12h Night Castle Run: naprawdę mocny debiut! [ZDJĘCIA]

 

12h Night Castle Run: naprawdę mocny debiut! [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 01/07/2018 - 17:28

To nie jest bieg dla mięczaków. Bardzo pomylili się ci, którzy myśleli, że będzie miło, łatwo i przyjemnie, bo na zamku, charytatywnie i w środku lata. Tymczasem pogoda spłatała figla i nocą temperatura spadła do kilku stopni, sprawiając, że zawodnicy musieli zmierzyć się nie tylko z imponującym przewyższeniem trudnej technicznie trasy, ale też z niemal syberyjskim zimnem.

12 h Night Castle Run to impreza, która w tym roku pojawiła się w kalendarzu po raz pierwszy, ale był to debiut z przytupem. Organizator postarał się o przyznanie punktów ITRA oraz statusu biegu kwalifikacyjnego UTMB. Już sam ten fakt powinien wzmóc czujność uczestników. Jednak wielu dopiero tuż przed biegiem zdało sobie sprawę na co się porwali. Olsztyński zamek wznosił się na wzgórzu, górując nad strefą startu/mety i uświadamiając wszystkim, że będzie gdzie podbiegać. A to dopiero początek…

Pierwsze, honorowe okrążenie trasy poprowadził jej autor Sebastian Nicpoń, Ambasador Festiwalu Biegów. I całkiem słusznie, bo trasa okazała się dość zawiła, kręta i trudna technicznie. Strome podbiegi przeplatały się ze śliskimi zbiegami, spod nóg obsuwały się luźne kamienie a w kilku miejscach należało przeskoczyć murki. Jedno okrążenie mierzyło 4,15 km i miało 200 m przewyższenia.

- Znam tę okolicę, ale byłam bardzo zaskoczona, że można tutaj przygotować tak trudną trasę. Spodziewałam się, że będzie wiodła dookoła zamku a nie dokładnie przez niego. Chciałam nawet zrezygnować, kiedy to zobaczyłam. Trasa była naprawdę wymagająca i trudna. Podbiegi i zbiegi były właściwie cały czas – mówiła po dekoracji Patrycja Malorny, która pokonała najwięcej, bo 21 okrążeń. - Szczerze mówiąc, nigdy nie startowałam w biegu 12 h, specjalizuję się w maratonach. Treningowo udało mi się czasem nabiegać 50-60 km, ale zawsze po asfalcie. Nigdy nie startowałam w biegach górskich – przyznała zwyciężczyni, która na co dzień wykonuje pracę biurową i biega, żeby się od niej oderwać.

Wśród mężczyzn bezkonkurencyjny okazał się Łukasz Duchnowski, znany ze świetnych występów w Biegu Katorżnika i Setce Komandosa: - Znalazłem ten bieg w Internecie i pomyślałem, że spróbuję a przy okazji zrobię dobry trening. Udało się wygrać, ale było naprawdę ciężko. Muszę przyznać, że niejeden górski ultramaraton się kryje przy tej imprezie – przyznał zwycięzca. – Najgorsze były podbiegi, ale swoje zrobiła też temperatura. Dużo morsuję, ale tutaj i tak marzłem. Noc i ciemności mi nie przeszkadzały, bo bardzo dużo trenuję w nocy. Czasem o 23:00, czasem o 4:30. To najgorsza pora, kiedy najbardziej chce się spać, ale mam wprawę – zdradził.

Z nocną porą i zimnem najgorzej radzili sobie uczestnicy biegu sztafetowego. Oni musieli czekać na swoje zmiany, wielokrotnie wychładzając organizm. Na szczęście organizator zadbał o gorące napoje oraz szeroki wybór ciepłych dań.

Swoją sztafetę wystawiła też zdobywczyni Korony Ziemi Miłka Raulin: - To piękna idea, żeby wesprzeć Franka – wyjaśniła, zwracając uwagę na wymiar charytatywny imprezy. – Nie znałam go osobiście, ale znam kogoś, kto go zna. Zorganizowałam sztafetę, nawet międzynarodową, bo jest z nami mój przyjaciel z Argentyny. Jesteśmy nieprzytomni, zmęczeni i kontuzjowani, nastawiamy się tylko na dobrą zabawę. Mam na koncie trochę maratonów i półmaratonów, ale ulicznych, więc to mój debiut w biegu górskim. Ale nie ma się czego bać, najważniejsze, że robimy to dla Franka.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce