Ciężkie buty, cegły w plecaku i 42 km walki w Maratonie Komandosa [FOTO]

 

Ciężkie buty, cegły w plecaku i 42 km walki w Maratonie Komandosa [FOTO]


Opublikowane w sob., 29/11/2014 - 22:08

Mroźny poranek w lesie niedaleko Lublińca. Trwa dziwne poruszenie. Między drzewami przemykają sylwetki w mundurach. Manewry wojskowe? Gorzej, Maraton Komandosa!

Z minuty na minutę wojskowych przybywa, gromadzą się wokół ośrodka Silesiana, gdzie trwa wydawanie numerów startowych. Dla każdego są dwa i to niewielkie, do przypięcia na lewej nogawce munduru i na plecaku. To dzisiaj elementy obowiązkowe dla wszystkich zawodników.

Pełny mundur (ewentualne dodatki i gadżety muszą być utrzymane w kolorystyce wojskowej), wojskowe buty z cholewą o wysokości co najmniej 19 cm oraz plecak. Ten ostatni musi pasować do munduru i ważyć minimum 10 kg, nie wliczając w to napojów zabieranych na trasę (nie ma punktów odżywczych). Wszystko zostanie dokładnie sprawdzone…

Na sporym placu trwa ważenie plecaków. W niektórych trochę brakuje, więc ich właściciele dodają, co się da: butelki wypełnione wodą, kamienie a nawet piasek. Kiedy waga spełnia kryterium, sprzęt trafia do specjalnego depozytu, z którego plecak można odebrać dopiero na specjalną komendę tuż przed startem. Jeszcze tylko obowiązkowe zdjęcie i rozgrzewka.

Temperatura sięga kilku stopni poniżej zera, czapki i kołnierze mundurów pokrywają się szronem. W tłumie przeważają polskie mundury, ale pojawiają się też naszywki U.S. Army. Są spadochroniarze, przedstawiciele marynarki wojennej, policjanci, strażacy a nawet ratownik górniczy w pełnym umundurowaniu, z aparatem tlenowym na plecach.

Wśród dziesiątek męskich sylwetek wyróżnia się drobna, kobieca. To Patrycja Dettlaff, która w Maratonie Komandosa startuje drugi raz. – Pomysł wpadł mi do głowy dużo wcześniej. W 2008 roku wystartowałam w Biegu Katorżnika, tak nietypowo zaczęła się moja przygoda z bieganiem – opowiada Patrycja. – Usłyszałam o Maratonie Komandosa, ale długo nie byłam przekonana, czy jestem w stanie ukończyć taki bieg w dobrym zdrowiu. Koleżanka mnie namawiała kilka lat i wreszcie jej się udało. Bardzo mi się podobało, więc wróciłam.

Wśród ponad 500 zapisanych zawodników, tylko 25 to kobiety. Czy czują się przez to źle? – Nie! Ja się czuję traktowana wyjątkowo, podobnie jak wszyscy zawodnicy. Bo tutaj każdego wyczytuje się na mecie – mówi Patrycja.

– Wiele osób pyta, jak dałam radę a ja zawsze mówię, że najtrudniejsza jest decyzja, żeby w ogóle wystartować. Ludzie różnie reagują, niektórzy chwalą, inni krytykują, że to niezdrowe. Rozumiem argumenty obu stron. Nie biegam szybko, ale jestem silna i tutaj mogę to pokazać. Jako kobieta czuję się dopieszczona, bo panowie na każdym kroku nam kibicują i nas wspierają. My ich chyba też mobilizujemy, bo kiedy jakiś mężczyzna na trasie idzie i zobaczy kobietę, od razu podrywa się do biegu! – śmieje się zawodniczka.

Wśród uczestników ekstremalnego biegu jest też Ambasador Festiwalu Biegowego Kazimierz Kordziński. Należy on do elitarnego grona trzech zawodników, którzy na starcie Maratonu Komandosa stają jedenasty raz, a więc zaliczyli wszystkie jego edycje. – Służyłem w wojsku, spodobało mi się tutaj. Kiedyś też należałem do klubu Meta Lubliniec, który to organizuje. Z każdym rokiem biega się coraz trudniej – przyznaje. – Człowiek nie jest już młody, zna się trasę, warunki atmosferyczne… Zawsze jest mały stres przed startem. Ale nie odpuszczam!

Uczestnicy Komandosa traktują Kazimierza Kordzińskiego jako specjalistę, zasypując go wszelkimi pytaniami. Korzystamy z doświadczenia i pytamy, jak ocenia przygotowanie zawodników do biegu. – Bywa różnie. Nawet ludzie, którzy nie od dziś są w wojsku, popełniają podstawowe błędy: zły ubiór, nie takie skarpety czy buty, zły dobór obciążenia do plecaka. Niektórzy biorą piasek, który spada na samo dno i mocno obciąża plecy a wiadomo, że najlepiej się nosi ciężar wyżej, na wysokości barków. Inni wkładają cegły. Ja wziąłem trzy butelki napełnione piaskiem i wodą, owinąłem kocem, włożyłem do worka foliowego. Do tego mała butelka, picie. Ważyłem plecak i wyszło 12 kg, jest w sam raz.

Przed startem gwar nie cichnie, ale po strzale startowym słychać już tylko charakterystyczne uderzenia ciężkich wojskowych butów o twarde podłoże. Nie ma rozmów i żartów, każdy walczy o przetrwanie, lepszy czas, honor swojej jednostki. Zwycięzcą jest każdy, kto podjął próbę.

Do mety dobiega 427 zawodników. Wśród nich najszybszy jest por. Piotr Szpigiel z Elbląga z czasem 2:55:40. Wśród pań triumfuje wielokrotna medalistka Mistrzostw Polski w Maratonie, Arleta Meloch, która… dzisiaj debiutuje w tego typu biegu. Chociaż przed startem mówiła, że traktuje go treningowo, na metę dociera w świetnym czasie 3:58:26, dając się wyprzedzić tylko 19 mężczyznom.

Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.

KM

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce