Adrenalina, dopamina, kortyzol, endorfiny … każde z tych pojęć nierozerwalnie związane jest z bieganiem. I coraz częściej można usłyszeć opinię, że bieganie uzależnia. Nie tylko psychicznie od pochwał i gratulacji znajomych, ale również fizycznie, tak jak od opiatów, środków psychostymulujących czy innych narkotyków. Dzieje się tak w procesie neuroadaptacji, czyli przystosowywania się organizmu do obecności w nim pewnych określonych substancji chemicznych, której konsekwencją jest zwiększenie progu wrażliwości na nie (potrzeba coraz więcej, aby wywołać ten sam efekt). Na szczęście w przypadku biegania konsekwencje na ogół nie są tak silnie i na szczęście skutki uboczne są dużo bezpieczniejsze. Chociaż czy na pewno?
- bieganie pomimo kontuzji
- brak czasu na spotykanie się ze znajomymi (w innym celu niż bieganie)
- zaniedbywanie rodziny
- wzrastająca potrzeba redukowania napięcia
- przesuwająca się tolerancja przyjemności
- zmienne emocje spowodowane bieganiem (drażliwość, obniżony nastrój, wrogość, lęk).
To są symptomy alarmowe mówiące o tym, że bieganie stało się uzależnieniem. Najprostsza definicja uzależnienia inaczej zwanego zaburzeniem behawioralnym (uzależnienie od zachowania, a nie od substancji jak w przypadku alkoholu, czy narkotyków) to niekontrolowane wykonywanie pewnych czynności (seks, zakupy, ćwiczenia fizyczne, jedzenie). Czynności te same w sobie nie są patologiczne, a stają się takie dopiero, gdy wzrasta intensywność ich wykonywania.
W przypadku biegania może wtedy dojść do sytuacji że osoba wykonuje trening lub startuje w zawodach nawet z objawami przetrenowania (apatia, ospałość, szybkie męczenie się, ból mięśni, infekcje górnych dróg oddechowych, podwyższone tętno spoczynkowe, czy wręcz bradykardia) lub w czasie choroby, co wzmaga problem i może doprowadzić do kontuzji. I koło się zamyka.
Biegaczu, zrobiłeś rachunek sumienia?
Autor: Kaja Romanowicz