Joanna Mędraś znów na podium ekstremalnego maratonu! "Pogoda była taka, że i tak plany wzięłyby w łeb"

 

Joanna Mędraś znów na podium ekstremalnego maratonu! "Pogoda była taka, że i tak plany wzięłyby w łeb"


Opublikowane w wt., 24/04/2018 - 08:44

Po zwycięstwie Antarctic Ice Marathon w 2016 roku Joanna Mędraś odniosła kolejny sukces na trasie ekstremalnego maratonu – zajęła drugie miejsce w biegu na dystansie 42,195 km na biegunie północnym. – Organizatorzy uczulali nas, że warunki będą trudne i faktycznie były – mówi naszemu portalowi notariuszka z Gdańska.

Zawody odbyły się 16 kwietnia w bazie Camp Barneo i wystartowało w nich 60 zawodników z ponad 20 krajów. Wśród mężczyzn wygrał Grek Argyrios Papathanasopoulos (4:34:36) przed Mołdawianinem Dmitrijem Wołoszynem (5:03:26) i Australijczykiem Davidem Fieldem (5:03:34).

W kategorii kobiet wygrała Chinka Guoping Xie (6:43:20), trzecia była Rumunka Adriana Istrate (7:19:51). Czas Joanny Mędraś to 7:02:21.

Jakie były warunki na trasie?

Joanna Mędras: Warunki były bardzo trudne. Temperatura wynosiła około minus 33 stopnie Celsjusza. W obawie przed wiatrem organizatorzy przyśpieszyli start na godz. 22, tak że kończyliśmy około godz. 5 rano i wtedy wiatr już się zbierał. Było bardzo zimno - suche, mroźne powietrze, bardzo dotkliwe dla odsłoniętych partii twarzy. Śnieg był sypki, jak cukier. Wydawało się, że będzie twardy, ale taki tylko z wierzchu był - przypominał skorupę śnieżno-lodową, cienka warstwa pękała, a pod nią był grząski śnieg, w który zapadało się po łydki i który w dodatku się nie ubijał. Organizatorzy uczulali nas, że warunki będą trudne i faktycznie były.

Zwycięstwo sprzed dwóch lat przy około minus 20 stopniach Celsjusza, czy teraz drugie miejsce przy minus 33? Który sukces jest większy, ważniejszy?

Sport to magia. Wydawało mi się po Antarktydzie, że już nic mnie nie zaskoczy, to drugie miejsce było jeszcze większym zaskoczeniem niż zwycięstwo w Antarctic Ice Marathon 2016. Warunki były zdecydowanie trudniejsze. Nie miałam żadnych założeń co do czasu czy miejsca. Pogoda była taka, że i tak plany wzięłyby w łeb. Rodzina, która śledziła wyniki na żywo internecie, powiedziała mi potem, że w połowie trasy byłam na trzecim miejscu, ale udało się awansować na drugie, może jedna z rywalek została za długo w namiocie serwisowym, źle dopasowała sprzęt i musiała się przebierać...

Co najbardziej przeszkadzało? Wiatr, zimno? Uchroniła się pani przed odmrożeniami?

Nie miałam odmrożeń, w czym pomogło doświadczenie z biegu na Antarktydzie. Dobrze dopasowałam sprzęt – rękawiczki były odpowiednie, miałam dwie pary skarpet wełnianych. Nie mogłam nałożyć kompresyjnych, bo byłoby zbyt zimno. Mój mąż miał lżejsze skarpety i przyznał, że trochę zmarzł pod koniec.

Niestety, musiałam zrezygnować z kolców, w których startowałam na Antarktydzie i na Bajkale. Organizatorzy przygotowali brezentowe namioty i prosili, żeby nie wchodzić do nich w butach z kolcami, żeby nie zniszczyć namiotów. Okazało się jednak, że moje wysłużone w ekstremalnych warunkach buty z kolcami były w porządku i mogłam w nich po raz kolejny pobiec.

Trochę przeszkadzało, że biegłam z odsłoniętymi ustami, na szczęście miałam buffa i od czasu do czasu łapałam przez niego cieplejszy oddech. Twarz wysmarowałam specjalną maścią polarną użyczoną przez zawodnika z Mołdawii Dmitrija Wołoszina, który zajął drugie miejsce. Od początku biegu maskę miałam jedynie w pogotowiu, przypiętą przy pasku. Nie założyłam jej ani razu bojąc się, że zacznie zamarzać, poza tym radziłam sobie z zimnem bez niej na twarzy. Do tego gogle mi zaparowały i je zdjęłam. Śmiałam się, że po biegu najbardziej bolał mnie kark od zginania, żeby widzieć trasę.

Jak się pani przygotowywała do tego startu?

Zima w Polsce nie była zbyt dobra. Gdy chwycił mróz, piasek na plaży zamarzał. Ze względów rodzinnych i zawodowych trenowałam około 3 razy w  tygodniu, przebiegałam łącznie około 40 km tygodniowo. Dieta też nie była nadzwyczajna. Przed startem tylko była bardziej kaloryczna, białkowa

Była specjalna taktyka?

Nie. Ustawiliśmy się z mężem (Wojciech Wiwatowski zajął 13. miejsce wśród mężczyzn – przyp. red.) na końcu linii startowej i biegliśmy swoje. Wiedzieliśmy, że sytuacja na trasie i tak się będzie zmieniała. Trasa maratonu liczyła 10 pętli, można było zatrzymywać się w namiocie – ogrzać i napić czegoś ciepłego, ale przyjęliśmy, że nie będziemy się zatrzymywać. Mieliśmy ze sobą żele energetyczne, które schowaliśmy pod ubraniami, żeby nie zamarzły. Raz jednak się zatrzymaliśmy, ale to też ze względów zdroworozsądkowych, stwierdziłam bowiem, że kompletny brak płynów może mi zaszkodzić i skorzystałam z pół kubka ciepłej herbaty na półmetku. Dzięki temu nie traciliśmy czasu i być może dzięki temu zajęłam drugie miejsce.

Organizatorzy pamiętali, że wygrała pani dwa lata temu na Antarktyce? Dali zniżkę na startowe?

Tak, wiedzieli, że wygrałam tamten bieg i faktycznie miałam o około tysiąc euro niższe startowe, ale koszty i tak były ogromne, bo około 15 tys. euro za osobę. O zwrocie kosztów za miejsce na podium też nie było mowy, ponieważ nie było nagród finansowych. Otrzymałam kryształową paterę, podobną do tej, którą dostałam za zwycięstwo na Antarktydzie, śmialiśmy się z mężem, że mamy już zastawę na kolację.

Ma pani za sobą maraton na biegunie północnym, Antarktydzie i Bajkale – z zimnych miejsc już wiele nie zostało do kompletu. Jakie kolejne plany startowe?

Zostaje jeszcze m.in. Grenlandia, bardzo ciekawa pod kątem krajobrazowym. Maraton bardziej trailowy – szutry, skały, lodowce. Pracuję też nad skompletowaniem Maratońskiej Korony Ziemi i dołączenia jako pierwsza Polka i trzecia osoba w kraju do elitarnego Grand Slam Club (ukończone maratony na wszystkich kontynentach plus maraton na biegunie północnym). Zostały mi jeszcze starty w Australii i Ameryce Południowej. Za miesiąc wystartuję w maratonie w Rio. Trasa asfaltowa, warunki podobne jak w Polsce, ponieważ zaczyna się tam pora zimowa. Już nie mogę się doczekać.

Rozmawiał DZ


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce