„Rosnąca liczba zachorowań i zgonów wywołanych Ebolą osiągnęła poziom, który nie może być akceptowany, a ryzyko dla maratończyków stało się zbyt wysokie” - powiedziała dziennikarzom dyrektor Liberia Marathon, Eunice Dahn, ogłaszając przesunięcie daty biegu z 31 sierpnia na styczeń przyszłego roku. W ten sposób największa do tej pory epidemia Eboli bezpośrednio dotknęła biegaczy. Odwołane zostały również wszystkie treningi przed maratonem.
Obecna epidemia rozpoczęła się już w lutym w Gwinei, a wkrótce rozprzestrzeniła się na inne kraje Afryki Zachodniej i wymknęła spod kontroli. Specjaliści określają sytuację jako krytyczną.
Sprawa zrobiła się tak poważna, że nie dotyczy już jedynie 2000 uczestników biegu w Liberii. Zawodnicy podróżują po całym świecie, dlatego np. Wielka Brytania wprowadziła system monitoringu zachorowań. Obowiązuje on także podczas rozgrywanych w Glasgow Igrzysk Wspólnoty Narodów. Pochodzący z Sierra Leone kolarz Moses Sesay został poddany kwarantannie i testom na obecność wirusa Eboli. Te jednak nie potwierdziły podejrzeń.
Na biegaczy można liczyć zawsze, nawet w tak poważnych sprawach. Vicky Jackson pochodząca z Liberii amerykańska biegaczka, zamierzała zadebiutować w Liberia Marathon w tym roku i zebrać 5000 dolarów na cele charytatywne. Zanim zapadła decyzja o przesunięciu daty maratonu, zebrała ponad 8000 USD. Mimo, że Vicky nie poleci do Monrowii i zaproponowała zwrot dotacji, nie straciła tych pieniędzy. Biegacze nadal wpłacają dowolne kwoty, które Vicky przekaże na walkę z wirusem. Obiecuje też, że weźmie udział w maratonie na terenie USA.
IB