Bielsko-Biała: Na trasie przeżyli prawdziwy horror [ZDJĘCIA]

 

Bielsko-Biała: Na trasie przeżyli prawdziwy horror [ZDJĘCIA]


Opublikowane w ndz., 29/10/2017 - 08:23

Na trasie biegu przeżyli prawdziwy horror: ciemność, niekończące się podejście i dziesiątki potworów, duchy, widma, zjawy i szkielety wyskakujące zza drzew, wyłaniające się z mroku, wychodzące z rowu i spadające z drzew. Nie wiedzieli gdzie są, ile jeszcze drogi przed nimi ani co ich czeka. I to wszystko na własne życzenie. W końcu sami zapisali się na trzecią edycję Horror Run.

Tegoroczna odsłona biegu zaskoczyła sporą frekwencją mimo niesprzyjającej pogody oraz ogromną kreatywnością zawodników. Tych, którzy się nie przebrali można było policzyć na palcach. Zdecydowana większość wybrała jakieś straszne kostiumy rodem z horroru, choć nie brakło pluszowych króliczków, misia i jednorożca. Dominowały jednak zjawy, potwory, duchy, ludzie z głowami przebitymi gwoździem, nożem, tasakiem, siekierą i innymi narzędziami, wampiry, mumie i im podobne.

Rekordziści swoje kostiumy przygotowywali… przez cały miesiąc! – Kostiumy robiliśmy przez miesiąc. Pomysł wzięliśmy z Internetu. Wszystko jest wzorowane na grze Skyrim, tutaj Daniel jest znawcą gier – mówiła Klaudia Szuba-Łata. – To połączenie wyglądu kilku postaci, bo nie udało nam się znaleźć takich, jakie chcieliśmy. I tak powstały nasze zbroje – podsumowała. Daniel Miska zdradził szczegóły techniczne: – Wszystko jest zrobione z fragmentów kartonu, klejonych na gorąco. Robiliśmy to miesiąc, ale miałem sporo czasu. W lipcu złamałem kość pięty i nie mogłem biegać. Musiałem czymś się zająć, więc cały wrzesień kleiłem kostiumy. – Wysiłek się opłacił, bo oboje zostali nagrodzeni za najlepsze stroje. Tym razem liczyła się kreatywność i fantazja a nie szybkość nie trasie. Na wyniki nikt nie zwracał uwagi.

Byli też tacy, którzy skorzystali z gotowych kostiumów. Niektóre wyglądały bardzo profesjonalnie. – Nie wiem skąd się wzięła ta maska… z szafy. Użyłam jej pierwszy raz na ten bieg – przyznała Malwina, która pokonała trasę razem z koleżanką Justyną. – Przebrałyśmy się za nikogo. O to chodzi, ma być po prosu strasznie. Jesteśmy tutaj pierwszy raz i bardzo nam się podoba. Było strasznie i trochę zimno. Trasa też nie była najłatwiejsza. Ale jesteśmy już teraz w stu procentach pewne, że pobiegniemy za rok i mamy nadzieję, że będzie jeszcze straszniej.

Trasa, choć krótka, była raczej intensywna. Uczestnicy zabawy musieli wspiąć się na szczyt Koziej Góry, czego nie ułatwiały podmokła trasa i błoto. Tym większe brawa należą się zawodnikowi, który pokonał ponad 4 kilometry przebrany za… materac. – To był spontaniczny pomysł – przyznał Marcin Białek. – Na dole mam wycięty otwór, żeby wejść do środka. Na początku biegło się łatwo, ale potem, pod górę, miałem trochę trudności. Taka górka dla materaca to wyzwanie – śmiał się. – Ale bawię się świetnie. I było nawet trochę strasznie.

Przeciwnego zdania był najmłodszy z uczestników imprezy, pięcioletni Mikołaj Sapeta: - Nie bałem się. To ja wystraszyłem jednego potwora! – chwalił się na mecie. – I wszedłem tu sam. Trochę się zmęczyłem po drodze, ale mama miała sok i wodę. – Zdradził a stojąca obok mama przyznała, że do startu namówiła ją koleżanka: - Stojąca tutaj obok Agnieszka, która brała udział w zabawie rok temu. Zabrała córkę, która jednak została na dole, bo trochę się przestraszyła różnych strachów, ale nasz dzielny Mikołaj dał radę i bardzo się cieszył, że może brać udział w biegu – mówiła Eliza Sapeta.

Na mecie na szczycie Koziej Góry na wszystkich czekały pakiety startowe z kubkami i upominkami od sponsorów oraz gorąca zupa dyniowa. Było też ognisko, muzyka i mnóstwo zabawy.

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce