Runek Run 22 km Ambasadora. „Nie było łatwo!”

 

Runek Run 22 km Ambasadora. „Nie było łatwo!”


Opublikowane w czw., 04/10/2018 - 09:31

Historia lubi się powtarzać, znów na Festiwal pędzę z daleka i na ostatnią chwilę ale gdybym miał wybrać tylko jeden bieg w roku, to nie wahałbym się - tylko tu w Krynicy! - pisze Łukasz Fuglewicz, Ambasador Festiwalu Biegów.

Po przejechaniu ponad 800 km, 11 godzinach w aucie głównie jako kierowca, na wpół przytomny kładę się na 3 godziny spać.

Najtrudniejszy był poranny rozruch, potem poszło jak z płatka. Na dworze mimo wczesnej godziny, czyli 7:00, było przyzwoicie ciepło. Zapisy bez kolejki. Znajomi już zmierzali w moim kierunku by się przywitać. Szatnia pod nosem, znów bez kolejki... raptem komunikat, że za 4 minuty start. Zajmuję dogodne miejsce bez problemu przemieszczając się przez luźny tłum biegaczy do przodu.

Fakt pada, jednak działa to niczym przyjemna orzeźwiająca bryza w przyjemnie ciepły dzień. Jest 8:50. GOOOOO!!!

Na myśl o trudzie szlaku i specyficznym bieganiu w górach w rytmie sapania przewijają mi się przez myśl hasła, żeby przetrwać tą katorgę i raczej walczę sam ze sobą. Intensywnie skupiam się jak osiągnąć kompromisowe rozwiązanie - przyjemność z biegu w deszczu pod górę po śliskich kamieniach i błocie, a nie odpadanie w tył, przechodzenie do chodu i dołujące wyprzedzanie przez starszych o kilkadziesiąt lat biegaczy, ale też młodzież, amatorów biegania, kobiety, otyłych, czy nordic walkerów... nie ujmując im wszystkim.

Wygrywa hasło „Mój bieg moje cierpienie”. Cały czas się trzymam choć nie wiem jak jeszcze długo. Mam wrażenie, że wolniej się już chyba nie da! Gdyby to były zawody slow jogging to rozumiem, ale tu liczy się prędkość i wytrzymałość.

Doczekałem długiego zbiegu, z którego słynie ten odcinek górski i grzbiet spływający z Runku ku Słotwinom. Pierwszy raz włączają mi się hamulce na zakrętach – boję się o poślizg.

Meta już tuż, tuż, słuchać rozentuzjazmowany tłum, niestety łapią mnie skurcze. Mięśnie mam wyklepane, nabrzmiałe. Nie przyśpieszam ale też nie daję się wyprzedzić. Nie staję.

Przekraczam linię mety i delektuje się emocjami, smakiem banana i pomarańczy, wodą mineralną oczywiście z sądeckiego odwiertu. Wraz ze mną cieszą się znajomi. Jeszcze tylko pamiątkowa fotka i czas skorzystać z innych atrakcji niekwestionowanej stolicy polskich biegów górskich.

Łukasz Fuglewicz, Ambasador Festiwalu Biegów


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce