W Krynicy opadł już kurz po weekendowych zmaganiach w Festiwalu Biegowym. Pozostały tylko wspominania uczestników imprezy. Co zapamiętali z tegorocznej odsłony zawodów w Krynicy?
Przez trzy dni od 11 do 13 września kurort w Beskidzie Sądeckim opanowały tysiące biegaczy i rodzin. Blisko 11-tysięczne miasteczko niemal podwoiło więc liczbę mieszkańców. Po raz wtóry.
– Jestem w Krynicy-Zdroju po raz czwarty. Uważam, że to jest stolica polskich biegów górskich. Nie ma w naszym kraju drugiego takiego miejsca. Miałem przyjemność dwa tygodnie temu być na UTMB i tam czułem super atmosferę. Jednak Krynica i tak jest najlepsza – opowiadał nam Krzysztof Marczak, uczestnik Iron Run.
– Do biegania tutaj podchodzę z pokorą. Zaczynałem od maratonu, później było 100 km, po roku kolejna „setka”. Teraz zdecydowałem się na Iron Run. Wyzwanie jest potężne. Zaczynam się z kolegami zastanawiać co było trudniejsze co było trudniejsze: czy UTMB czy Iron Run? Tu trudna jest kwestia regeneracji. Odstępy czasu są małe. Nawet jak to jest bieg na 15 km, to trzeba się przygotować i być na czas. Najtrudniejszy był dla mnie maraton i zapamiętam go na długo. Po biegu na 64 km musiałem wykrzesać jeszcze resztki silnej woli – wspominał biegacz już na mecie rywalizacji w festiwalowej etapówce.
– Startuję tu już chyba czwarty rok z rzędu, głównie w Mistrzostwach Polski Nordic Walking. W tym roku wystartowałem też w Koral Półmaraton - The Visegrad Run. Pomysł jest zawsze ten sam. Jestem z Nowego Sącza i żal nie przyjechać tutaj. Mam przecież dosłownie „rzut beretem”. Jest to największa impreza w Polsce. Nie muszę, więc jeździć po kraju w poszukiwaniu dużych zawodów – opowiadał mistrz marszów z kijkami Tomasz Brzeski. – Najtrudniejszy był dla mnie półmaraton. Teren jest lekko pofałdowany, pełen zbiegów i podbiegów.
Podkreślał fenomen Festiwalu. – W tej imprezie urzeka mnie to, że można znaleźć coś dla siebie oraz dla całej rodziny. Są biegi dla kobiet, dla dzieci z podziałem na kategorie, zawody od 600 metrów po 100 km. Pieknie! – stwierdził Tomasz Brzeski.
Wśród rekordowej liczby 7150 biegaczy uczestniczących w 6. PZU Festiwalu Biegowym nie zabrakło także debiutantów.
– Jestem w Krynicy po raz pierwszy raz. Jest super. Widzę, że jest dobra organizacja, dojazdy i powroty. Dopisała też pogoda. Nikt ze znajomych nas nie namawiał nas do udziału, bo sami doweidzieliśmy się o tej imprezie dzięki szerokiej promocji. Startowaliśmy w niewielu biegach, ale i tak było ich na tyle, by poczuć emocje (śmiech)! – opowiadała Regina Rydyn, która wraz z mężem zdecydowalła się na Bieg Przebierańców, w którym wcieliła się w szkotkę a mąż pobiegł jako wesoły klaun, oraz Życiową Dziesiątka (czas 56:49 - red).
– Chęci były na poprawę rekordu życiowego ale niestety skończyło się na dobrej zabawie. Wystartowaliśmy również w Biegu na Jaworzynę. Ja brałam też udział w Biegu Kobiet. Impreza nam się tak spodobała, że zastanawiamy czy w przyszłym roku nie przyjechać na jeden dłuższy dystans. Zastanawiamy się nad 34 km w górach – stwierdziła.
– Przyjechałem tu, żeby ukończyć Iron Run'a. Udało się. Spełniłem wszystkie limity – cieszył się Michał Chrapkiewicz. – Lubię sobie stawiać różne wyzwania. W tym roku mam na koncie różne ultramaratony jak np. Bieg Granią Tatr czy też bardzo fajny Marathon du Vignoble d'Alsace. Najtrudniej było podczas maratonu, na 25-kilometrze, po wcześniejszym biegu ultra. Musiałem już pilnować zegarka czy zmieszczę się w limicie – wspominał.
– Sama impreza bardzo mi się podoba, szczególnie na tle jednodniowych maratonów. Dobra orgaizacja, fajna atmosfera. Jestem tu po raz pierwszy raz, znajomi zachęcili w końcu postanowiłem przyjechać. Nie żałuję. Zostaję tu jeszcze kilka dni po Festiwalu razem z żoną i dzieckiem. To są moje tegoroczne wakacje (śmiech) – wskazywał nasz rozmówca.
A Wy jak zapamiętacie tegoroczne biegi w Krynicy?
RZ