Botaniczna Piątka Łódź - edycja wiosenna

  • Biegająca Polska i Świat

Co może myśleć biegacz startujący w zawodach po raz .......nasty?
Ale nuda...
Nie!!! Każdy bieg tworzy emocje, a za każdym razem są one poukładane w innej kolejności.
Dziś start wydawał się być taki jak zawsze. Jednak zauważyłem że Ogród Botaniczny w Łodzi przyciągnął masę ludzi. Sporo zwiedzających, dorośli, dzieci, sporo biegaczy. Dawno takiej frekwencji nie widziałem tu. Pogoda dopisała. Jak zwykle o 12tej start grupy  "czerwonej" i czerwonymi robią się już twarzy, ręce, nogi, asfalt.


Trzy, dwa, jeden, lecimy. Po pierwszym zakręcie już widać kilkuosobową grupę z którą trzeba liczyć się w walce o jak najwyższe pozycje. Pierwszy kilometr w 3:43. I pociąg zaczął odjeżdżać. Ciężko było do niego wskoczyć. Czułem w nogach wczorajszy start z tą górką widokową "Rogi" na Łupkowej. I po co mi to było?


Drugi kilometr, trzeci. Samotni bieg. Sił coraz mniej. 7 pozycja. Tylko pilnowanie oby nikt nie dogonił. Nagłe z tyłu krzyk "Nie tędy!" Ale lipa. Źle pobiegłem. Zawracam. Tracę czas.  Przecież pierwsze okrążenie było dobre. A na drugim dałem ciała. I kosztowało mnie to dwie pozycję w OPEN i chyba tak samo w kategorii wiekowej. Bo widzę dwóch trzydziestolatków właśnie z różnicą tych 10 sekund przede mną. Przykro. A już niby tyle razy biegłem tą trasą..
A tu taka niespodzianka. Mogło być pierwsze, a jest tylko trzecie miejsce w kategorii i 11 na 515 w Open.
Stając na starcie dobrze mieć w głowie myśli typu: Have Fun - niezależnie czy się upodle do porzygu, czy leci mi się rewelacyjnie.


Sposób na zwycięstwo? Nie ma takiego! Jest to co się dzieje tu i teraz.
Raz na wozie, raz pod wozem. Z marzeniami jest jak ze sportem. I jedno i drugie wymaga ciężkiej pracy i determinacji aby osiągnąć zamierzony cel. Nic z nieba nie spadnie. Trzeba wstać i iść po swoje.

Viktor Volkov, Ambasador Festiwalu Biegowego