"Bieg, którego nie ma". Bieg Kreta i niebotyczny dystans po Trójkącie Sudeckim

 

"Bieg, którego nie ma". Bieg Kreta i niebotyczny dystans po Trójkącie Sudeckim


Opublikowane w wt., 09/04/2019 - 17:16

Jest w Sudetach taki bieg. Nazywa się Bieg Kreta. Skąd kret? To nie kret, to Kreta, grecka wyspa. Choć bieg w polskich i czeskich Sudetach. Nazwa jest żartobliwa, wzięła się z zabawnego nieporozumienia, o którym pisaliśmy przed kilku laty (kliknij poniższy link).

Bieg Kreta - antidotum na komercję

– Od tamtej pory hasła „bieg kreta” używamy do określenia wszystkiego, czego nie ma. A naszej imprezy tak jakby nie było, bo jest kompletnie niekomercyjna – wyjaśnia Aleksander Łężniak, prezes Klubu Biegacza Sobótka, organizatora Biegu Kreta.

– Bieg wymyślił 6 lat temu Przemek Demków z naszego klubu i najpierw sam go pobiegł: z masywu Śnieżnika do Gór Sowich, przez Góry Bialskie, Złote i Bardzkie. To było niecałe 110 km. Od początku był to z założenia bieg darmowy, bez wpisowego – wspomina Łężniak. – Trasa nie jest oznakowana, pomiar czasu jedynie na mecie, a my tylko wspieramy biegaczy piciem i jedzeniem na punktach oraz mobilnym przepakiem. Początkowo startowało 10-20 osób, potem wprowadziliśmy kaucję: zgłaszający się wpłacali kilkadziesiąt złotych, które zwracaliśmy tuż przed startem. To wynikało z tego, że część zgłaszających się nie pojawiało się na zawodach. Dla tych, którzy biegli, dalej było  bezpłatnie. Dopiero w tym roku pojawiła się oplata startowa, ale też – jak na górskie ultra – niewysoka, bo wynosi 100 złotych. A w tym roku wydłużyliśmy dystans do 148 km: zawodnicy wystartowali z Kletna, czyli pod Śnieżnikiem i pobiegli do mety w Sobótce. Na trasie mieli do dyspozycji 6 punktów żywieniowych.

Na tym nowym, wydłużonym dystansie niespełna 150 km, wystartowało w piątkowy wieczór 40 biegaczy. Do mety w Winnicy Celtica w Sobótce dotarło 28 osób. Zwycięzca Kamil Ostapski z Wrocławia potrzebował na pokonanie trasy niecałej doby, dokładnie 23 godzin i 43 minut. Cztery godziny później na metę dotarli wspólnie kolejny wrocławianin Piotr Kalembkiewicz i Andrzej Szeremeta z Warszawy, sklasyfikowani ex-aequo na drugiej pozycji.

Panie ukończyły bieg w komplecie. Na starcie stanęła tylko jedna i ona właśnie wyzwanie ukończyła. Katarzyna Chomiak z Jedliny-Zdroju, miejscowości położonej pomiędzy Górami Wałbrzyskim i Sowimi, z sudeckimi szlakami obeznana więc doskonale. Jedlina to miejsce, gdzie za miesiąc już po raz szósty odbędzie się Półmaraton Górski Jedlina-Zdrój, należący od lat do Ligi Festiwalu Biegów.

Katarzyna Chomiak potrzebowała na pokonanie 148-kilometrowej trasy 37 godzin i 59 minut, przybiegła z Kamilem Dwornickim, a w pokonanym polu (a raczej na szlaku) zostawiła jeszcze 9 mężczyzn.

Jako ostatni, 28 finiszer, pojawił się w Sobótce dwie godziny przed 2-dobowym limitem Krzysztof Żak. Czas 70-letniego (!) wrocławianina, najstarszego zawodnika imprezy, to 45:59.

– Trzeba powiedzieć, że warunki pogodowe w tym roku bardzo sprzyjały biegaczom – przyznaje organizator Biegu Kreta. – Było ciepło, bardzo przyjemnie, cały czas słońce, nawet w nocy nie było zimno. Dobre warunki panowały także na Śnieżniku. Porównując do ubiegłych lat, aura była wyjątkowa.

Tym, co jednak najbardziej wyróżnia tegoroczny, szósty Bieg Kreta, jest Bieg Kreta Hardcore. Niewiarygodne wręcz 378 kilometrów po Trójkącie Sudeckim, legendarnej trasie Ślęża – Śnieżka (100 km) – Śnieżnik (240 km) – Ślęża (378 km), do tej pory w całości ponoć niepokonanej. Idea Trójkąta narodziła się w latach 80 ubiegłego wieku.

– Kiedyś wędrujący po górach studenci zmawiali się na wyzwanie i pokonywali jedno z ramion tego trójkąta – opowiada Aleksander Łężniak. – My wymyśliliśmy bieg po całym Trójkącie dość spontanicznie na jednym ze spotkań zarządu klubu. Miał być stworzony pod jednego z naszych najlepszych zawodników Krystiana Ogłego, który przygotowuje się do startu w ultramaratonie Badwater 135 w amerykańskiej Dolinie Śmierci.

"Ludzie pomagają mi spełnić marzenie. Bardzo im dziękuję". Krystian Ogły pobiegnie w ultramaratonie Badwater 135

– Okazało się, że Krystianowi taki bieg nie pasował ze względu na porę roku i zbyt długi dystans, po którym, zamiast trenować do Badwater, musiałby kilka miesięcy odpoczywać. Idea jednak pozostała, rzuciliśmy pomysł w internecie i kilka osób chętnych się znalazło! – wyjaśnia genezę Hardcore-378 km szef KB Sobótka.

Postanowili połączyć dystans z tradycyjnym Biegiem Kreta, tak by uczestnicy Hardcore’a wystartowali w środę po południu i po 48 godzinach dołączyli do głównej trasy. Na pokonanie 378 km dostali limit 100 godzin. Przez dwie doby organizatorzy wspierali 6 śmiałków mobilnym punktem żywieniowym, potem korzystali oni już z punktów stałych na trasie Biegu Kreta-148 km.

W limicie, czyli do niedzielnego wieczora, bieg ukończył jeden zawodnik. Dariusz Skrobała z Poznania pojawił się na mecie w Sobótce w niedzielę niecałe pół godziny po 16:00, czyli po 4 dobach i 26 minutach od startu. Na mecie został gorąco i gromko przywitany przez 50-osobowa ekipę organizatorów i wolontariuszy. – Na końcowym odcinku trasy towarzyszyliśmy Darkowi dużą grupą w eskorcie straży pożarnej, na mecie było bardzo radośnie: muzyka, szampany. Staraliśmy się jak najbardziej docenić jego wielki wyczyn! – relacjonuje Aleksander Łężniak.

Trasę Trójkąta Sudeckiego pokonali jednak także jeszcze dwaj biegacze: Lucjan Lipok i Grzegorz Krupa (KB Sobótka). Limit przekroczyli dość znacznie, o kilkanaście godzin, bo dotarli na metę w poniedziałek około 9, ale też zostali docenieni. – Czekaliśmy na nich i przywitali w Sobótce, a jeden z naszych kolegów saportował ich też od Przełęczy Tąpadła do mety – mówi Aleksander Łężniak.

Czy w przyszłym roku najodważniejsi biegacze znów dostaną szansę pokonania Trójkąta Sudeckiego? – Nie wiem – przyznaje szczerze prezes Klubu Biegacza Sobótka. – Nasza impreza jest całkowicie niekomercyjna, a kosztuje mnóstwo pracy i wysiłku. Saport dla uczestników Hardcore’a pociągnęliśmy od środy tylko we dwóch z Radkiem Puchałą, kolegą z klubu, a cała logistyka jest naprawdę trudnym wyzwaniem. Ja przez 4 doby imprezy spałem ledwie kilka godzin, więc jeszcze dzisiaj dochodzę do siebie – śmieje się Aleksander Łężniak i kończy: – Było naprawdę fantastycznie, ale o przyszłości biegu na 378 km nic jeszcze nie wiem.

WYNIKI

Piotr Falkowski

zdj. Aleksander Łężniak, Radosław Puchała


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce