Sto maratonów Marka Dworskiego. „Bieganie jest jak narkotyk"
Opublikowane w czw., 21/03/2019 - 13:56
Postać bardzo charakterystyczna. Chociaż nie wszyscy znają jego imię, większość kojarzy go z tras maratonów i ultra. Zawsze ubrany w słonecznie żółte rzeczy, uśmiechnięty od ucha do ucha, w charakterystycznych okrągłych okularach. Niezmordowany, serdeczny, przyjacielski i skromny, mimo ogromnego doświadczenia i dorobku. Nie narzuca się, ale zapytany chętnie dzieli wiedzą i zającuje na trasach. Miałam okazję poznać go… w samolocie, w drodze na jeden z maratonów.
Marek zaczepił nas, bo zobaczył plecak z Maratona di Roma. Bezpośrednio, z uśmiechem, od razu podbił nasze serca. Od tej pory regularnie spotykamy się na zawodach, często zagranicznych, albo na lotniskach. Lista jego podbojów jest imponująca a wyniki, mimo wielu startów, wieku i stosunkowo krótkiej historii biegowej, godne pozazdroszczenia.
W miniony weekend Marek ukończył swój setny maraton na Cyprze. Z przytupem, stając na najwyższym stopniu podium w kategorii wiekowej. Do Polski przywiózł puchar i wspomnienia niespodzianki, którą przygotowali jego przyjaciele. Na starcie jubileuszowego maratonu kolegi wszyscy stanęli w jego barwach!
Dla nas zgodził się opowiedzieć o swoim bieganiu, podróżach i dalszych planach. Bo wcale nie spoczął na laurach…
Setny maraton… jak to się zaczęło?
Marek Dworski: Przejechałem ponad 300 tysięcy kilometrów na rowerze i ten przestał mi dawać tyle endorfin, co na początku. Trochę zrobiłem: przejechałem jako pierwszy Polak Madagaskar, Kazachstan, Krym, ścianę wschodnią od Sankt Petersburga, przez Tallin, Rygę, Wilno, do Lwowa. W Polsce trudno mi wymienić, gdzie nie byłem. Więc w 2011 roku zacząłem biegać. Dokładnie od Półmaratonu Bytomskiego. Potem był Poznań Maraton, mój pierwszy… i tak poszło.
I od 2011 roku udało się nabiegać 100 maratonów. Niesamowite! Dlaczego akurat ten dystans a nie połówka, nie ultra?
Po połówce człowiek nie czuje się nawet zmęczony (śmiech). A ultramaratony biegam, mam ich 27. Ale jako ultra uznaję biegi od 100 km w górę…
Od ilu?! A pomiędzy 42 a 100 km to co to jest?
Właściwie nie wiem… Ale taki zdarzył mi się tylko raz, kiedy podczas swoich pierwszych zawodów 12-godzinnych u Augusta Jakubika przebiegłem 96 km.
I to nie było ultra?
Nie. Jeśli już biegam, to właśnie 12, 24h w Polsce, w czeskim Kladnie. Tam są najlepsze zawody, jedyne, które przewyższają polski poziom. Bo biegałem w całym świecie, od Tokio do Paryża, Sztokholmu i Malty. Nie mamy się czego wstydzić. Cały świat może przyjeżdżać do Polski, żeby się uczyć jak robić maratony.