Maraton Beskidy - ostatni taki, choć... [ZDJĘCIA]

 

Maraton Beskidy - ostatni taki, choć... [ZDJĘCIA]


Opublikowane w sob., 04/11/2017 - 21:41

Dzisiejsza edycja Maratonu Beskidy była jubileuszową, dziesiątą i… ostatnią, zgodnie z zapowiedzią twórcy i komandora biegu Edwarda Dudka. Spowodowała ona większe zainteresowanie biegiem. Tym razem przyjechali nie tylko stali bywalcy, ale też ci, którzy dotąd słyszeli o legendarnej imprezie biegowej i nie chcieli przegapić ostatniej szansy na start.

Pogoda włączyła się w świętowanie jubileuszu, było wprost idealnie. Chłodno, ale słonecznie, bez grama deszczu. Nawet śnieg, którym baca od kilku dni straszył zawodników, stopniał prawie całkowicie. W okolicy szczytu Skrzycznego leżało jego resztki, które właściwie tylko w jednym miejscu pokrywały trasę grubsza warstwą. Trochę trudności i frajdy jednocześnie sprawił też zbieg z góry Matyski na ostatnich kilometrach trasy. Jego bardziej strome fragmenty zamieniły się w błotniste zjeżdżalnie.

Przed startem, już od kilku dni, trwały spekulacje na temat zwycięzcy. Pojedynek Robert Faron kontra Wojciech Probst zapowiadał się wyjątkowo ciekawie. Podczas biegu okazało się jednak, że Wojtek nie dał rywalowi szans i prowadził przez cały czas. Faron próbował gonić i przez moment tracił do Probsta zaledwie 1,5 minuty, ale ostatecznie strata ta powiększyła się jeszcze o minutę. Probst wygrał pewnie z robiącym wrażenie czasem 3:05:17.

Sam przyznał, że liczył na więcej: – Miałem w planach złamać 3 godziny. Niestety nie udało się, z różnych względów. Ale ten wynik też biorę i jestem zadowolony. Najgorszym fragmentem trasy była końcówka, 2 kilometry za Matyską, gdzie jeździliśmy jak na łyżwach w błocie po kostki. Ogólnie było ciekawie.

Drugi Robert Faron uzyskał czas 3:07:51 a trzecie miejsce z czasem 3:09:54 zajął Radosław Hetman. Wśród kobiet najszybsza była Paulina Janik, której pokonanie trasy Maratonu Beskidy zajęło 3:46:55. Drugie miejsce zajęła Sylwia Bondara (3:55:00) a trzecie Iwona Kik (3:58:23).

Maraton poza doświadczonymi górskimi biegaczami, przyciągnął też debiutantów: – Było ciężko. Bolały nogi, dokuczały skurcze… Musiałem wysoko podnosić nogi. Mieliśmy też magnez. Udało się. Liczyliśmy na 6:30 a udało się prawie pół godziny szybciej – mówił po biegu Marek Róg, który w Radziechowach postanowił zadebiutować w maratonie: – W Krynicy biegłem 34 km, tutaj pierwszy maraton. Namówiła mnie moja dziewczyna a ją namówił nasz kolega.

Ci, którzy raz wystartowali, nie potrzebują namowy do kolejnych startów. Tak jak Łukasz Fijałkowski, który biega w Radziechowach od trzech lat: – Warunki w tym roku były bardzo podobne, mieliśmy tym razem wyjątkowe szczęście do pogody. Biegło się naprawdę dobrze, ale rekordu nie ma, bo biegłem z kolegą, który startował pierwszy raz i podeszliśmy do tego asekuracyjnie. Szkoda imprezy, bo to podobno ostatni bieg. Teraz się dowiedziałem…

Większość osób była zasmucona informacją, że to ostatni organizowany przez Bacę Maraton Beskidy. Spekulowali, czy ktoś inny przygotuje imprezę za rok, niektórzy sugerowali nawet, że to tylko takie droczenie się z biegaczami i w przyszłym roku impreza znowu znajdzie się w kalendarzu. By tak się stało, byli gotowi przekonywać organizatora: – Musi by! Dlaczego? To proste. Bo my na nią przyjedziemy! – zadeklarowali wspólnie.  

KM


Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce