Bieg 7 Dolin z sentymentu i z obawami

  • Festiwal biegowy

Podczas startu Biegu 7 Dolin zawodnikom dopisywały humory, każdy miał nadzieję, że dotrze do końca i zdoła to zrobić w dobrym czasie. Debiutanci bali się 17-godzinnego limitu, pozostali zastanawiali się, czy zrealizują swoje cele i co się wydarzy na 100-kilometrowej trasie. Na takim dystansie może się wydarzyć wiele. Łatwo dać się porwać na początku i pognać za innymi, nie patrząc na własne możliwości, jeszcze łatwiej o kontuzje i upadki.

Na pierwszą ocenę trasy i własnych możliwości przyszedł czas w Rytrze. Do tego punktu z trudem dotarła Magda Łączak, która wystartowała ze zwichniętą kostką i tu musiała odpuścić.

- Gdybym nie wystartowała, to bym żałowała i zastanawiała się, czy jednak dałabym radę - mówiła nam Magda, gdy na Deptaku czekała na Marcina Świerca.

- Po około kilometrze miałem wywrotkę. Odnowiła mi się stara kontuzja i trochę się poobijałem - mówił z kolei zawodnik, któremu w Rytrze ratownicy opatrywali mocno krwawiące kolano. W jego przypadku również dalszy udział w biegu stał się niemożliwy.

W Rytrze na zawodników czekał też wolontariusz w różowej peruce. Dzięki temu elementowi stroju trudno go było nie dostrzec, a jego hiperaktywność zaskakiwała zawodników. Napełniał butelki, pocieszał, motywował i upewniał się, że biegacze mają wszystko, czego im potrzeba, by ruszyć w dalszą drogę. Jego zaangażowanie było omawiane jeszcze długo po biegu.

- Ekipa wolontariuszy i ich zaangażowanie było fantastyczne - chwalił Sebastian Biały, który wziął udział w biegu z zamiarem zmieszczenia się w starym, 16-godzinnym limicie. Na mecie miał powody do radości. Zamiar zrealizował. Do 16 godzin zostało mu jeszcze 30 min

O swój czas i tempo martwił się zawodnik z Koszalina.

- Bardzo fajnie się biegnie. W czasie startu było jakieś 7 stopni w Krynicy, a potem też bardzo przyjemnie. Jestem zadowolony z tego odcinka. W B7D biegłem również rok temu. Wtedy byłem tu godzinę później. Obawiam się, że potem zapłacę za to szybsze tempo - zupełnie niesłusznie martwił się Waldemar Hibner. Bieg ukończył w czasie 12:23:53.

Kolejny przepak zlokalizowany był w Piwnicznej. Powoli rosła temperatura i dystans dawał się już we znaki

- Biegnie mi się dobrze, ale teraz zrobiło się gorąco i to pozamiata ekipę. Na szczęście jest sucho, nie ma śliskich kamieni. Tylko trzeba mierzyć siły na zamiary. Jak ktoś przesadzi na początku, to potem cierpi. I właśnie ja trochę przesadziłem - mówił Piotr Kobierski, któremu ta „przesada” nie przeszkodziła w dotarciu do mety.

Robertowi Nowakowi wcale nie biegło się tak dobrze, jak naszym poprzednim rozmówcom.

- Biegnie mi się ciężko. Skurcze mam od 30 kiloemtra. Często muszę przechodzić do marszu, ale oczywiście nie odpuszczam. Nie ma takiej opcji, abym się wycofał - mówił Robert, który rzeczywiście nie brał pod uwagę wycofania się z biegu i mimo wszystkich problemów do Krynicy przybiegł z czasem 13:32:09.

Gdy on przekraczał linię mety, Maciej Więcek był już w Krynicy ponad godzinę.

- Trasa bardzo fajna, a warunki do biegania były dzisiaj świetne. Modyfikacje trasy bardzo na plus. Świetnie zabezpieczona trasa na Jaworzynie. Tam przecież zawsze jest mgła i sporo ludzi się gubi. Przyjeżdżam do Krynicy co roku, przyjechałem i teraz, chociaż nie byłem przygotowany i poszło mi słabo. Czas (12:35:11) poniżej moich możliwości. Trochę się biegowo wypaliłem po biciu rekordu na Głównym Szlaku Beskidzkim i już nie mam takiej silnej motywacji do trenowania. Startuję rzadko i głównie z sentymentu - mówił nam na mecie Maciej Więcek.

Sentyment do B7D to częsty powód, by wrócić na trasę tego biegu. Sznur czołówek, szybka trasa, atmosfera biegowego święta, finał w Krynicy. Wszystko to powoduje, ze niektórzy zawodnicy już na mecie pytali, kiedy rozpoczną się zapisy do kolejnej edycji.

IB