Arkadiusz Skrzypiński: „Nie mam marzeń, ja mam cele”

 

Arkadiusz Skrzypiński: „Nie mam marzeń, ja mam cele”


Opublikowane w śr., 15/10/2014 - 15:36

Co pan ma w swoim programie wyborczym dla osób niepełnosprawnych i sportowców?

Startuję jako kandydat bezpartyjny i chciałbym kontynuować linię programową, która już jest. Szczecin i jego infrastruktura sportowa szybko się rozwijają. Staram się zachęcać do sportu, do aktywności i do życia. Wychowałem się w centrum miasta. Był taki czas, że marnowałem swoje życie i czas na stanie w bramie. Przypadkiem trafiłem do klubu sportowego dla niepełnosprawnych i odkryłem inne życie. Zaczęła się przygoda. Staram się pokazywać innym, że to jest możliwe i co najważniejsze, nigdy nie jest za późno. Trzeba tylko chcieć. Ja nie mam marzeń, a jedynie cele.

Często osoby, które patrzą z boku mówią „bo ty to masz szczęście, sponsorów i jest ci łatwiej”. Zaczynałem od zera, od tego stania w bramie. Na początku nie miałem nic, na wszystko musiałem sobie sam zapracować i dzięki temu wiem, że to jest możliwe. Chciałbym przekazać to innym. Zostałem obdarzony ogromnym zaufaniem otrzymując drugie miejsce na liście wyborczej. Jeśli zostanę radnym, na pewno nie zmarnuję okazji, by zachęcać do aktywności innych.

Sport osób niepełnosprawnych ciągle jeszcze jest tematem pobocznym. Czy będzie pan działał w obszarze jego popularyzacji?

Myślę, że w tym obszarze dużo udało się już zrobić. Gdy zaczynaliśmy uprawiać kolarstwo ręczne, temat był zupełnie nieistniejący. Potem zaczęły się pojawiać informacje w mediach lokalnych, a przed igrzyskami w Pekinie, materiały trafiały do mediów regularnie. Ważniejszym zadaniem było jednak stworzenie kadry Polski, która wtedy nie istniała. Pamiętam, że ze Zbyszkiem Wandachowiczem intensywnie myśleliśmy, co tu zrobić, żebyśmy mogli oficjalnie brać udział w mistrzostwach świata. Myślę, że to jest nasz największy wkład w popularyzację tej dyscypliny. W tej chwili bardzo dużo w temacie robi Rafał Wilk, założył fundację i myślę, że to też przyniesie efekty.

Rozmawiamy w okresie roztrenowania, ale lada moment rozpoczyna pan przygotowania do kolejnego sezonu. Jakie ma pan plany startowe?

Najważniejszym startem będą oczywiście mistrzostwa świata, które odbędą się w Szwajcarii, ale razem z moim teamem planujemy jakiś długi start. Szczegóły jeszcze nie są znane. Nie zdecydowaliśmy, czy to będzie coś takiego, jak 2 lata temu, gdy startowałem na dystansie ponad 500km w Norwegii, czy może tak, jak w Niemczech, gdzie pokonałem 320km. Na pewno jednak start długodystansowy jest brany pod uwagę.

Czy po igrzyskach w Rio planuje pan zakończenie kariery sportowej?

Na razie jestem na etapie przygotowań i nawet nie mam pewności, czy otrzymam kwalifikacje do Rio, ale przyjmując, że tak się stanie, jest bardzo prawdopodobne, że po olimpiadzie pożegnam się z kadrą Polski. Nie sądzę abym skończył ze sportem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym nie jeździć na handbiku, ale będę to robił wyłącznie dla czystej przyjemności. Pewnie będę też startował w mniejszych imprezach z moim teamem. Może w końcu zakupię sobie wózek do tenisa i będę miał czas również i na tę dyscyplinę. Aktywność fizyczna musi być, przecież nie mogę dopuścić, żeby mi za bardzo brzuch urósł (śmiech). Poza tym jestem domatorem, a niektórzy twierdzą, że jestem leniem, bo uwielbiam nic nie robić (śmiech).

Leniem? Przy takiej liczbie codziennych treningów? Ile kilometrów dziennie pan przejeżdża?

Właściwie nie wiem. Nigdy tego nie sprawdzam. Trenuję na czas, nie na dystans. Zimą mniej więcej 4 godziny spędzam na handbiku i do tego dochodzi jeszcze siłownia. Latem jest mniejsza objętość treningów, ale za to większa intensywność. Zdradzę swój sekret i powiem, że nienawidzę trenować. Wiem, że muszę iść na trening, bo jak nie pójdę, to nie będzie formy, nie będzie dobrego wyniku. Trening to dla mnie zawsze obowiązek, ale jak już go zacznę, daję z siebie wszystko i ciężko zasuwam. W pozycji leżącej na handbiku właściwie nic nie widzę. Na zawodach przejeżdżam obok zabytków i różnych ciekawych miejsc, ale dowiaduję się o tym analizując trasę, bo sam nie mam okazji, żeby to zobaczyć. Nie trenuję też ze słuchawkami w uszach. Po prostu nie lubię tego. Pozostaje więc patrzenie w niebo. To się może znudzić (śmiech). Co innego po treningu. Wtedy czuję ogromną satysfakcję.

Dziękujemy za rozmowę

Rozmawiała Ilona Berezowska

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce