Podczas dekoracji zwycięzców Mistrzostw Polski w biegu 24-godzinnym w Łodzi porozmawialiśmy z całą szóstką medalistów. Wszyscy byli bardzo zmęczeni, a drugiego wśród panów Sebastiana Białobrzeskiego trzeba było nawet wnieść na scenę, co widać na zdjęciu. Znaleźli jednak chwilę, by opowiedzieć nam o tym szalonym biegu, w którym padły historyczne wyniki.
Pełna relacja z zawodów – TUTAJ
Patrycja Bereznowska: „Jak znajomy kiedyś powiedział, że pobiję rekord świata, to się roześmiałam”
Na początek rozmawiamy z Patrycją Bereznowską, indywidualną wicemistrzynią Europy, mistrzynią Polski i przede wszystkim świeżo upieczoną rekordzistką świata (256,246 km).
Patrycja, czy przed biegiem przeszła Ci przez głowę myśl o ataku na ten rekord?
Wiesz co, kiedyś jeden znajomy mi powiedział, że pobiję rekord świata. A ja się tylko roześmiałam... (śmiech)
To jakie miałaś założenia przed startem?
Tak naprawdę po prostu liczyłam na podium po walce. Przed biegiem nie miałam żadnych założeń kilometrowych. Nastawiałam się, że wszystko będzie zależało od rozwoju sytuacji, co zrobią współzawodniczki... Przyjechałam bez żadnych specjalnych założeń. Nawet jak przed biegiem rozmawiałam ze swoimi serwisantkami to nie mówiłyśmy zupełnie o żadnych liczbach.
Chociaż nie, poczekaj... (zmęczony głos) miałam jedno założenie. Chciałam wystartować trochę mocniej niż zwykle, żeby przetestować tempo na Belfast (mistrzostwa świata w lipcu – red.). Z tym, że myślałam, że po 12 godzinach ewentualnie zwolnię. Żeby przetestować, jak się w takim tempie czuję przez pół doby. No ale wyszło jak wyszło... (śmiech) Druga połówka wyszła równie szybko, co dało rekord świata.
Rekord świata to jedno, ale jak to zrobiłaś, że poprawiłaś życiówkę aż o prawie 15 km?
Kilka rzeczy się na to złożyło. Krótko mówiąc: zmiany w treningu, odpowiednie jedzenie przed startem i w trakcie biegu, wiara w sukces i idealna praca mojej wspaniałej ekipy serwisowej!
Aleksandra Niwińska: „Przegrać z rekordzistką świata to żadna ujma”
Wicemistrzynię Polski Aleksandrę Niwińską złapaliśmy, kiedy już szykowała się do odjazdu. Przypomnijmy, że Ola swoim wynikiem 245,101 km również poprawiła poprzedni, należący do Patrycji Bereznowskiej rekord kraju (241,633 km). Jest ona też rekordzistką Polski w biegu 12h (139,413 km).
Ola, celowałaś w podium, czy może też w życiówkę?
Tak, dwa lata nie biegałam 24h i liczyłam, że poprawię swój najlepszy wynik – 226 km z Turynu. Maksymalnym celem było 241 do 242 kilometrów, ale mimo wszystko przez większość biegu nie wierzyłam w ten wynik, szczególnie że podczas biegu się czułam raz dobrze, raz źle. Z przewagą źle... Dopiero w końcówce odżyłam i już wiedziałam, że zrobię wynik powyżej 240 km.
To był szalony bieg... Jak to wyglądało, na początku zmieniałyście się na prowadzeniu i napędzałyście nawzajem?
Nie, myślę że każdy miał swoją taktykę. Ja zrobiłam wszystko, co byłam w stanie zrobić. Przede wszystkim trzeba oddać honor Patrycji, że pobiła rekord świata. Przegrać z rekordzistką świata to żadna ujma. Ja przy okazji poprawiłam stary rekord Polski, który należał do Patrycji. Więcej się nie dało. (śmiech)
Jestem bardzo zadowolona i w ogóle nie mam poczucia przegranej, czy coś w tym stylu. Bardzo się cieszę z takiego wyniku. 245 kilometrów to było w sferze marzeń.
Agata Matejczuk: „Gdyby to nie było w Łodzi...”
Brązowy medal wywalczyła znana już wszędzie, ale szczególnie w Łodzi i okolicach Agata Matejczuk (230,037 km), indywidualnie trzecia zawodniczka ubiegłorocznych ME. Kiedy rozmawialiśmy z nią kilka dni temu, opowiadała o dodatkowej motywacji związanej z miejscem rozgrywania Mistrzostw Polski.
Agata, widziałem na własne oczy że dwa duże kryzysy pokonałaś?
Żeby tylko dwa... te dwa to było widać z daleka. (śmiech) Gdyby to nie było w Łodzi, to pewnie bym wcześniej zeszła z trasy!
To skąd wzięłaś ten uśmiech na twarzy na ostatnich okrążeniach?
Bo już metę widziałam, wiadomo...
Zrealizowałaś swoje cele w tym biegu?
Nie nastawiałam się na konkretny wynik. To bardziej miał być start przygotowawczy do mistrzostw świata w Belfaście. Ale tak wyszło, że zabrakło tylko dwóch kilometrów do życiówki, więc jestem zadowolona.
Andrzej Radzikowski: „Zaowocowało doświadczenie i spokój”
Wśród panów mistrzem kraju został ubiegłoroczny zwycięzca Spartathlonu Andrzej Radzikowski (258,228 km), który wygraną zapewnił sobie dopiero w ciągu ostatnich dwóch godzin biegu.
Andrzej, nastawiałeś się na to zwycięstwo? Mierzyłeś w życiówkę, a może nawet w rekord Polski do którego Ci niewiele zabrakło?
Nie nastawiałem się ani na rekord kraju, ani na życiówkę, ponieważ jest dopiero kwiecień, początek sezonu. Zrobiłem jeszcze mało treningów, ale po prostu się udało. Myślę, że zaowocowało doświadczenie i spokój.
No i chciałbym bardzo podziękować moim serwisantom Czesławowi Macherzyńskiemu, Łukaszowi Mikulskiemu i Mateuszowi Grabie. Dzięki nim miałem pomoc w różnej postaci, mieliśmy praktycznie wszystko, także własne ciepłe jedzenie. Wszystko sprawdzone, przygotowane, żeby nie było zaskoczenia. Ciepłe jedzenie szczególnie pomogło, kiedy nad ranem zrobiło się zimno i zaczął padać deszcz.
Był może taki moment, że myślałeś o ataku na rekord Polski Pawła Szynala? (261,181 km – red.)
Nie, w ogóle nie myślałem o tym rekordzie, ponieważ mój pierwotny plan to było 240 km. Jednak wyszed ładny wynik, mam życiówkę, poprzednia to było 251 km. Tak więc jestem zadowolony i uważam zawody za owocne.
Od początku myślałeś, że będziesz gonił Sebastiana Białobrzeskiego, czy dopiero potem wyszło, że jest szansa go złapać?
Sebastian osłabł na sam koniec. To bardzo dobry, młody zawodnik, przyszłość polskiego ultra. Co go zgubiło? To chyba dlatego, że nie odział się w ciepłe rzeczy, biegł na krótko. To była kwestia czasu, kiedy go sieknie. Nieraz widziałem w biegach 24-godzinnych jak zawodnicy są nieprzygotowani i nikną, bo nie są odpowiednio ubrani, wtedy się traci dużo energii. Poza tym Sebastian narzucił naprawdę potężne tempo w granicach 5 min./km. A bieg 24-godzinny to jednak bieg pokory.
Z jednej strony pewnie sportowo życzyłeś mu dobrze, a z drugiej mówisz, że spodziewałeś się takiego obrotu sprawy?
Jak najbardziej życzyłem mu dobrze, każdemu życzę jak najlepiej. Mówiłem mu: Sebek, niech Ci wyjdzie wynik, bo mówił że przyjechał tutaj wygrać i poprawić rekord Polski. Te rekordy są do poprawy, jednak rekord Pawła Szynala nadal trwa.
A to, co pobiegła Patrycja Bereznowska to coś pięknego. W ogóle ten bieg przejdzie do historii. Uważam go za bardzo udane zawody.
Sebastian Białobrzeski: „Jak na pierwszy taki bieg...”
Srebrny medalista Sebastian Białobrzeski (249,633 km) to doświadczony górski ultras (m.in. dwukrotny zwycięzca Rzeźnika Hardcore i trzeci w Biegu 7 Szczytów), lecz debiutant w biegu 24h. Miał on w pewnym momencie kilkukilometrową przewagę nad resztą stawki. Zupełnie opadł z sił niecałe dwie godziny przed końcem biegu, jednak heroicznym wysiłkiem do samego końca powoli szedł przed siebie. Po schodkach na scenę i podium musiał zostać wniesiony przez serwisanta....
Sebastian, co spowodowało te dramatyczne wydarzenia przez ostatnie dwie godziny?
Myślę, że tempo, które sobie narzuciłem na początku, było za wysokie. Średnio wychodziło około 5:15 min./km. A później doszło odwodnienie i do tego wychłodzenie organizmu przez nieodpowiedni dobór odzieży. Andrzej Radzikowski chciał mnie dogonić za wszelką cenę, więc się rozebrałem żeby czuć się lżejszy. To wszystko spowodowało, że nagle straciłem kontrolę nad biegiem.
Andrzej to wytrzymał, bo biegł mądrze pod siebie, a ja biegłem pod niego. To był dla mnie gwóźdź do trumny. Po świetnym biegu przez 22 godziny nagle straciłem kontrolę nad swoim ciałem i w ostatnie dwie zrobiłem zaledwie dwa okrążenia piechotą (czyli około 4 km – red.).
Mięśnie siadły?
Mięśnie też, miałem problemy ze skurczami. Najpierw czworogłowe bolały, później doszły problemy z łydkami. I jeszcze niezbyt dobrze dopasowane buty powodowały otarcia i dyskomfort. Chociaż jak na pierwszy taki bieg to myślę, że przyzwoicie wyszło.
No tak, to był Twój debiut na 24 godziny...
Tak, jestem bardziej góralem. Chociaż nie mieszkam w górach, to wygrałem dwa razy Rzeźnika Hardcore, w Krynicy zdobyłem wicemistrzostwo Polski w górskim biegu ultra w kategorii do 29 lat, a na Biegu 7 Szczytów wskutek kary czasowej za brak kurtki spadłem z pierwszego miejsca na trzecie. Te mistrzostwa to był fajny sprawdzian przed MŚ w Belfaście i dały mi na nie kwalifikacje. To było moim celem, no i jeszcze zrobiłem pierwszą międzynarodową klasę mistrzowską.
Jedyne czego zabrakło, to rekordu Polski i tytułu mistrzowskiego, ale nie można oczekiwać tego od razu na pierwszej imprezie, przy debiucie. To troszkę za dużo by było jak dla mnie. Ale jestem młody, więc pojawię się jeszcze kilka razy w MP, porywalizuję z Andrzejem i Pawłem Szynalem. A teraz czekamy na drużynowy medal MŚ, a może i indywidualny zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Myślę, że mamy duże szanse, bo jesteśmy mocni.
Roman Elwart: „Głowa dała radę”
Na najniższym stopniu podium panów stanął Roman Elwart (241,708 km), który na zeszłorocznych październikowych MŚ w Albi (Francja) nabawił się kontuzji, która wymusiła dłuższą przerwę od biegania. Teraz poprawił rekord życiowy aż o 10 kilometrów.
Romek, wróciłeś po kontuzji ze znakomitym wynikiem i życiówką! Liczyłeś na taki rezultat?
Ogólnie to życzyłem sobie, żeby w ogóle ukończyć ten bieg. Kontuzja z Albi była dość poważna, wypadły mi trzy miesiące z treningu, bo miałem 80-procentowe zerwanie przyczepu pachwiny. Praktycznie więc do tego biegu się przygotowywałem tylko półtora miesiąca. Myślałem, że nie dam rady. Miałem problemy mięśniowe, ale jakoś sobie poradziłem. Najważniejsze, że głowa dała radę.
W którym momencie pojawiła się dla Ciebie realna szansa na podium w tym biegu?
Tak gdzieś po 13 godzinach. Wtedy uwierzyłem, że mogę dać radę. Jeszcze jeden kryzys miałem w osiemnastej godzinie, ale jakoś go przezwyciężyłem. Jestem mega zadowolony, tym bardziej że była niesamowita walka. Wyniki też o tym świadczą. Takich rezultatów w mistrzostwach Polski jeszcze nie było.
Rozmawiał Kamil Weinberg
Dziękujemy naszym zawodnikom za wspaniałą walkę i danie z siebie więcej niż wszystkiego. Pozostaje nam życzyć im, by na lipcowych Mistrzostwach Świata w Belfaście wypadli co najmniej tak samo wspaniale.