“Upokorzę się, ale stanę na głowie, żeby pomóc naszym biegaczom”. Trener Tomasz Lewandowski szczerze dla FestiwalBiegow.pl

 

“Upokorzę się, ale stanę na głowie, żeby pomóc naszym biegaczom”. Trener Tomasz Lewandowski szczerze dla FestiwalBiegow.pl


Opublikowane w śr., 04/03/2020 - 23:45

Długo zabiegaliśmy o rozmowę z Tomaszem Lewandowskim, trenerem naszych czołowych biegaczy, wielokrotnych medalistów mistrzostw świata i Europy: od początku jego kariery, czyli od 19 lat brata Marcina Lewandowskiego, Angeliki Cichockiej, Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, a od niedawna także Adama Kszczota.

Szkoleniowiec konsekwentnie milczał na temat swego konfliktu z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki, który spowodował, że nie podpisał nowego kontraktu ze związkiem i przestał być trenerem kadry narodowej. Zawodnicy, którzy mają w Tokio walczyć o olimpijskie medale, pół roku przed igrzyskami zostali bez trenera! O sprawie na bieżąco pisaliśmy wielokrotnie.

Pół roku przed igrzyskami olimpijskimi w Tokio polskie gwiazdy bez trenera! Tomasz Lewandowski zakończył współpracę z PZLA

Mimo długich negocjacji i wielokrotnych prób naprawy sytuacji, w które zaangażował się też Piotr Rostkowski, były długoletni rekordzista Polski w biegu na 1500 m, obecnie ceniony trener pracujący w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Szklarskiej Porębie, nic się nie zmieniło.

Na początku tego tygodnia PZLA ogłosił, że Rostkowski został oficjalnie nowym trenerem Adama Kszczota i Marcina Lewandowskiego. W ślad za tym, oświadczenie wydał trener Tomasz Lewandowski, a my wreszcie długo i szczerze porozmawialiśmy z dotychczasowym szkoleniowcem naszych medalistów.  


W oświadczeniu, które opublikowałeś we wtorek, jest mnóstwo emocji. Tak czytelnych, że w tytule tekstu o nim na portalu festiwalbiegowy.pl zawarłem „Emocjonalne oświadczenie trenera Tomasza Lewandowskiego”.

Przez ostatnich kilka miesięcy do opinii publicznej przedostawały się jakieś informacje, ale ja cały czas siedziałem cicho, nie komentowałem tej sprawy, szczególnie ostatnio, gdy naprawdę sporo się działo. Na ten temat mówił PZLA, a ja - milczałem. Tak zresztą było już od kilku, czterech, może pięciu lat, gdy zaczęły się problemy, bo wydawało mi się, że skoro jestem pracownikiem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki to takie sprawy trzeba wyjaśniać z pracodawcą, a nie wynosić je na zewnątrz. Mimo wszystko, naiwnie wierzyłem w szczere chęci i uczciwość związku, miałem nadzieję, że uda mi się wybronić bez pomocy zewnętrznej, chciałem być do końca lojalny.

Teraz jednak nie mam już z PZLA kontraktu i nie obowiązuje mnie poufność. Wreszcie trochę lepiej się czuję po tym, jak z powodu konfliktu wpadłem w poważne problemy ze zdrowiem, a sytuacja wydaje się już nie do rozwiązania, bo wczoraj dowiedziałem się z mediów, że na moje miejsce PZLA powołał innego trenera. No i te nagromadzone emocje wreszcie eksplodowały.

Chciałbym, żeby ludzie poznali też mój punkt widzenia i dowiedzieli się, jak ja odbieram całą sprawę. Do tej pory bowiem znali historię tylko z komentarzy trzech osób ze związku: Henia Olszewskiego, Tomka Majewskiego i Krzyśka Kęckiego (prezesa, wiceprezesa i szefa wyszkolenia PZLA – red.). Były to wypowiedzi bardzo stronnicze, często mijające się z prawdą i manipulujące faktami. Uznałem, że powinienem się do nich odnieść i to zrobiłem, rzeczywiście w sposób bardzo emocjonalny, ale mam nadzieję, że także bardzo rzeczowy.

"1500 pln miesięcznie od PZLA za pracę z czołowymi zawodnikami świata!" Emocjonalne oświadczenie trenera Tomasza Lewandowskiego

Dlaczego, Twoim zdaniem, nie udało Ci się porozumieć z PZLA? Co było najpoważniejszym powodem, najbardziej konkretnym punktem spornym między wami: pieniądze, Twoja jednoczesna praca z zawodnikami zagranicznymi czy jeszcze coś zupełnie innego?

Myślę, że przede wszystkim chodziło o sposób traktowania przez związek mnie i zawodników, nieuczciwość wobec nas prezesa i kilku jeszcze osób z władz naszego związku. To jest temat, który narastał przez lata, nie wybuchł dopiero teraz. Byliśmy zwodzeni, oszukiwani, zarówno w sprawach finansowych – tak, potwierdzam – ale również jeśli chodzi o standardy pracy, które były nie do zaakceptowania. Do pewnego momentu jakoś to tolerowałem, ale gdy na szali legło moje zdrowie, nie mogłem się już dłużej zgadzać na takie traktowanie mnie i zawodników.

Co konkretnie masz na myśli? Podaj jakieś przykłady.

Chodzi na przykład o zmianę wcześniej zatwierdzonych programów szkoleniowych tuż przed wyjazdami na obozy, zmiany zasadnicze, nie jakieś drobiazgi. Tydzień przed obozem w wysokich górach, gdzie mieliśmy przygotowywać się do mistrzostw świata, dowiedzieliśmy się, że mamy jechać nad morze. Związek zarezerwował tam ileś miejsc, które okazały się niewykorzystane i żeby nie przepadły za to pieniądze postanowiono na wolne miejsca wysłać nas!

To było ważniejsze niż nasze przygotowanie do imprezy mistrzowskiej. A mnie, trenera odpowiedzialnego za wyniki, sprawy czysto sportowe, nie interesuje jak oni zarządzają pieniędzmi i je wydają. Z punktu widzenia sportowego i metodycznego niezbędny był wyjazd w góry, więc nie zgodziłem się jechać nad morze. To było sprzeczne z naszą ścieżką przygotowań, którą zresztą wcześniej zatwierdził PZLA!

Inna sprawa: po roku olimpijskim, w którym Marcin Lewandowski był w finale igrzysk w Rio w biegu na 800 metrów zajmując najwyższe w historii szóste miejsce, pobił kilka razy rekord Polski i zdobył srebrny medal mistrzostw Europy w Amsterdamie, wnioskowałem do PZLA o sparingpartnera, który mógłby mu pomagać i z nim trenować, bo ja już nie jestem w stanie biegać na jego poziomie. Odmówiono nam, jednocześnie przyznając takiego sparingpartnera Adamowi Kszczotowi, który w finale olimpijskim nie był. To co decyduje o szkoleniu: wyniki sportowe, czy inne kryteria?! Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć.

I kolejna sytuacja: część przygotowań do halowych mistrzostw świata w Birmingham (2018) opłacamy z własnych pieniędzy, bo potrzebujemy obozu w górach 30-dniowego, a związek opłacał nam 20 kilka dni. Za tę różnicę dopłacamy sami. Także ja, żeby cały czas być z moimi zawodnikami. Marcin jest drugi w świecie, zaś Angelika ósma lub dziewiąta, a więc oboje mają szanse na medal lub przynajmniej wysokie miejsce w finale. I nagle ja nie dostaję powołania do kadry trenerskiej na MŚ, bo podobno nie ma w niej miejsca. Tyle że... na te mistrzostwa jedzie czterech trenerów od kuli!

Więc ja, żeby być z zawodnikami do końca i dokończyć swoją pracę, chodzę po zagranicznych federacjach, upokarzam się i proszę, żeby wciągnęli mnie do składu swojej reprezentacji i dali akredytację na zawody, na których będę przecież zajmował się zawodnikami polskimi, a nie ich biegaczami! Udało się, pomogli Czesi. Nie mogli zrozumieć absurdalnej sytuacji. I w Birmingham chodziłem w barwach czeskich, żeby być z polskimi zawodnikami! Marcin zdobył srebrny medal, a dla mnie nie było miejsca w reprezentacji...

W PZLA po prostu nie ma zasad. A przecież w zarządzie związku jest tylu mądrych ludzi, PZLA to nie tylko prezes. Jednak nikt nie reaguje. Wystarczy przykładów? Więc wreszcie, gdy moje zdrowie runęło, miałem problemy z sercem, nie mogłem spać po nocach, powiedziałem: dość! Nie zgadzam się na takie traktowanie mnie i moich zawodników.

Powiedziałem wreszcie głośno w PZLA, co chcę zmienić i ustalić nowe zasady. Chciałem zmienić zapisy techniczne kontraktu, będące często przeciwko trenerowi i zawodnikowi, a dające drugiej stronie bardzo duże możliwości interpretacyjne. Nie ma klarownych zasad, a ostatnie zdanie zawsze ma związek mogący podejmować decyzje uznaniowo. Bez uzasadnienia.

I to o te zmiany, których chciałeś, wszystko się rozbiło?

Tak, w dużym stopniu o to. Niestety, szybko przekonałem się, że tego systemu nie da się zmienić. Szefowie związku działaliby w ten sposób przeciwko sobie i swojej władzy, a tam nie ma żadnego partnerstwa. I w końcu wycofałem się, bo zbyt dużo przez te lata mnie to kosztowało. Najważniejsze jest teraz dla mnie, mocno ostatnio nadszarpnięte, moje zdrowie, bo jak go nie będzie, nie będę mógł pomóc moim zawodnikom w przygotowaniach do walki o olimpijskie medale. Stwierdziłem, że można to zrobić jedynie poza związkiem.

W wywiadzie dla Przeglądu Sportowego prezes PZLA Henryk Olszewski zarzuca ci, że w trakcie trwającego jeszcze kontraktu z polskim związkiem podpisałeś umowę z federacją katarską, mimo obowiązującego zakazu konkurencji. Czy tak rzeczywiście było?

W grudniu byłem z naszymi zawodnikami na zgrupowaniu w Kenii. To był długi i ciężki obóz. Zostało tylko kilka dni w roku, święta, które były dla mnie czasem wolnym od pracy. Już przed obozem lojalnie informowałem władze PZLA, że jeśli nic się nie zmieni, od stycznia będę zmuszony coś począć poza strukturami związku, a ofert otrzymywałem sporo. Musiałem myśleć o przyszłości, bo mam na utrzymaniu rodzinę.

Potrzebowałem też jasnej sytuacji, by móc utrzymać grupę w dotychczasowym kształcie, z kilkoma zawodnikami z zagranicy, by zapewnić optimum szkoleniowe. Tylko tak można walczyć o medale olimpijskie. Otrzymałem informację zwrotną, że nie zmieni się nic, a zdanie PZLA jest ostateczne.

Nieprawdą jest, że podpisałem kontrakt z Katarczykami. 23 grudnia otrzymałem od Katarskiego Komitetu Olimpijskiego propozycję pracy. Wyraziłem zainteresowanie, ale zastrzegłem, że mogę się z nimi związać dopiero jeśli nie uda mi się porozumieć z polską federacją. To pozwalało mi uczciwie i lojalnie prowadzić dalsze rozmowy z PZLA. Wówczas już nie miałem kontraktu z polskim związkiem, na czym mi bardzo zależało.

Z drugiej strony, Katarczycy wyrazili zgodę na mój ewentualny kontrakt w PZLA i pracę z Polakami, chcieli nawet partycypować w kosztach i akceptowali rolę ich zawodników jako sparingpartnerów dla naszych biegaczy! Do dziś nie jestem więc pracownikiem żadnej federacji i nie otrzymałem żadnego wynagrodzenia.

Prawda jest też taka, że w ubiegłym roku i ja, i wszyscy moi zawodnicy wystąpiliśmy do PZLA z wnioskiem o zaakceptowanie sparingpartnerów uzasadniając to metodycznie, ale i finansowo, gdyż mieli oni partycypować w kosztach obozu. Związek taką zgodę wyraził!! Rozmowy o 2-3 zawodnikach z Kataru odbywały się więc za wcześniejsza zgodą PZLA w ramach zdobywania sparingpartnerów dla polskich zawodników, skoro związku w naszym kraju nie było na to stać.

Jak widzisz najbliższą przyszłość Adama Kszczota, Marcina Lewandowskiego, a może także Angeliki Cichockiej i Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, które były w Twojej grupie, a po wybuchu konfliktu rozpoczęły pracę z innymi szkoleniowcami?

Cała ta sytuacja rozwaliła naszą grupę, na pewno najsilniejszą grupę w Europie. Patrycja już sobie poradziła. Jest wielką profesjonalistką i nie lubi zawieszenia. Musi mieć wszystko perfekcyjnie poukładane i nie mogła dłużej czekać. Ona zapewne już zostanie z panią Iwoną Baumgart.

Angelika – wciąż mam nadzieję, że do nas dołączy. Wielokrotnie w tej konfliktowej sytuacji mówiłem jej, że ja chcę z nią pracować do igrzysk, chętnie usiądę z nią i wszystko poustalam. Ale decyzja jest po jej stronie.

A co z Adamem i Marcinem?

Zrobię co w mojej mocy, wycisnę z siebie wszystko, żeby ich przygotowywać do igrzysk olimpijskich. Jestem zdeterminowany do tego stopnia, że będę się upokarzał i chodził po obcych federacjach, żeby na finiszu przygotowań olimpijskich któraś sfinansowała moje wyjazdy na obozy chłopaków, a ja w zamian jednego czy dwóch zawodników z takiego kraju będę brał ze sobą. To zresztą nie przeszkadza, bo oni przy okazji pomogą moim zawodnikom w treningu! Natomiast jeśli się to nie uda, moja koncepcja legnie w gruzach. Jeśli nie mogę być z zawodnikami i widzieć jak pracują oraz startują w zawodach, nie mogę przygotować ich do imprezy.

Adam Kszczot i Marcin Lewandowski za kilka dni wylatują do Falstaff w USA na obóz wysokogórski. Ty polecisz tam także?

Nie wiem! Robię wszystko, żeby tak się stało. PZLA już powołało trenera na to i następne zgrupowania, nie jestem nim ja, tylko Piotr Rostkowski, a ja będę jakoś próbował dojechać jakoś do nich na ten obóz. Czasu jest niesamowicie mało (Kszczot i Lewandowski lecą do Falstaff w sobotę, Rostkowski w niedzielę – red.), ale stanę na głowie, żeby dołączyć do nich w Stanach, a potem móc być z nimi jak najczęściej i jak najdłużej. Obecność Piotra na tych zgrupowaniach tylko i wyłącznie nam pomoże, my mamy wspólny język, bo Rostkowski, tak samo jak ja, chce jednego: dobra zawodników. Wie, że gwarancją najlepszego przygotowania Adama i Marcina do igrzysk jest to, żebym to ja dalej ich prowadził, więc Piotr mi to umożliwi i bardzo ułatwi jako trener kadry narodowej.

W całej tej fatalnej sytuacji, Piotrek to najlepszy wybór! Nie będzie kierował się własnym ego i pokazywał kto tu rządzi, bo to on teraz ma władzę. Będzie robił to, co konieczne, by pomóc chłopakom! On uważa zaangażowanie mnie za konieczność, więc dopuści mnie do szkolenia. Na pewno bardzo mnie i chłopakom pomoże! A jako człowiek też doskonale mnie rozumie, bo sam miał podobne przygody w PZLA, został odstawiony na bocznicę
mimo wielkiej przydatności dla polskich biegów. Takich ludzi jak on właśnie nam potrzeba!

Jak widzisz szanse, żeby do najbliższej soboty czy niedzieli udało ci się załatwić sprawę wyjazdu na zgrupowanie?

W 2-3 dni może być ciężko, ale... Od momentu ukazania się mojego oświadczenia napisało do mnie tysiące osób. Nie dziesiątki czy setki. Tysiące! Proponują pomoc, najróżniejsze pomysły i rozwiązania. Niektóre są bardzo ciekawe, więc być może to jakoś zaowocuje. A ja wciąż próbuję w Polsce: piszę pisma do ministerstwa sportu, do dyrektora departamentu sportu wyczynowego, jestem w kontakcie z szefem zespołu wsparcia przy
MSiT panem Jerzym Skuchą, byłym prezesem PZLA.

Cały czas wierzę i łudzę się, że ktoś walnie pięścią w stół i powie: „panowie, tak nie można!” Zróbmy coś, co ja proponuję od miesiąca: na czas do igrzysk odłóżmy na bok wszystkie nieporozumienia i niesnaski. Wszystkim ta sytuacja szkodzi, wszystkim! A najbardziej zawodnikom. Zróbmy więc teraz to, co należy, dla ich dobra. A najlepsze dla nich będzie to, żeby przygotowywał ich trener, który ich najlepiej zna, doprowadził do sukcesów i z którym oni chcą pracować. Ja w każdym razie, w strukturach PZLA czy też poza nimi, chcę z zawodnikami być i dla ich dobra przygotowywać do igrzysk, nawet jeśli będę to musiał robić w dresie innego kraju.

Wśród bardzo licznych komentarzach pod tekstem, w którym omówiłem twoje wtorkowe oświadczenie, pojawił się pomysł na dość oryginalne rozwiązanie: „utworzenie zbiórki dla trenera. Wśród amatorów są programiści, wąscy specjaliści, ludzie dobrze sytuowani - przy odpowiednim nagłośnieniu zasponsoruje się mu bilet + pobyt na zgrupowaniu w kilka dni. Świat amatorski pomoże. Będzie to też miało wymiar symboliczny”. Co o tym sądzisz? Przyjąłbyś taką formę pomocy?

To PZLA został, według statutu, powołany do tego celu. Działacze związku biorą za to pieniądze i ich obowiązkiem jest zorganizowanie szkolenia dla zawodników. To nie jest rola kibiców!

A jaka atmosfera panuje teraz między tobą i zawodnikami? Czy w sytuacji, gdy Adam Kszczot i Marcin Lewandowski wciąż nie wiedzą, czy będą mogli z tobą pracować, nie popsuła się między wami chemia? Gdy wybuchł twój konflikt z PZLA, Marcin, w końcu twój brat, powiedział nawet, że i na ciebie także jest wkurzony.

Atmosfera na pewno trochę się popsuła, ale myślę, że chłopaki zrozumieli, w jakim stanie zdrowotnym jestem. A poza tym – to są profesjonaliści, takich jak oni szukać ze świecą! Odłożą braki w chemii na bok i będą zapierniczać, bo wiedzą, że wszystkim nam przyświeca ten sam cel. Wiedzą, że im pomogę,czy będąc w PZLA, czy w dresie Norwegii, Czech albo Kataru. Jesteśmy drużyną i tylko to się liczy!

Czy zawirowania, nerwy i niepewność wpłynęły jakoś negatywnie na przygotowania i formę naszych znakomitych biegaczy? Czy wciąż mają tak samo duże szanse walczyć o medale na igrzyskach olimpijskich w Tokio?

Chłopaki to są, przepraszam za mocne określenie, twarde sukinsyny! Sezon halowy znieśli rewelacyjnie, co tylko potwierdza ich koncentrację na celu. Ale są też zwykłymi śmiertelnikami: nie wierzę, że nie odczuwają i nie słyszą. Pod ciężką zbroją profesjonalizmu (odcięcia się i skupienia na celu) to są wrażliwi ludzie. Jestem przekonany, że jednak wpłynęło to na ich występy. Można tylko sobie wyobrazić, jak świetni mogliby już w tej chwili być, gdyby mieli czystą głowę i spokój przygotowań. Muszą je szybko odnaleźć, w przeciwnym razie igrzyska będą stracone!

We wspomnianym już wywiadzie dla PS, prezes PZLA Henryk Olszewski powiedział, że zamknąłeś sobie drogę powrotu do współpracy ze związkiem. Czy ty też tak odbierasz obecną sytuację? Nie ma już drogi odwrotu?

Prezes ma na myśli pewnie to, że zamknąłem sobie drogę do związku zarządzanego przez niego. W tym ujęciu, nie ma wątpliwości, że tak właśnie się stało. Ale ja wiem, że polski sport potrzebuje rozwoju i jeśli w PZLA inicjatywę przejmą osoby, które patrzą perspektywicznie, a nie krótkowzrocznie, to będę dalej działał dla postępu polskich biegów. A takich ludzi jest w Polsce i w samym związku, poza decydentami, wielu. Od nich też otrzymałem wyrazy wsparcia. Jeśli więc zdrowie mi na to pozwoli, a z drugiej strony będzie chociaż minimalna wola - wbrew nadziejom pana prezesa Olszewskiego widzę szansę na pracę dla polskich biegów.

Rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Marek Biczyk PZLA


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce