Niespodziewana zmiana planów
Niespodziewany wyjazd na maraton do Amsterdamu zmienił większość moich jesiennych planów startowych - począwszy od Festiwalu Biegowego w Krynicy, gdzie miałem w planie pobiec właśnie maraton jak i rezygnacja z maratonu w Budapeszcie, moim ukochanym mieście, gdzie spędziłem kilka pięknych lat mojej młodości. W porównaniu do ubiegłorocznego startu we Frankfurcie, gdzie solidnie się przygotowałem do tamtego startu to w tym roku specjalnych przygotowań nie robiłem i postanowiłem, że pobiegnę z marszu Amsterdam.
Podróż
Długo się zastanawiałem, czy jechać do Amsterdamu w piątek czy w sobotę. Wyjazd w piątek oznaczał, że będę miał całą sobotę na zwiedzanie miasta, w którym jeszcze nie byłem, ale z drugiej strony zbyt długie chodzenie po mieście męczy i może się to odbić na formie. Poleciałem jednak w piątek, gdzie wylot z Warszawy był dość późno, bo o 16.40 a na miejscu byłem po osiemnastej i co było najciekawsze to nie miałem zarezerwowanego noclegu i na miejscu okazało się, że z tym właśnie miałem najwięcej problemów. Lokalizacja noclegu miała dobre i złe strony, dobre, bo mieszkałem w centrum i zwiedzanie było dużo łatwiejsze, ale niestety nie przewidziałem, że obok na placu była bardzo duża impreza całonocna firmowana przez dużego producenta alkoholi i o spaniu można było zapomnieć a wiadomo jak ważny jest sen przed startem szczególnie przed maratonem. Na dodatek spałem w czteroosobowym pokoju i jeden ze współlokatorów o czwartej nad ranę postanowił opuść nasze towarzystwo i tak z godzinę kręcił się po pokoju budząc tych, którzy mimo wszystko próbowali trochę pospać.
Tak więc niewyspany, wręcz zmęczony, udałem się na start wyobrażając sobie najgorsze, co mnie może spotkać w trakcie biegu. Po dotarciu na Olympic Stadium, na którym odbyły się IO w 1928 r. zobaczyłem nieprzebrane tłumy biegaczy i w tym momencie przypomniałem sobie słowa kolegi Pawła, który ostrzegał mnie przed kolejkami do depozytu a czasu zostało mi niewiele i trochę się przestraszyłem, że może być z tym problem. Niespodziewanie łatwo sobie z tym problemem poradziłem i szybko udałem się na miejsce startu, który miał miejsce na bieżni, na której już było kilka tysięcy biegaczy i musiałem się ostro przepychać żeby się dostać na moją strefę startową, która miała miejsce zaraz za elitą.
Jakież było moje zdziwienie nie widząc żadnego z Kenijczyków na starcie, ale trwało to tylko chwilę, bo po paru minutach wprowadzono osobnym wejściem całą elitę a w tym z trzydziestu reprezentantów. Tak jak myślałem po dwóch kilometrach w miarę szybkich (7: 45) zaczęła się męczarnia, biegło mi się bardzo ciężko i na dodatek bolały mnie łydki, więc zacząłem redukować prędkość z czterech minut do 4: 10 i jeszcze na dziesiątym kilometrze miałem lekko ponad czterdzieści minut a później było coraz gorzej i w pewnym momencie myślałem, że nie dam rady ukończyć tego biegu tym bardziej, że momentami bardzo mocno wiało.
Czekając na poważny kryzys mijałem kolejne kilometry i tak na trzydziestym piątym kilometrze, mimo że cały czas biegło mi się źle policzyłem, że jest szansa złamać trójkę a na dwa kilometry przed metą biegłem już prawie po cztery minuty na km.
Tadeusz Maj jest Ambasadorem Festiwalu Biegowego.