamierza coraz więcej uwagi poświęcić biegom na 1500 m.

Marcin zdradził również, że nie zamierza kończyć sezonu. Przed nim jeszcze kilka startów, w tym Diamentowa Liga. Nie zamierza również kończyć kariery na Tokio.

– Ciągle się rozwijam, ciągle idę do przodu – zapewnił Marcin Lewandowski.

Mają siłę

Trzech Polaków w finale 800 m. Taką sytuację Adam Kszczot przewidział jeszcze w kwalifikacjach. Jako pierwszy do finału wszedł Mateusz Borkowski.

– To, że jestem w finale, to juz jest duży sukces. Byłem trzeci w swoim biegu i myślę, że zachowałem siły na finał. Trener dobrze przygotował dla mnie trening pod trzy biegi. Mamy siłę i dobrze wytrzymujemy presję, to pozwala się zakwalifikować - mówił Mateusz Borkowski, który w finale zmierzy się z Kszczotem i Michałem Rozmysem. Ci dwaj zawodnicy rywalizowali o miejsce w ósemce w tym samym biegu kwalifikacyjnym. Michał Rozmys pokonał w nim mistrza świata Pierre- Ambroise’a Bosse uzyskując najlepszy czas w tym sezonie.

– Zrobiłem co mogłem i jestem bardzo zadowolony. Myślę, że mamy coś do udowodnienia światu. Mam pozytywne nastawienie do finału. Oczywiście odczuwam satysfakcję, że pokonałem mistrza świata, ale bardziej się będę cieszył, jeśli wygram z nim w finale – mówił Michał po tak udanym dla siebie starcie i drugim miejscu, tuż za profesorem Kszczotem.

Sprinterki (nie)nasycone

Miejsca w finale 200m nie wywalczyły sobie Anna Kiełbasińska i Martyna Kotwiła. Na mecie obie miały jednak różne nastroje.

– Jestem w 100 procentach zadowolona z tych mistrzostw. Pobiegłam tyle, ile mogłam, próbowałam jeszcze przyspieszyć. Po prostu seniorki są jeszcze dla mnie za szybkie, ale mam nadzieję, że już niedługo, np. za dwa lata, będę mogła z nimi powalczyć – mówiła rekordzistka Polski juniorek, która prawdopodobnie wystartuje jeszcze w sztafecie. – Składu jeszcze nie znamy, ale jeśli będę biegła sztafetę, będę chciała dać z siebie wszystko – zapewniła Martyna Kotwiła.

Anna Kiełbasińska: – No nie będę kłamała. Nie jestem zadowolona. O mistrzostwach myślałam od jakiegoś roku i przyjechałam tu z większym apetytem. Miałam nadzieję na finał, ale go nie osiągnęłam. W tym sezonie popełniłam jakiś błąd na te 200 m i to ma swoją cenę – mówiła Kiełbasińska, która w niedzielnym biegu rozstawnym 4 x 100 m wystartuje prawdopodobnie na drugiej zmianie. – Mogę powiedzieć, że jestem jednym z filarów tej sztafety i niezależnie od tego na której będę zmianie, dam z siebie wszystko. Uwielbiam emocje związane z biegiem sztafetowym! – podkreśliła.

Progres mistrzyni

W debiucie na tak ważnej imprezie Mistrzyni Polski na 800 m Anna Sabat zajęła piąte miejsce.

– Finał to był wielki sukces i nie mogę mówić o rozczarowaniu. Ale wiadomo, że każdy marzy o medalu i ja też marzyłam. Niestety miałam najmniejsze doświadczenie wśród bardzo mocnych rywalek. Starałam się gonić, ale jest piąte miejsce – mówiła w Berlinie Zawodniczka Resovii Rzeszów. Pani Anna ma ogromne ambicje i nie od razu dostrzegła, że w ostatnim czasie zrobiła niesamowity postęp wynikowy (życiówka z półfinałów 2:00.32). Jeszcze kilka tygodni temu nie było wiadomo przecież, czy w ogóle znajdzie się w reprezentacji, dziś została piątą zawodniczką mistrzostw Europy. Takie samo miejsce zajęła podczas Athletics World Cup w Londynie.

Dumny Karol

Radości nie okazywał również Karol Zalewski, który w finałowym miejscu 400m zajął miejsce tuż za podium. Chociaż w biegu nie padły rekordy, okazał się wymagający.

– Rekordy nie padły, ale bieg odbywał się o późnej godzinie i w dużo niższej temperaturze. Narzekaliśmy na upały, a dziś na rozgrzewce było 18 stopni mniej niż w środę. Wtedy nie trzeba było tak mocno się rozgrzewać, stąd można było się spodziewać gorszych wyników – wyjaśnił Zalewski, u którego nie sprawdziły się założenia taktyczne. – Chciałem się trzymać Norwega Karstena Warholma. Myślałem, że to on będzie atakować, a to bracia Borlee zrobili czarną robotę. Jednak patrząc na wynik, mogę być z siebie dumny – mówił zawodnik, który teraz myśli już tylko o sobotniej sztafecie 4 x 400 m.

Artur nie odpuszcza

Występu w półfinale 110m przez płotki brązowy medalista z Helsinek Artur Noga nie może zaliczyć do udanych. Do mety dotarł na szóstym miejscu z czasem 13:66 i musiał pożegnać się z finałem mistrzostw Europy.

– Analizując na gorąco, ie wiem, dlaczego tak się stało. Chyba pierwszy płotek nie był dobry. Puściłem tam tzw. samolot i rywale uciekli mi za daleko – mówił w mix zonie Stadionu Olimpijskiego Artur Noga który podjął pościg za uciekającymi rywalami, ale bez powodzenia. – Trochę jestem rozczarowany, bo to oznacza, że pora do domu podsumował Noga, który swoje niezadowolenie rozciąga na cały sezon.

– Nie było kontuzji, treningowo wszystko szło, a na początku sezonu czułem się jakby mi ktoś wyjął wtyczkę z prądu. Nie miałem żadnej mocy. Zdarzyło się nawet pobiec 14.30, a to już jedno wielkie nieporozumienie. Myślałem wtedy, że tyle przepracowałem, że powinno się to w końcu zwrócić. Jak widać, nie do końca tak się stało – żałował doświadczony zawodnik.

Mimo nieudanego startu nasz olimpijczyk, wicemistrz igrzysk wojskowych, nie myśli o zakończeniu kariery, zwłaszcza że na treningach wszystko idzie zgodnie z planem, a problemy zaczynają się na zawodach. – Może to kwestia głowy – rozważał płotkarz, który planuje rozmowę z trenerem i nie wyklucza włączenia sesji z psychologiem do swoich treningów.

Miniony rok Artur nazwał incydentem, ale... nie planuje o nim zapomnieć. – Taki sezon też warto przeżyć. Wierzę, że mój czas jeszcze nadejdzie. Niestety moja kariera toczy się z kontuzjami. Teraz się to uspokoiło i myślę, że jeszcze będzie dobrze. Na pewno chciałbym potrenować do Tokio i jeszcze tam powalczyć – zapewnił Artur Noga.

Co obiecał, to zrobił. I to z jajem!

Zupełnie inaczej potoczyły się losy Damiana Czykiera, który również startował w biegu 110m przez płotki. Najpierw w silnie obsadzonym półfinale zapewnił sobie miejsce w finale.

– Przed półfinałem byłem bardzo zdenerwowany. Czułem presję, bo byłem czwarty na mistrzostwach w Amsterdamie i wiedziałem, że gdybym wrócił bez finału do domu byłaby to całkowita porażka. Teraz zeszło ze mnie napięcie i finał powinien być lepszy – mówił nam po eliminacyjnym biegu Damian Czykier. Czytelnikom FestiwalBiegow.pl obiecał, że w finale będzie czwarty.

Na spełnienie obietnicy nie musieliśmy długo czekać. W emocjonującym pojedynku z gwiazdami konkurencji zajął czwarte miejsce, ustępując tylko takim zawodnikom jak Pacal Martinot-Lagarde. Na kolejnych stopniach podium bieg zakończyli Sergiej Szubenkow i Orlando Ortega.

– Teraz żałuję, że nie obiecałem podium (śmiech), ale niestety takie były realne wyliczenia. Czwarte miejsce było w zasięgu. Bieg eliminacyjny mnie rozjuszył i walczyłem. Nie jestem w życiowej formie jeśli chodzi o szybkość, ale bieg był dobry technicznie. Bardzo mnie to cieszy. Myślę, że potrzebuję więcej doświadczenia i mądrego treningu i będę szybko śmigał – analizował czwarty zawodnik mistrzostw Europy, którego w Berlinie wpierała cała rodzina.

– Udowodniłem sobie, że nie wymiękam na imprezie docelowej. Potrafię dać z siebie wszystko. Myślę, że pobiegłem z jajem! – podsumował Damian Czykier

Rozmawiała w Berlinie Ilona Berezowska


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce