„Rzym to spełnione marzenie”. Biegacze z Bytomia o maratonie

 

„Rzym to spełnione marzenie”. Biegacze z Bytomia o maratonie


Opublikowane w pon., 31/03/2014 - 09:49

Jakie emocje towarzyszyły nam nam w biegu i na mecie?

Magda: Szczęście, ogromne szczęście, któremu towarzyszyły łzy, radość, śmiech, beztroska, wzruszenie ale także strach. Obawa przed każdym kolejnym kilometrem jest zawsze bo chociaż zdaje mi się, że znam swój organizm bardzo dobrze, to muszę być przygotowana, na to, że coś może pójść nie tak. Po przekroczeniu mety były oczywiście łzy szczęścia, szczęścia które wynagradza każdy ból pokonanego biegu.  Życzę każdemu człowiekowi takie szczęścia, jakiego doświadczam przekraczając linie mety i które utrzymuje się zawsze przez kolejne tygodnie. Takiego, które pozwala stanąć przed lustrem i powiedzieć „Jestem szczęśliwym, spełnionym człowiekiem”, a potem rodzi motywację do kolejnych wyzwań.

Grzegorz: Po drodze był jeden kryzys, około 36. Km, ponieważ miałem kolkę i pojawiły się obawy, że nie dobiegnę do końca. Dlatego przekroczenie linii mety wiązało się przede wszystkim z ulgą, że jednak się udało i ogromnym szczęściem, które towarzyszy każdemu ukończonemu biegowi.  Na 40. km zobaczyłam też osobę z flagą Polski i to spowodowało niesamowity przypływ energii. Dogoniłem go, by te ostatnie metry biec w asyście barw narodowych. Ostatecznie przybiegłem nieco szybciej niż biegacz z Polską flagą, który… okazał się Włochem! Ale to, że tam wtedy biegł dodało mi siły do pięknego finiszu.

Włosi mają to do siebie, że potrafią się bawić. Miałam wrażenie, że kibicować maratończykom wyszedł co najmniej co drugi mieszkaniec Rzymu. Krzyczeli, śpiewali i tańczyli, dopingowali nas, łamiąc sobie języki przy próbach odczytania imion z numerów startowych (niestety, jako niewymawialna dla Włochów Katarzyna słyszałam najczęściej pełną zawahania ciszę i „dawaj dalej!”). Jeden z włoskich maratończyków wpadł po drodze do kawiarni i pokonywał dalsze kilometry jedząc lody, które dostał od jednego z jej klientów. Inny poczęstował się kieliszkiem wina na Piazza Navona… Włoska spontaniczność stworzyła niezwykła atmosferę biegu.

Magda: Atmosfera podczas biegu była niesamowita, wręcz nie do opisania! Na każdym kroku dało się odczuć włoski temperament. Kibice nie zawiedli, mimo tak różnorakiej pogody. Muzyka, radość, śpiew…trudno o lepszą motywację.

Grzegorz: Wspaniała atmosfera udzielała się wszystkim, nie tylko biegaczom ale i kibicom. Już nie po raz pierwszy zauważyłem, że biegacze to jedna wielka rodzina i nie przeszkadza im nawet bariera językowa czy kulturowa.

Doświadczenie tak wyjątkowego biegu w tak niezwykłym miejscu okazało się nie tylko spełnieniem naszych marzeń, ale też… rozbudziło apetyt na dalsze przygody.

Bogdan: Jestem zadowolony i szczęśliwy, od początku do końca. Lekko oszołomiony pięknym, starym Rzymem, ale chętnie bym to powtórzył…

Marcin: Warto biegać, warto pobiec w Rzymie. Ból przeminie, wspomnienia pozostaną na zawsze. Cała wyprawa, skład ekipy, wszystkie przygody i napotkani ludzie pozostaną w pamięci.

Danusia: Myślę, że ten maraton dał początek jeszcze nie jednak takiej przygodzie w moim życiu!

Już teraz cała siódemka wybiera się na Festiwal Biegowy do Krynicy. I kto wie dokąd jeszcze…

Katarzyna Marondel

Fot. zdjęcia: Andrzej Gabryel/Katarzyna Marondel

Galeria: 

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce