Powitanie wiosny na Pucharze DOZ Maratonu w Łodzi. „Słoneczko zgrzało” [ZDJĘCIA]

 

Powitanie wiosny na Pucharze DOZ Maratonu w Łodzi. „Słoneczko zgrzało” [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 17/03/2019 - 18:51

Szok termiczny przeżyli dziś uczestnicy ostatniego biegu Pucharu DOZ Maratonu Łódź. Dzięki nowemu, miejscowemu kierownictwu łódzkiego maratonu popularny cykl imprez tej zimy wrócił do Arturówka w Lesie Łagiewnickim. Przypomnijmy, że na lekko pagórkowatej trasie za każdym razem do pokonania była o jedna pętla więcej, o „nominalnej” długości pięciu kilometrów. Jako że jej rzeczywista długość to około 5,4 km, dystans dzisiejszego biegu wyniósł 27 km. „Bonusowe” kilometry wraz z temperaturą powyżej 15 stopni i grzejącym słońcem, od którego wszyscy się odzwyczaili, odbiły się na zmęczeniu biegaczy.

„Zgrzało mnie” – to były najczęstsze słowa słyszane po dobiegnięciu na metę. Choć na starcie o 10:00 było jeszcze chłodniej, krótkie spodenki i rękawki okazały się dziś dobrym wyborem. Większość, włącznie z piszącym te słowa, z przyzwyczajenia do przedwiosennych chłodów pobiegła nieco cieplej odziana. Zapłaciliśmy za to szczególnie na ostatnim okrążeniu, kiedy słońce przypiekło najmocniej.

Zdając sobie sprawę z totalnego braku formy, w planie miałem 3-4 okrążenia tempem długiego wybiegania, czyli 6 minut na km, i depnięcie w końcówce jak będzie z czego. Choć się pilnowałem, wyszło jak zwykle nieco szybciej. Pierwsze koło nieco poniżej pół godziny, czyli około 5:30/km. Kolejne trzy po 30 minut z sekundami, cały czas komfortowo i w tlenie. Po energetycznym śniadaniu tylko jeden żel po drodze, po każdej pętli kubek wody.

Pętelka czerwono znakowanej biegowej ścieżki nie ma ostrych podbiegów. Są za to takie z gatunku długich i łagodnych, za to ciągnących się w nieskończoność. Im dalej, tym bardziej ma się wrażenie, że jest cały czas pod górę. Na podbiegach traciłem dystans do biegnącej ze mną grupki, za to doganiałem ich na zbiegach. Po czterech kółkach czułem się świetnie i naprawdę miałem nadzieję na przyśpieszenie. Odcięło mnie nagle, na pierwszym podbiegu. Zeszło się to w czasie z wyjściem słońca i znacznym wzrostem odczuwalnej temperatury. Przynajmniej nie przeszedłem ani na chwilę do marszu. Próbowałem się utrzymać za wyprzedzającą mnie współzawodniczką w pomarańczowej koszulce, ale nic z tego. Ostatnie koło ponad dwie minuty wolniejsze i na mecie czas 2:34:25 brutto, na totalnym zgrzaniu. Wynik w sumie... zgodny z przedstartowymi założeniami, tylko rozłożenie tempa trochę nie takie.

W ostatniej odsłonie Pucharu najszybsi okazali się: Michał Adamkiewicz (1:39:50), Maciej Frankowski (1:42:41) i Piotr Józwiak (1:43:37) oraz Monika Krzywdzińska (1:59:58), Anna Matusiak (2:03:46) i Katarzyna Płużańska (2:06:12). Wystartowało 157 osób, z których bieg ukończyło 137, co świadczy o trudności dzisiejszych warunków. Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

Dwie najszybsze panie potwierdziły swoje dwa pierwsze miejsca w końcowej klasyfikacji Pucharu. Podium uzupełniła nieobecna dziś Paulina Zduńczyk. Natomiast Michałowi Adamkiewiczowi dzisiejsze zwycięstwo wystarczyło do wskoczenia na najniższy stopień pudła w generalce. Pierwsze dwa miejsca wcześniej zapewnili sobie Tomasz Owczarek (komplet wygranych we wcześniejszych biegach) i Tomasz Kunikowski. Pełne wyniki końcowej klasyfikacji kobiet i mężczyzn można zobaczyć TUTAJ i TUTAJ.

Kto jednak był w formie, temu szok termiczny nie przeszkadzał. Bardzo zadowolony był trenujący mocno do Hardej Suki – prawdopodobnie najtrudniejszego triathlonu świata – Jarek Feliński. – Była idealna temperatura i wyszedł mi idealny bieg – cieszył się. – No i wygrałem z kolegą z kategorii wiekowej, z którym się ścigaliśmy w tym cyklu, wyrównując stan rywalizacji na 2:2!

Po przebiegnięciu około 27 km jeszcze nie miała dość Ania Kalinowska. – Pogoda jest taka piękna, że jeszcze idę się trochę rozbiegać. Może nie całą pętelkę, ale ze cztery kilometry. W tym cyklu zaczęłam od piętnastki (naprawdę ok. 16 km – red.), potem bieg na cztery pętle i dziś ten najdłuższy, bo ogólnie lubię dłuższe dystanse. Jak wiele osób tutaj, trenuję do łódzkiego maratonu.

Pod koniec okrążenia przy trasie stała i robiła zdjęcia trenerka Joanna Chmiel, dopingując swoich podopiecznych. Wraz z mężem Jackiem, od tej edycji współorganizują oni cały cykl Pucharu oraz DOZ Maraton Łódź. – Zapowiadali, że dziś wiosna przyjdzie na jeden dzień, i prognoza się sprawdziła – cieszyła się. – Warunki były naprawdę wspaniałe, chociaż niektórzy z moich zawodników na ostatnich okrążeniach oddawali mi swoje elementy garderoby – dodała ze śmiechem – o, tu mam jeszcze parę ciuszków, nawet nie wiem czyich!

– Najważniejsze, że biegacze są zadowoleni z powrotu Pucharu Maratonu. To świetne przygotowanie do królewskiego dystansu, a jednocześnie taki bacik nad głowami trenujących, bo dystans co miesiąc się zwiększa o jedną pętlę. Zaleciłam moim podopiecznym, by kto się czuje na siłach, wypróbował dziś prędkość maratońską. Wiadomo, że tu w pagórkowatym lesie jest trudniej, niż na asfalcie, no i słońce przygrzało, więc niektórych to trochę stłamsiło. Jednak kto wytrzymał to tempo do końca, jest prawdopodobnie już dobrze przygotowany.

Przypomnijmy, że tegoroczny DOZ Maraton Łódź odbędzie się 7 kwietnia.

KW


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce