Daniel Penk biega od 4-5 lat. Zaczął od maratonu w Gdańsku, którzy do dzisiaj darzy ogromnym sentymentem. - To bardzo dobry maraton i na życiówki i na debiuty. Tym bardziej, że jest u mnie i nie musiałem nigdzie jechać - wspomina biegacz w rozmowie z naszym serwisem.
Mimo krótkiego stażu biegowego, zdążył już ukończyć pięć z sześciu maratonów cyklu Abott World Marathon Majors. Pomysł zaczął kiełkować w duńsko-polskiej grupie biegowej Borholm Runners, gdzie nie brakuje ludzi z ciekawymi osiągnięciami, maratonami na 7 kontynentach i z pomysłami na łączenie biegania z działalnością charytatywną.
Starty w Abott World Marathon Majors rozpoczął od Tokio.
- Z tym Tokio to zabawna historia. Lubimy z żoną turystykę biegową. Ona nie biega, chyba że po muzeach, a ja startuję zazwyczaj w półmaratonie, żeby nie zabierać z czasu rodzinnego zbyt dużo dla biegu. Moja żona jest fascynowana sztuką japońską i z tego względu obydwoje chcieliśmy pojechać właśnie tam. Jednak, gdy już się dostałem i przyszło do wyjazdu, moja żona była w zaawansowanej ciąży. Poleciałem więc sam i wróciłem zanim urodził się mój syn - wspomina Daniel
Teraz do zamknięcia serii brakuje już tylko maratonu w Londynie. Tyle, że zdobycie numeru startowego przypomina trafienie szóstki w lotto. Rekordziści od kilkunastu lat czekają aż dopisze im szczęście w losowaniu. Daniel Penk czekał 4 lata. Za każdym razem bezskutecznie. Postawił więc wystartować jako biegacz charytatywny.
Zasady udziału w akcji nie są proste. Trzeba wybrać organizację, która jest na liście organizatora. –Mam kilka zaprzyjaźnionych organizacji tutaj lokalnie. Staram się je wspierać różnymi datkami i bardzo żałowałem, że przy tej okazji nie mogę reprezentować jednej z nich – opowiada Daniel.
Warunków charytatywnego udziału w London Marathon jest więcej. Wybrana organizacja określa kwotę, którą trzeba wpłacić na jej konto, by w zamian otrzymać miejsce na liście startowej. Wprawdzie w całości są to pieniądze przeznaczone na szczytny cel, ale kwoty potrafią być oszałamiające dla polskich zawodników, a bez względu na powodzenie zbiórki, trzeba zapłacić całą należność.
– To spowodowało, że wybrałem ACTSA, organizację, która przeciwdziała ubóstwu w południowej części Afryki. To ważna działalność, ale był również inny powód. Musiałem wybrać fundację czy organizację, gdzie ten finansowy próg jest możliwy do przeskoczenia. Nie mógłbym wpłacić na konto organizacji np. 5 000 funtów. Tu kwota wynosi 7 500 zł – wyjaśnia Daniel, który na co dzień jest inżynierem sieci.
Potrzebna kwota nadal nie jest niska, dlatego Daniel poprosił o pomoc. Podobnie, jak inni charytatywni uczestnicy London Marathon, otworzył stronę zbiórki. Wszystkie zebrane pieniądze trafią do ACTSA. Nie służą pokryciu kosztów samego startu.
– Podróż i wszystko inne opłacam sam. Zbiórka służy tylko zebraniu funduszy dla ACTSA. Pomyślałem, że wśród biegaczy jest wielu wrażliwych ludzi i może zechcą wesprzeć tę organizację w szczytnych i ważnych działaniach – mówi Daniel, który startem w Londynie zamknie swój projekt World Marathon Majors.
Na kolejne lata również ma biegowe plany. Chce ukończyć pięć największych półmaratonów w Europie. W ramach serii Super Half trzeba zaliczyć biegi w Lizbonie, Pradze, Kopenhadze, w Cardiff i Walencji.
– Chciałbym również skupić się na swojej roli pacemakera. Sprawia mi to ogromną przyjemność – dodaje nasz rozmówca.
Jeżeli chcielibyście pomóc Danielowi w ukończeniu projektu a przy okazji wesprzeć szczytny cel to warto odwiedzić stronę zbiórki -TUTAJ.
IB