13. Cracovia Maraton: Ambasador z życiówką dzięki... herbacie z miodem?

 

13. Cracovia Maraton: Ambasador z życiówką dzięki... herbacie z miodem?


Opublikowane w wt., 20/05/2014 - 10:09

Do Krakowa przyjechaliśmy wraz z przyjaciółmi późnym wieczorem w piątek. Z pewną trudnością zaparkowaliśmy na ulicy i poszliśmy do Hotelu. Tam balanga, o spaniu nie ma mowy. Więc poszliśmy na Stare Miasto.

Okazało się, że w Krakowie jest Noc Muzeów. Poszliśmy więc trochę „pooglądać”, ale ponieważ już około 1:00 w nocy zaczęto zamykanie muzeów, zaczęła się... Noc Drinków. Do hotelu zawinęliśmy po 3 rano. Tam... wciąż balanga. Ale byliśmy już znieczuleni więc szybko poszliśmy spać. Mimo wszystko zadowoleni, bo przed nami było przecież jedno z najważniejszych wydarzeń biegowych sezonu.

Relacja Jana Nartowskiego, Ambasadora Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój.

Sobota w Krakowie – od rana ulewa. Poszliśmy na zwiedzanie i później do biura zawodów po pakiet startowy. Ten okazał się dość skromny. Oprócz koszulki technicznej nie było w nim nic ciekawego. Cały czas panoszy się kryzys. Pasta Party tradycyjnie niezbyt smaczne – suche kluchy i bez picia. Musieliśmy coś znaleźć na mieście. Na zawodach zapowiada się duża frekwencja około 6 000 zawodników, ale nie spotykam wielu znajomych. Wracamy do hotelu o znośnej porze.

Rano o 6:00 pobudka i delikatne śniadanie. Ubieram się w koszulkę startową z Rzymu, jest naprawdę fajna. Zabieram ze sobą herbatę z miodem. To moja tajna broń!

Po 8:00 zjawiam się na Rynku, gdzie wyznaczono start. Trochę się rozgrzewam, trochę rozglądam za znajomymi. Pomału ustawiamy się w strefach startowych. Dopiero teraz widać jak dużo ludzi startuje. Zrobił się duży tłok.

Zza chmur zaczyna świecić słońce. Od razu robi się bardzo ciepło. O 9:00 dwa strzały z działa Najpierw startują niepełnosprawni na wózkach (chyba wszystkie kategorie, nie tylko hanbike'i) a chwilę później ruszamy my.

Moja strefa 4:00-4:15 dociera do startu z 5-minutową stratą. Początkowo biegniemy przez Rynek i ul. Grodzką, jest bardzo wąsko i ciasno. Pierwszy kilometr niewiele poniżej 6 min/km. Trzeba będzie odrabiać straty. Później, gdy już minęliśmy Wawel, trochę się rozluźniło. Zaczynam biec swoim tempem 5:05-5:10 min/km.

Kierujemy się na ul. Reymonta i w stronę krakowskich Błoni. Tam mamy do zrobienia trzy agrafki i później przebiegamy Wisłę. Z powodu ulewnych dreszczy w ostatnich dniach poziom Wisły był tu bardzo wysoki. Z tego względu organizatorzy zmienili w ostatniej chwili trasę w części za Wisłą. Nie będziemy biegli wzdłuż bulwarów wiślanych. Trasa jest dosyć kręta z licznymi podbiegami na wiadukty, nie ma długich dołujących psychicznie odcinków. Wciąż kluczymy po mieście.

Bufety ustawione dość gęsto co 2,5 km. Jest woda, izotonik, banany i czekolada. Ja tradycyjnie do 10. kilometra nic nie piję, później korzystam tylko z mojej tajnej broni, którą pracowicie ściskam cały czas w dłoni. Na trasie, poza Starym Miastem, niewielu kibiców. Trochę ich stało przy Błoniach i na większych skrzyżowaniach, poza tym jest dość pusto, jak w większości miast. W Polsce nie ma jeszcze tradycji dopingowania biegaczy na trasie. Szkoda...

Cały czas jest raczej chłodno. Tylko czasem słońce wyziera zza chmur i robi się upalnie.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce