Janusz Milczarek, Ambasador Festiwalu Biegów: Ponieważ nie da się w dzisiejszych czasach być w dwóch miejscach jednocześnie, a nie mogło mnie zabraknąć na Kolorowym parkrunie dla Kasi....
Łódź: Kolorowy parkrun dla Kasi [ZDJĘCIA]
...na pomoc przyszedł kolega klubowy Mariusz Szaflik, którego od pewnego czasu pasjonują biegi ekstremalne. Obiecał, że napisze relację z udziału w kolejnej przygodzie, która tym razem rozgrywała się w Oleśnicy pod nazwą „Pogrom Wichra”. I oto jest…
Sobota 22 sierpnia 2015 roku, godzina 10.30, Oleśnica.
Docieram do biura zawodów, gdzie atmosfera jest bardzo przyjemna. Odbiór pakietu i oczywiście wybór „Dropsa Wichra”, czyli klocka z drzewa dębowego o wadze 6 kg dla panów i 5 kg dla pań. Dla mniej wtajemniczonych wyjaśniam, że to pomysł organizatora na dodatkowe obciążenie zawodnikow podczas biegu, by jeszcze utrudnić zmagania. Istny majstersztyk! Nie można było chyba wymyślić nic bardziej dziwnego, a może się mylę….. Nie wiadomo jak to złapać, wrzyna się z każdej strony w dłonie, jest niewygodny i cały czas przeszkadza, nie pozwalając ani na chwilę o sobie zapomnieć.
Nadchodzi czas startu, ruszyliśmy z stadionu, następnie przeskok przez częściowo rozebrany płot betonowy, przed którym organizator zafundował uczestnikom dziesiątki petard, które wybuchały pod nogami. W powietrzu unosił się zapach prochu - fajne uczucie z dreszczem, a dreszcz jest pozytywny na dobry początek biegu.
Następnie kawałek po asfalcie i dalej biegniemy po łąkach ze skoszoną trawą, gdzie jest sporo pagórków, które są tak strome, że dla większości zawodników zbiegi kończyły się upadkiem. Po udanym zejściu z górki pierwszy skok w błotko i zaczyna się zabawa. Podczas marszu w błotnym spa mnóstwo jest chaszczy i lasy pokrzyw, które nie pozwalały zapomnieć o swojej obecności, bo parzyły ciało, aż dreszcze przeszywały człowieka od stóp do głowy.
I tak na przemian rzeka, błotko okłady z pokrzyw i slalomy miedzy gałęziami zwalonych drzew.
Po pokonaniu tego oryginalnego „odcinka specjalnego” wybiegamy na drogę. Tu podstępni organizatorzy przygotowali dla nas kolejną niespodziankę, polegającą tym razem na wejściu przez studzienkę kanalizacyjną do... kanału. Długości przeszło 100 metrów. Człowiek z klaustrofobią nawet by tam nie zajrzał, a my musieliśmy to pokonać na kolanach. Ciemności egipskie, roztaczający się tylko smród, ocierające nogi o beton. Krzyki!
Po dotarciu do wyjścia przychodzi zadowolenie i powoli ustaje ogromny ból kolan. Wychodzimy wprost do rzeki tym razem głębszej, bo sięgającej do klatki piersiowej. Oczywiście razem ze mną biegnie mój nieodłączny przyjaciel - dębowy klocek, którego na pewno nigdy nie zapomnę. W zmieszanej z mułem wodzie setki ryb, które uderzają w nogi nie wiedząc, co się dzieje w ich wodnym królestwie.
Koniec rzeki, znów przeprawy przez chaszcze i pokrzywowe lasy. Na tym odcinku pokonuję kilka przeszkód, przejścia przez tamy, czołgam się pod drutem kolczastym. Oczywiście z dębowym klockiem, który dalej mi towarzyszy i muszę go przeciskać przed sobą.
Po tych przygodach czas na kwintesencję wichrowego biegu, czyli lecznicze błoto, szlam gęsty i śmierdzący, uniemożliwiający poruszanie się. Każdy krok opłacony był okrutnym wysiłkiem. W tym w błotnym szaleństwie większość z nas opadła z sił a tu... kolejna niespodzianka, czyli drut kolczasty w tym uroczym błotku.
Powoli przedostaję się wraz z moim dropsem do przodu i tu na końcu niespodzianka powalony pień, który można ominąć, ale jedynie nurkując w tej błotnej brei. Więc do dzieła zanurzenie i wynurzam głowę po drugiej stronie przeszkody tu wreszcie koniec drutu i wybiegam ponownie na łąki.
Trasa zaczyna się dłużyć, dębowy przyjaciel zaczyna mocno ciążyć. Czuje jak zaczyna brakować mi sił. Biegnę, a tu chaszcze i dzikie wysypiska śmieci, a w międzyczasie jeszcze błotko - jakby ktoś zapomniał że ono cały czas tu króluje.
W oddali słychać huki, jak później się okazało strzały ukrytych komandosów ze ślepej amunicji i do głowy dociera jedna myśl - czyżby to koniec tych naszych męczarni? Okazuje się, że... nie.
Na mojej drodze widzę sporą grupę ludzi. Zrobiła się kolejka do przeszkody, drabinka na linach, prowadziła kilka metrów w górę na drzewo, po którym następnie trzeba było zjechać. Wspinam się na drabinkę ręce robią się jak z waty, ale docieram na sam szczyt i zjazd w dół, lecz muszę uważać, aby nie uszkodzić swej męskości, która jeszcze może mi się w życiu przydać.
Po pokonaniu tej zacnej przeszkody biegnę jeszcze po leśnych wysypiskach i w końcu wybiegam z lasu na asfalt, gdzie napotykam jeszcze dwa auta ciężarowe z naczepami, w których trzeba pokonać pajęczynkę czołgając się. Podczas czołgania moje obolałe kolana po wcześniejszym pobycie w kanale nie dały o sobie zapomnieć wywołując okropny ból. Jest ze mną oczywiście mój przyjaciel dębowy klocek, który wraz ze mną dzielnie pokonuje wszystkie przeszkody.
Wyskakując z auta pozostaje około czterystu metrów do mety zabieram mój kochany „cukiereczek wichra” i biegnę, co sił w nogach do mety. Wbiegając na stadion tuż przed metą, unoszę mojego dębowego przyjaciela nad głowę i z krzykiem wbiegamy razem na metę. Organizator wręcza mi „pogromkę” - przepiękny medal
ważący 1,6 kg do mojej kolekcji.
Po przekroczeniu upragnionej mety wielu z nas padało na ziemię i długo dochodziło do siebie. Grymas bólu i zmęczenia powoli przeradzał się w uśmiech i przychodziła radość z pokonania tak trudnej trasy.
PS. "Wicher” to pseudonim młodszego chorążego rezerwy Sławomira Wiatra, a nazwa „Pogrom” nawiązuje do jednostki GROM, w której służył przed pożegnaniem ze służbą. Rok po odejściu do rezerwy zorganizował pierwszy błotny bieg w Oleśnicy. Ale pomysł przeprowadzenia tego typu imprezy zrodził się jeszcze, gdy chorąży był w 1. Pułku Specjalnym Komandosów w Lublińcu. Marzyło mu się, by w rodzinnej Oleśnicy odbył się bieg podobny do kultowego „Katorżnika”, organizowanego przez Wojskowy Klub Biegacza Meta Lubliniec.
Jednym z patronów medialnyhc 5. Pogromu Wichra był serwis „Polska Zbrojna”, który ufundowała też nagrody dla trzech najlepszych zawodników w klasyfikacji mundurowej i weteranów. Jubileuszowe zawody uatrakcyjniła wystawa sprzętu wojskowego przygotowana przez członków Stowarzyszenia Miłośników Pojazdów Militarnych i Historii – Twierdza Wrocław… (za www.polska-zbrojna.pl)
W tegorocznej edycji wystartował i ukończył bieg, gość specjalny - aktor Robert Gonera, znany m.in. z roli poborowego Roberta Kowalskiego w „Samowolce” Feliksa Falka. I... to by było na tyle.
Mariusz Szaflik
No i co, fajnie, prawda? Dziękuję Mariuszowi (4. miejsce w kategorii WETERANI) za barwny opis i zapraszam na kolejną edycję za rok. A może i ja spróbuję? Przecież w Katorżniku udział brałem i ukończyłem….
Janusz Milczarek, Ambasador Festiwalu Biegów