Plan, buty, rodzina… Andrzej Wereszczak o swoim rekordzie Polski w biegu 6-dniowym

 

Plan, buty, rodzina… Andrzej Wereszczak o swoim rekordzie Polski w biegu 6-dniowym


Opublikowane w wt., 25/06/2019 - 09:58

W połowie maja Andrzej Wereszczak pobił Rekord Polski w biegu 6-dniowym. Rywalizując na Węgrzech w imprezie pn. EMU 6-days, biegacz ze Śląska pokonał dystans 757,546 km, poprawiając poprzedni rekord należący do Pawła Żuka o ponad 4 km. Przebiegnięcie 817 pętli dało mu 6 miejsce open 2 miejsce w kategorii M40 w imprezie.

Padły dwa REKORDY POLSKI w biegu 6-dniowym!

Od kilkuset metrów do rekordu Polski

Bieganie zaczęło się u Andrzeja bardzo zwyczajnie. Chciał po prostu zmienić tryb życia na zdrowszy, rozruszać się trochę. Jego myślenie o bieganiu ograniczało się do rekreacyjnego truchtu po lesie co jakiś czas. Nie planował pilnować tempa, tętna czy kupować specjalistycznego sprzętu. Nie miał marzeń, aby zostać jednym z najlepszych ultramaratończyków w Polsce. Chciał po prostu biegać. Z czasem Andrzej zauważył, że najlepiej czuje się na długich dystansach.

W pierwszych zawodach wystartował dopiero po prawie 5 latach od rozpoczęcia przygody z bieganiem. Najpierw wystartował w półmaratonie, później w maratonie, zaczął osiągać pierwsze sukcesy, zaczął inspirować się innymi biegaczami i coraz bardziej wierzyć w swoje możliwości. Cały czas głównym motywatorem do startów była radość, jaką czerpał z biegania.

Z czasem Andrzej Wereszczak zaczął zdobywać coraz większe uznanie na dużych, międzynarodowych imprezach. Do jego największych osiągnięć należą: Spartathlon Grecja 2017 (246 km), 1. miejsce w Ultrabalatonie (221 km) oraz 2. miejsce w Phidippides Run (490 km).

Majowy rekord Polski na zawodach EMU 6-days to niewątpliwie jeden z największych i najbardziej spektakularnych sukcesów Andrzeja.

Skąd pomysł na bieg 6-dniowy? - pytamy Andrzeja.

Chodzą mi po głowie nietypowe biegi. Unikam tłumów. Lubię powoli narastające zmęczenie. Biegi wielodniowe wydają się więc idealne. Myśl o 6-dniówce długo dojrzewała. Widziałem, że chcę spróbować, ale nie umiałem sobie tego w głowie poukładać. Jaki przyjąć rytm biegu i odpoczynku? Ile spać w ciągu doby? Kiedy jeść? W zeszłym roku spontanicznie wystartowałem w biegu w Grecji na dystansie 490 km i trzeciego wieczoru na trasie pomyślałem, że 6-dniówka będzie podobna - nie ma się czego bać, nie ma co kombinować, trzeba biec.

Po biegu w Grecji odpoczywałem 3 tygodnie. Na przygotowania miałem 4,5 miesiąca. Podzieliłem ten okres na 2 połowy. Przez pierwsze 9 tygodni chciałem tylko powrócić do przyzwoitej formy, biegać ostrożnie, różne drobiazgi jeszcze bolały po Grecji. Zacząłem od krótszych dystansów, co drugi dzień i stopniowo zwiększałem gdzieś do 25 km 5-6 razy w tygodniu. Potem tydzień przerwy na narty, trochę się też rozchorowałem. Następnie 6 tygodni po 150 km i start w Mistrzostwach Polski w biegu 24- godzinnym w Supraślu. Po tym biegu miałem miesiąc, żeby się zregenerować i odzyskać świeżość na Węgry.

Jak wyglądają twoje treningi?

W zimie robię treningi maksymalnie do 30 km, bo mam wrażenie, że niektóre części ciała są już mocno wychłodzone. W lecie czasami przekraczam 50 km. Większy problem jest ze smogiem. Jak zapylenie nie przekracza powiedzmy 300% normy, to biegam w masce. Cieżko się w tym oddycha, więc zupełnie rezygnuję wtedy z szybkości. Staram się biec powoli, na niskim tętnie i spokojnie oddychać. Przy większym zapyleniu, a zdarza się u nas i grubo ponad 1000%, biegam na bieżni elektrycznej. Mam w domu filtr powietrza.

Jak jest ślisko, to stawiam stopy bardzo ostrożnie, zwalniam na zakrętach. Jak jest głęboki śnieg, to biegnę trasą, na której wiem, że pod śniegiem nie będzie głębokich kałuż. We mgle nie biegam poboczem. Po burzy i wichurze unikam miejsc, gdzie gałęzie mogą spaść na głowę. Jak w lesie jest błoto, to biegnę asfaltem. Jak są kałuże, to lubię biegać w butach z wysoką podeszwą. Jak ostro świeci słońce, to wybieram dobrze ocienione ścieżki. Jak jest plaga komarów przy stawach, to biegam szybko. Zawsze coś ciekawego.

Jaki miałeś plan na EMU 6-days?

To był mój pierwszy start w tej formule. Plan był taki: 70 km - obiad + odpoczynek - 65 km - spać. Bieg zaczyna się i kończy o 12:00, więc wiedziałem, że pierwsza i ostatnia doba będą wyglądały trochę inaczej.

Czy było cokolwiek, co Cię zaskoczyło?

Pierwszego dnia zrobiłem 120 km (5. miejsce) i poszedłem spać ok. 1:40 w nocy. Około 7:00 wróciłem na trasę i okazało się, że spadłem na gdzieś 35 pozycję. Pozycja nie miała dla mnie żadnego znaczenia, ale zaskoczeniem było, że wielu zawodników nie poszło wcale spać, albo tylko na godzinkę - dwie. Do 1 w nocy znowu wyszedłem gdzieś na 6 pozycję. Pomyślałem: jest dobrze, nie ma się czym przejmować, idę spać.

Drugi poranek i drugie zaskoczenie: większość zawodników maszeruje. Ja wyspany, jako jeden z nielicznych biegam. Wiele osób widząc to pokazuje mi „lajka”, zagadują, że dobrze mi idzie. Myślę sobie: jest dobrze.

Niestety po południu trzecie zaskoczenie: patrzę na zegarek i nie wierzę. Wydaje mi się, że biegnę dość szybko, a zegar pokazuje tempo 6:30 min/km. Potem tempo spada do 7:00 min/km. Jeszcze nigdy tak wolno nie biegłem. Nie da się przyspieszyć! Po pierwszej idę spać i modyfikuję plan. Od teraz będzie: 45 km - lunch + odpoczynek - 40 km - obiad + odpoczynek - 40 km - spać. No nie do końca to tak wyszło.

Czwarte duże zaskoczenie: z każdym dniem coraz bardziej bolał mnie taki punkcik w stawie skokowym. Dopiero szóstego dnia wieczorem zauważyłem, że język od buta jest trochę sztywny i na ciągłych zakrętach w prawo ugniata mi ten punkcik. Ubrałem nike’i z wyjątkowo mięciutkim językiem i ból ustał.

Co wspominasz najlepiej?

Codziennie byłem umówiony z rodziną, że przyniosą mi o wyznaczonej godzinie obiad. Wiedziałem, że będzie coś dobrego i konkretnego, i że potem godzinkę odpocznę. Bardzo się cieszyłem na ich widok.

Czy miałeś jakieś wsparcie na trasie?

Żona przynosiła mi obiady, przygotowywała termos z herbatą na wieczór, ze 2 razy przeprała mi parę ciuchów. Mógłbym sam to ogarnąć, ale zawsze to stracone minuty. Pętla miała tylko 927 metrów, więc bufet, ubrania, toaleta były zawsze w zasięgu paru minut. Trzeba pochwalić organizatorów, bo zapewnili dużo więcej niż potrzebowałem.

Jak Twój organizm znosił takie obciążenie?

Układy oddechowy, krążenia, trawienny, nerwowy - bez problemów. Mięśnie i stawy nóg dostały w kość trochę przez zakręty w prawo. No i jak człowiek jest już opuchnięty, to znaczy, że naprawdę dużo pracy to kosztowało.

Czy miałeś jakieś momenty kryzysowe w trakcie biegu?

Chyba czwartej doby była wichura i ulewa. Byłem taki przewiany i wychłodzony, że barki i kości kręgosłupa bolały. Jak położyłem się spać, to miałem nadzieję, że przerwą zawody. Rano z rozczarowaniem zobaczyłem, że wszyscy nadal rzeźbią kilometry.

Co pomogło Ci przez nie przejść?

Jak już rano ruszyłem, to okazało się, że pogoda już jest lepsza i lepiej się czuję.

Jak przebiegała Twoja regeneracja bo biegu? Ile czasu zajęło zanim doszedłeś do siebie?

Pierwsze dni po biegu, to tragedia. Żywy trup. Po tygodniu już maszerowałem po kilka kilometrów dziennie. Po 2 tygodniach biegłem na autobus. Po 3 tygodniach zacząłem biegać co drugi dzień. Po 4 tygodniach zwiększyłem dystans do kilkunastu kilometrów. Po 5 tygodniach będzie już ze 100 km na tydzień.

Jakie masz dalsze biegowe plany?

Na początku lipca pobiegnę w biegu 8h „Szychta na Gichcie”. Nie będę w super formie, ale to niedaleko od mojego domu. W lesie, w którym ciągle trenuję. Bieg organizuje zaprzyjaźniony klub Luxtorpeda. Warto pobiec, można na luzie.

W połowie sierpnia dowiem się, czy pojadę na Mistrzostwa Świata w biegu 24h. Taka impreza ma priorytetowy status, więc niczego innego na razie nie planuję.

Oczywiście lista biegów marzeń jest długa, jest tam np. bieg z Mediolanu do San Remo, jest Ultr’ardeche 222 km, jest ponownie Spartathlon. Ale to w kolejnych latach. No i kiedyś etapówka do Lizbony.

Dużo zdrowia zatem! Trzymamy kciuki za kolejne starty!

Marta Dydycz

fot. facebook HRMax Żory


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce