Wśród kandydatów do tytułu Lekkoatlety Roku IAAF byli znani biegacze i maratończycy. Nie zabrakło nawet rekordzisty świata Denisa Kimetto. Na liście była też Genzebe Dibaba, halowa mistrzyni świata z Sopotu, ale w tym roku to nie biegacze triumfowali.
Statuetka Lekkoatlety Roku trafiła do skoczka wzwyż i trudno się dziwić, bo Renault Lavillenie miał wyjątkowy rok. Wystartował 22 razy, tylko raz nie wygrał. Ustanowił również nowy rekord świata pokonując w Doniecku wysokość 6,16m. Pytany podczas gali, czy satysfakcjonuje go taka wysokość, wyraził pewność, że można skoczyć wyżej, a sama nagroda go zaskoczyła.
- Nie mam przygotowanej mowy, bo nie spodziewałem się, że zostanę wybrany - powiedział Lavillenie odbierając statuetkę. - Ten sezon nie mógł być dla mnie lepszy. Był spełnieniem marzeń. Mogę się tylko cieszyć i dziękować całej lekkoatletycznej rodzinie - dodał po chwili.
Przygotowana do każdego swojego startu i do odebrania statuetki była za to nowozelandzka kulomiotka Valerie Adams. - Przygotowałam sobie mowę, tak na wszelki wypadek - powiedziała mistrzyni olimpijska z Pekinu i z Londynu, która niczego nie zostawia przypadkowi. - Zwycięstwa przychodzą łatwo, tylko wymagają ciężkiej pracy. To kosztuje mnóstwo bólu, ale kocham to, co robię i kocham rywalizację - dodała ze statuetką w ręce.
Nie łatwo spełnić warunki stawiane kandydatom do tego wyróżnienia. Trzeba mieć na koncie medale olimpijskie (co najmniej dwa) lub mistrzostw świata i do tego przynajmniej jeden rekord świata.
Robert Korzeniowski będzie drugim Polakiem w Galerii Sław. Przed nim trafiła tam Irena Szewińska.
IB