Mariusz Ubych: Na mecie w Krynicy czułem się jak na czerwonym dywanie przed premierą superfilmu

 

Mariusz Ubych: Na mecie w Krynicy czułem się jak na czerwonym dywanie przed premierą superfilmu


Opublikowane w pon., 20/01/2020 - 12:24

– W biegu ultra jedyne, co jest zwykle łatwe, to zapisanie się na niego. Chociaż w trakcie biegu nie odczuwałem żadnych dyskomfortów, to w kolejnych dniach było naprawdę ciężko. Wszelkie bóle, trudności w chodzeniu, problemy ze wstaniem z łóżka, to najlepsza nagroda, jaką otrzymałem na tym biegu. Kocham ten stan – podkreśla Mariusz Ubych, finiszerów Biegów 7 Dolin na 64 km i 100 km.

Całkiem długo już pan biega. Pierwsze wyniki w zawodach można znaleźć już w 2014 roku.

Mariusz Ubych: A wszystko zaczęło się zimą 2013 roku. Przez problemy z nadwagą spowodowane brakiem ruchu (93 kg przy 178 cm) miałem ogromne wyrzuty sumienia, że jako fizjoterapeuta, specjalista od ciała, tak się zapuściłem. Ubrałem się w ortalionowy dres, założyłem kilkuletnie adidasy i ruszyłem na podbój tras biegowych. Przebiegłem 1700 m i umarłem. Z każdym kolejnym wyjściem było jednak coraz łatwiej. Jednak nie lubiłem tego. Po trzech tygodniach skręciłem kostkę i pojawiła się wymuszona przerwa. I po dwóch dniach byłem mocno podirytowany faktem, że nie mogę pobiegać. Wiedza, którą posiadam pozwala mi naprawić się na tyle, że przerwa przy takiej kontuzji wynosi dwa dni, a nie dwa. Po powrocie już wiedziałem, że chyba to lubię. Po około dwóch miesiącach potrafiłem marszobiegami pokonać 10 km i tak sobie biegałem. W styczniu 2014 roku wybrałem się na pierwszy parkrun i godzinę później zapisałem się na pierwsze zawody – na 10 km przy łódzkim maratonie DOZ.

No właśnie najczęściej biega pan 5 lub 10 km, więc skąd pomysł, by wybrać akurat królewski dystans Festiwalu Biegowego w Krynicy na 100 km?

Przez lata zarzekałem się, że nigdy nie będę biegać ultra. Przede wszystkim ze względu na brak czasu. Pracuje po to, żeby inni mogli biegać, a pacjenci są dla mnie inspiracją. Zawsze, gdy pojawią się "niechcemis" przypominam sobie, że są tacy, którzy by chcieli, ale nie mogą. Mój starszy brat zaczął startować w ultra szybciej, choć przygodę z bieganiem zaczął dwa lata później. Zanim pobiegłem 100 km, rok wcześniej zapisałem się na 64 km w Krynicy. Bodźcem do startu była chęć poznania świata ultra brata. Liczyłem na wspólny bieg, jednakże z powodów rodzinnych nie mógł pobiec. Stanąłem na starcie więc sam. Bez doświadczenia i treningu ultra. Do 30 km wszystko szło po mojej myśli. Potem włączył się przeciążony LTBS, czyli problem w kolanie. Każdy zbieg ze łzami w oczach i zaciśniętymi zębami. Wiedziałem co mi jest, więc nadrabiałem na płaskim i na podbiegach. Bieg ukończyłem po 9 godzinach i 36 sekundach. Szczerze mówiąc nie planowałem powrotów.

A jednak znów się pan pojawił w Krynicy…

Tak, udział w tym biegu był formą rewanżu za pierwszy w życiu DNF, który miał miejsce na Biegu Rzeźnika 105. Zszedłem z trasy na drugim punkcie kontrolnym z powodu bólu pleców. W trakcie biegu byłem pewien ze względu na lokalizację i charakter objawów, że zbliża się kolka nerkowa, z którą miałem przyjemność spotkać się już dwukrotnie. Widocznie tak musiało być, że pierwsza setkę ukończyłem właśnie w Krynicy. Sam festiwal jest fantastyczny, jak i samo miasto. To cudowny przedłużony weekend, na którym spotykają się najwięksi wariaci w Polsce. W zasadzie Festiwal Biegowy to same plusy, począwszy od wysokości opłat startowych, przez ogromny wybór dystansów, atrakcyjne trasy, dobry termin zawodów, fantastyczna atmosferę i profesjonalną organizację.

W związku z zejściem z trasy Rzeźnika były specjalne przygotowania pod te 100 km?

Tutaj pana zaskoczę. Nie było. Miesiąc wcześniej rozpocząłem współpracę z fantastycznym trenerem - Mariuszem Kotelnickim i dołączyłem do teamu AkademiaBiegacza.pl Salos Wodna. Celem współpracy było poprawienie wyników na 5 i 10 km, a przyszłościowo, by zaliczyć jubileuszowy 10. maraton z bardzo dobrym wynikiem. Właśnie jesteśmy w trakcie realizacji tego planu, a rozwiązanie już tydzień po świętach wielkanocnych w rodzinnej Łodzi. Bieg na setkę miał być rewanżem i odskocznią od szybkiego biegania. Na treningi pod ultra jak już wspomniałem nie miałem zbyt dużo czasu. Tego roku może trzy razy przebiegłem po lesie około 30 km, nie trenowałem podbiegów ani zbiegów. Totalny spontan.

To spodziewam się, że zmierzenie się z B7D na 100 km nie było łatwe?

Trasę biegu w większości już znałem z 64 km. Największą niewiadomą była część nocna. Warunki pogodowe były świetne, biegło się rewelacyjnie. Wiedziałem, że muszę ukończyć tą część jak najszybciej, bo kolejnego dnia może być ciepło. W nocy zaliczyłem 4 wywrotki, a docierając do pierwszego przepaku wyglądałem na nieźle poturbowanego. Tu pojawił się kryzys. Miałem za sobą nieco ponad 30 km, a sił było mało. Obecność trenera na tym punkcie jednak dała mi kopa i ruszyłem po swoje. Przecież to był rewanż, więc nie mogłem się poddać. Pomiędzy czerwcową porażką, a biegiem w Krynicy przeanalizowałem co zrobiłem źle. Dlatego wzmocniłem korpus, zwolniłem na zbiegach i to było lekarstwo na bóle pleców czy kolan.

W trakcie biegu nie dokuczało mi nic, nawet skurcze. Najtrudniejszy odcinek biegu to oczywiście Wierchomla. Taka niepozorna na profilu, a nie ma końca. Wdrapywaliśmy się na jej szczyt, a ja w tym czasie mijałem dziesiątki zawodników. To dawało mi to kolejnego kopa motywacyjnego. W biegu ultra jedyne, co jest zwykle łatwe, to zapisanie się na niego. Chociaż w trakcie biegu nie odczuwałem żadnych dyskomfortów, to w kolejnych dniach było naprawdę ciężko. Wszelkie bóle, trudności w chodzeniu, problemy ze wstaniem z łóżka, to najlepsza nagroda, jaką otrzymałem na tym biegu. Kocham ten stan.

Jakie to uczucie po tylu godzinach wbiec na metę?

Fantastyczne. Końcówka biegu była dla mnie swego rodzaju rozwinięty przez organizatorów czerwony dywan, jaki rozkładają z okazji premiery super filmu. Kibiców mnóstwo, długa prosta, a ty po 100 km biegniesz tempem poniżej 4:00 ze łzami w oczach. Płakałem i byłem bardzo szczęśliwy.

Festiwal Biegowy czymś pana zaskoczył?

Nie było, czuję się w Krynicy jak u siebie. Jest tu po prostu świetnie. Co do startu jeszcze nie podjąłem decyzji, bardzo możliwe, że wrócę, jednakże po wiosennym maratonie planowałem skupić się na biegach 5 i 10km. Jestem w takim wieku, że mogę jeszcze sporo uciąć, a wiadomo, że bieganie długodystansowe nie działa korzystnie na szybkość. Prawdopodobnie pojadę wystartować na tych właśnie dystansach, a na ultra i tak na pewno wrócę, jak ogarnę się czasowo.

PROGRAM 11. TAURON FESTIWALU BIEGOWEGO

ZAPISY

AK


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce