Olga Łyjak – „Lubię mieć pod górkę”

 

Olga Łyjak – „Lubię mieć pod górkę”


Opublikowane w pt., 03/06/2016 - 13:23

Z tego co wiem, zimą namiętnie przemierzasz Tatry na skitourach. Bierzesz też udział w zawodach skitourowych? Masz może do czynienia z innymi sportami górskimi, np. wspinaniem?

W tym roku przemierzałam głównie z buta i raka. (śmiech) W zeszłym roku więcej chodziłam na fokach, w tym długo nie było zimy, a jak przyszła, rozchorowałam się na dobre. Myślałam o startowaniu w verticalach, ale właśnie zdrowie pokrzyżowało mi plany, w przyszłym roku chciałabym spróbować. Potrzebuję tylko odpowiedni, lekki sprzęt, bo z moim już na starcie jestem na straconej pozycji. Jeśli chodzi o wspinanie, to odkąd się przeprowadziłam, chodzi mi po głowie wspinanie w Tatrach, ale najpierw trzeba mieć solidne podstawy w skałkach. Na szczęście wreszcie znalazłam czas na sześciodniowy kurs skałkowy – ogrom wiedzy o zasadach asekuracji i wspaniała przygoda! No i niesamowicie mocna praca nóg i całego ciała, co mi się bardzo podoba.

Trzeba się też wykazać inteligencją, jest współpraca z partnerem, któremu powierzamy nasze życie. Ten sport i spędzanie czasu w górach jest niesamowite i tak inne od samotnego biegania po górach. Wciągnęło mnie to i będę chciała się w tym doskonalić. Góry bardzo pochłaniają i naprawdę ciągle chciałabym w nich przebywać – a żeby nie przesadzić z bieganiem, to wspinanie jest świetną alternatywą.

Z innych sportów lubię rower. Kiedyś to był rower górski, którym przemierzyłam z sakwami pół Europy, ale chciałam spróbować czegoś nowego i kupiłam kolarkę, zimą trochę jeździłam na trenażerze rolkowym, takim odzwierciedlającym prawdziwą jazdę. Dopiero niedawno wybrałam się na moją pierwszą przejażdżkę rozpoznawczą, a nim się obejrzałam, byłam już w Oravicach na Słowacji – tak mnie ta jazda pochłonęła! Gdy wróciłam, miałam na liczniku prawie 70 km i 1000 metrów w pionie – szosa to rewelacyjna sprawa, zwłaszcza w takim pięknym rejonie. Zamierzam więcej jeździć. Gdy wracam autem na Podhale przez różne miasteczka pustymi, nieskazitelnymi asfalcikami, to zapamiętuję, gdzie są fajne trasy na szosę i mam już na oku parę świetnych miejsc, poza oczywiście trasą dookoła Tatr, gdzie znam na pamięć każdą dziurę.

W sierpniu i wrześniu tego roku wybierasz się na dwa z trzech biegów w cyklu Skyrunner Extreme – Trofeo Kima i Glen Coe Skyline (wcześniej jest jeszcze Tromsø Skyrace). Czy to znaczy, że najlepiej się czujesz i najwięcej zyskujesz nad resztą stawki na takich bardzo trudnych technicznie trasach?

Te biegi to będzie wielka przygoda i nie myślę dużo o konkurencji, tylko o tym, żeby pobiec jak najlepiej i najlepiej się przygotować. Są dużo lepsze ode mnie dziewczyny, które świetnie biegają w trudnym terenie. Chcę wystartować w tych biegach, bo mnie to kręci i dobrze się czuję w takim terenie. Powiem nawet, że ciągnie mnie do takich ekstremalnych biegów, lubię wdrapywać się po jakiejś grani albo stromym żlebie i to jeszcze najlepiej gdy jest zupełnie dziko i nie ma ludzi. Ale chyba najbardziej uwielbiam te widoki, gdy biega się po graniach i wbiega na wysokie szczyty. To są niezapomniane przeżycia i chyba dlatego tak lubię biegać po Tatrach. W Tatrach jest wiele szlaków, które trudnością odpowiadają fragmentom trasy Kima czy Glen Coe i bardzo je lubię, mam takie swoje ukochane miejsca.

W ciągu ostatniego roku, m.in. za sprawą Marcina Świerca i jego występów w Tromsø i w alpejskich MŚ w skyrunningu pojawiały się dyskusje o takim bieganiu (czy to jeszcze w ogóle bieganie?) na pograniczu wspinaczki. Co o tym sądzisz?

Właśnie, czy to jest bieganie. Marcin Świerc zdaje się, że powiedział, że to nie ma wiele wspólnego z bieganiem. Ale czy jest taka dyscyplina sportowa jak bieganie? Nie ma. Jest lekka atletyka, a nią na pewno takie biegi nie są, są biegi górskie, ale ktoś nazwał bardzo trudne technicznie biegi wysoko w górach skyrunningiem, a potem jeszcze wymyślił wersję extreme. Więc jest to na pewno inna dyscyplina, niż lekka atletyka i trochę inna od zwykłych biegów górskich. Ostatnio modne są próby porównywania biegaczy z asfaltu do biegaczy górskich, zadawanie pytań, co jest trudniejsze, co łatwiejsze, czy biegacze górscy mają łatwiej, bo biegają z górki i wtedy mogą odpocząć itp. Te porównania to według mnie szukanie celowo kontrowersyjnego tematu, co blogerzy szczególnie lubią, bo zaraz mają setki komentarzy. A to jest przecież inny sport.

Co do zmęczenia, to biegnąc w dół z maksymalną prędkością można się bardziej zmęczyć, niż biegnąc po płaskim, bo na mięśnie działają dodatkowe siły zewnętrzne. Po takim długim zbiegu mięśnie często są jak z waty i trzeba wykrzesać z siebie ostatnie siły, żeby biec pod górę. Owszem, można przejść do marszu, ale gdy się ścigasz i ktoś cię goni, biegnie się na tych nogach jak z waty i wykrzesuje energię nie wiadomo skąd. Na asfaltowym maratonie sztuką jest natomiast utrzymanie stałego, dobrego tempa, żeby osiągnąć wymarzony wynik i walka z samym sobą – to zupełnie inna bajka. Tak samo skyrunning jest inną dyscypliną, niż biegi górskie. Przykładowo w Tymbarskich Pagórkach, w których biegłam 3 maja, zbiegałam w tempie 3:00, a po skałach w Tatrach raczej nigdy nie będę zbiegać w takim tempie. A czy skyrunning to bieganie? To według mnie kwestia bardzo względna. Bartosz Gorczyca Bieg Ultra Granią Tatr pewnie w całości przebiegł, ja większość podejść maszerowałam. Więc dla niego to było bieganie, dla mnie tylko częściowo. Ale nawet łatwe technicznie biegi ultra to nie dla każdego bieganie. Dla Marcina Świerca ultra to bez wątpienia bieganie i to szybkie, a dla większości amatorów ultra to marszobieg z przewagą marszu.

Z drugiej strony, nawet trudną wysokogórską wspinaczkę można pokonać niemalże biegiem, jak to robi np. Ueli Steck. Dlatego według mnie dyskusje co jest bieganiem, a co nie, nie mają sensu, tak jak porównywanie lekkiej atletyki do biegów górskich, czy biegów górskich do skyrunningu. W ogóle biegi górskie są nieporównywalne same do siebie i to jest właśnie w nich piękne, nie ma stałej trasy, tempa, tętna i życiówek na różnych dystansach.

Dla mnie skyrunning to jest po prostu jak najszybsze przemieszczanie się w trudnym, górskim terenie, a bieganie tam, gdzie jest to możliwe. Skyrunning to też na pewno nie jest wspinaczka, bo nie ma przecież do pokonania żadnych ścian.


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce