W tym roku najsłodsza z rund Ligi Festiwalu Biegowego inaugurowała ferie zimowe w Warszawie. Frekwencja jednak dopisała, a sądząc po temperaturze sobotnich zmaganiach - dosłownie i w przenośni - tegoroczna „zima w mieście” zapowiada się bardzo wiosennie.
Uczestnicy imprezy nie mogli narzekać na aurę. Warunki do biegania były wręcz znakomite. Chociaż może dzieci rywalizujące w biegach towarzyszących kręciły trochę nosami, bo wiele by dały, by móc pojeździć dziś też na sankach. Tymczasem zamiast srogiej zimy w parku można było podziwiać budzącą się do życia przyrodę i słyszeć śpiew ptaków.
Tradycyjnie podczas Biegu Wedla rozegrano cztery biegi główne. Dwa z nich skierowane były do najmłodszych adeptów biegania. Na trasach A (1,8 km) i B (250 metrów) rywalizowały młodzież i dzieci. Doping rodziców był ogłuszający, a emocje ogromne. W nagrodę za włożony trud na mecie na młodych biegaczy czekały pyszne upominki.
W dwóch pozostałych biegach na dystansach C (5,5 km) i D (9 km) rywalizowali dorośli. Do pokonania było odpowiednio 3 i 5 okrążeń po wyznaczonej trasie. Warunki rywalizacji nie były najłatwiejsze, bo piękna pogoda zachęciła spacerowiczów do spaceru w „Skaryszaku”. Dodatkowo spora liczba okrążeń utrudniała dublowanie.
„Trzeba dawać przykład”
W tych warunkach najlepiej poradził sobie Wojciech Kopeć, który tak jak dwa lata temu „ustrzelił” dublet, zwyciężając zarówno zmagania na 5,5 km jak i na 9 km. Dodajmy, że rok temu maratończyk z Olsztyna wygrał też bieg na „piątkę z haczykiem”.
– Jest to jeden z moim ulubionych biegów. Jednym z aspektów, który mnie tu przyciąga jest oczywiście czekolada (śmiech). Cieszę się, też że udało mi się przebiec trasę szybko. Na 5 km biegłem po 3:08 min./km, a 9 km po 3:10 min./km. Jestem zadowolony z tych czasów, zwłaszcza, że póki co nie robię treningu tempowego, tylko bazuję na długich rozbieganiach i sile biegowej – opowiadał na mecie Wojciech Kopeć, który był oburzony postawą drugiego zawodnika z 9 km - Floriana Pyszla.
– Uważam, że drugi zawodnik zachował się niekulturalnie w stosunku do biegaczy. Najpierw biegł - momentami - nie po asfalcie, tylko po błotnistej nawierzchni skracając trasę. Do tego jednak nie miałem pretensji, bo był tłum i trzeba było jakoś mijać uczestników, a warunki były ciężkie przy dublowaniu. Zdenerwowało mnie jednak to, gdy wskoczył na trasę, a przed nim pojawiła się grupka uczestników. Nie miał już za bardzo możliwości manewru, nie mógł już ich obiec z prawej strony. Ale nie obiegł grupy z lewej strony, tylko zaatakował łokciem jedną z biegaczek, mówiąc coś jeszcze pod nosem. Ja nie lubię takich sytuacji, bo uważam że trzeba się szanować. Podbiegłem więc do niego i zaczęła się wymiana zdań. Rozumiem, że jak ktoś biega na bieżni to do takiej walki jest przyzwyczajony. Tam walka bark w bark czy też łokciami zawsze może wejść w grę. Biegi uliczne to jednak sport amatorski. Biegający tu profesjonaliści powinni dawać dobry przykład – wskazywał Wojciech Kopeć.
Zreflektował się
Zdaniem Floriana Pyszla cała sytuacja wynikała z ferworu walki. Młody zawodnik przyznał, że teraz zachowałby się inaczej.
– Na drugim albo trzecim okrążeniu, w ostatniej chwili przed sobą zobaczyłem dziewczynę. Wcześniej ludzie ustępowali nam miejsca. Ona albo nie usłyszała, że biegniemy albo miała słuchawki na uszach. To była trudna sytuacja, bo z jednej strony miałem drzewa, a z drugiej biegnących ludzi. W ferworze walki delikatnie ją popchnąłem, bo inaczej bym na nią wpadł. Teraz bym się inaczej zachował, lub próbował zrobić coś innego. Łatwo jest jednak mówić, gdy jest po wszystkim. Podczas biegu chce się tylko biec jak najszybciej. Co do tego oburzenia to było to wszystko dziwne, bo podbiegł do mnie (Wojciech Kopeć - red) i zaczęliśmy wymieniać zdania. Nie wiem czy był to powód, by aż tak się denerwować – mówił po biegu Florian Pyszel.
Sister power
Wśród pań zwycięstwo w biegach na 5,5 km i 9 km trafiło w ręce sióstr Rybackich. W biegu na krótszym dystansie wygrała Edyta, natomiast w biegu na 9 km trymowała Joanna.
– Na początku miałam konkurentkę, która mocno zaczęła bieg. Ja jednak stwierdziłam, że nie ma co szaleć i trzymałam się swojego tempa. Po jakimś czasie rywalce najwidoczniej zaczęły opadać siły. Ja starałam się więc kontrolować sytuację i prowadzić bieg. Dałam z siebie wszystko. Trasa tego biegu bardzo mi się podobała, jedynym minusem było dublowanie uczestników. Ciągle musiałam krzyczeć „prawa wolna!”, żeby mi ustąpiono miejsca. W pewnym momencie to też mnie trochę zdekoncentrowało, jednak czas jaki osiągnęłam nie najgorszy. Imprezę mogę zaliczyć do udanych! – podsumowała Edyta Rybacka.
– Startowałam tu w 2014 roku. Wtedy na 5 km byłam druga, a na 9 km trzecia. Teraz wybrałam tylko bieg dłuższy. Nie byłam pewna formy, bo zmagam się z chorobą. Złamałam trochę zalecania trenera, który był za spokojnym biegiem. Postanowiłam jednak wystartować i biec „na samopoczucie”, nie przekraczając granicy komfortu. Wyszło mi, że biegłam ok. 4 min./km. Starałam się cały czas biec luźno i równo. Cieszy mnie to, że udało się mi się wygrać – dodała Joanna.
Nowość nazbyt tradycyjna?
Nowością w programie tegorocznego Biegu Wedla był marsz nordic walking na dystansie 3,55 km (2 pętle) oraz O-run, czyli połączenie biegu przełajowego z biegiem na orientację. Na 5 km trasie uczestnicy musieli znaleźć 17 punktów kontrolnych.
– Organizator zawodów - Andrzej Krochmal, którego dobrze znam zapowiadał, że O-run będzie czymś zupełnie nowym i niebywałym. Nastawiałem się, więc na coś nietypowego. Jednak jak dla mnie był to normalny bieg na orientację. Niczym się nie różnił ten bieg od innych zawodów z mapą. Rozumiem jednak pomysł, żeby wśród biegaczy ulicznych promować biegi na orientację. Myślałem, że punkty będą ustawione przy głównych alejkach lub na skrzyżowaniach. Jak się jednak okazało było biegaliśmy po krzakach, jak to zwykle w orientacji. Ale nie jestem rozczarowany. Bawiłem się dobrze. Jeszcze będę biegał z mapą w ramach „Zimy na Pradze” – podsumował Jan Goleń, zapalony ultras i miłośnik dogtrekkingu (także z mapą), organizator cyklu Szybko po Woli.
Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
11. Bieg Wedla to jeden z punktów programu 20. „Zimy na Pradze”. Od wczesnych godzin rannych w Parku Skaryszewskim odbywały się marsze na orientację z mapą. Swoich sił mogły spróbować osoby początkujące jak i zaawansowane. Na wszystkich czekały słodycze. Nie brakowało także spécialité de la maison, czyli gorącej czekolady. Mniam!
RZ