Czy godzina i 19 minut to dobry wynik w biegu ulicznym na 15 kilometrów? Zależy dla kogo. Dla człowieka, który ma na karku ósmy krzyżyk – na pewno! W takim czasie pokonał 15 km podczas 37. Biegu Chomiczówki w Warszawie Edmund Sowiński. Zagadnięty na mecie przez spikera biegacz z Płocka pochwalił się, że... w porównaniu do ubiegłego roku poprawił się o 4 i pół minuty!
Z panem Edmundem rozmawialiśmy wieczorem w Dniu Dziadka. Właśnie wrócił od wnuków Kuby i Kacpra, obchodzących tego dnia 15. urodziny bliźniaków, którzy też uprawiają sport, chociaż wolą kopać piłkę.
– Kuba nawet dobrze biega, ale głównie grają w piłkę i to bardzo dobrze. Trzy lata temu zajęli z drużyną drugie miejsce w ogólnopolskim turnieju Tymbarku, grali na Stadionie Narodowym przed finałem Pucharu Polski. Dostali nawet orlenowskie stypendium dla młodych sportowców z Płocka, po 300 zł miesięcznie – mówi z dumą o wnukach.
Dziadek zajął się sportem na emeryturze. Biegał wprawdzie w szkole, nawet z powodzeniem, ale to zamierzchłe czasy. – Potem miałem bardzo długą przerwę, ponownie zacząłem trenować dopiero po siedemdziesiątce. Jeździłem na rowerze, startowałem w maratonach MTB na Mazowszu, a w 2014 roku, mając 72 lata, wróciłem do biegania.
– W pierwszych zawodach, w Łodzi, wygrałem kategorię wiekową. Rówieśnicy, którzy mnie w ogóle nie znali, dopytywali, jak długo trenuję. Odpowiedziałem, że przez 50 lat piłem wódkę, a dopiero teraz wziąłem się za siebie – opowiada ze śmiechem pan Edmund.
– Biegam codziennie od 6 do 10 km, przez ulicę mam stadion, więc tam trenuję najczęściej. Czasami, ale rzadko, wyskoczę do lasu. Na treningach nie biegam długo, staram się nie przemęczać, bo często startuję w zawodach, to je traktuję jako ostry trening. Bardzo to lubię, w ubiegłym roku wziąłem udział w 31 biegach!
– To są biegi na 10 km i krótsze. Namawiali mnie na półmaraton i pewnie spokojnie bym taki dystans pokonał, ale że względu na liczbę i częstość startów, nie chcę ryzykować i przesadzić. „Piętnastka” jak na Chomiczówce zdarza mi się sporadycznie, jeszcze raz wybieram się na taki dystans w lutym, na Zimowy Bieg Trzech Jezior w Trzemesznie koło Gniezna. Coraz rzadziej natomiast startuję w zawodach MTB, bo pogorszył mi się wzrok, rozjeżdżają mi się troszeczkę linie i terenowe wyścigi rowerowe po korzeniach w lesie zrobiły się niebezpieczne.
Godzina 19 minut i 26 sekund w XXXVII Biegu Chomiczówki to rekord życiowy Edmunda Sowińskiego na dystansie 15 km. Wynik lepszy o 4:40 min. od ubiegłorocznego świadczy o tym, że mimo słusznego wieku nasz bohater wciąż się sportowo rozwija! – Dwa lata temu pobiegłem na Chomiczówce w 1:21, ale to też był o prawie 2 minuty gorszy niż teraz – chwali się (słusznie!) 78-letni płocczanin. – Sam byłem bardzo zaskoczony tym wynikiem – przyznaje. – Już myślałem, że będę powoli zmierzał do zawieszenia butów na kołku, a tu życiówka w takim wieku... Jak napisałem o moim wyniku na facebooku, koledzy pochwalili i widzę, że jeszcze mogę biegać – śmieje się.
W kategorii wiekowej M70, w której rywalizuje Edmund Sowiński, biegaczy nie brakuje, w XXXVII Biegu Chomiczówki ścigało się 14 biegaczy, było też pięć pań po 70. Nasz rozmówca często wygrywa i regularnie staje na podium, w minionym roku tylko 6 razy (w 31 startach) zajął miejsce niższe niż trzecie. – Często startuję też w Mistrzostwach Polski weteranów, a raczej Masters, bo tak się nazywamy – śmieje się. – Ścigam się z rówieśnikami na bieżni i w przełajach. W 2019 roku miałem 7 srebrnych medali MP i dwa brązowe, za to rok wcześniej zdobyłem aż 8 złotych! – mówi z dumą.
Pan Edmund nie ukrywa, że stawanie na podium sprawia mu dużą frajdę. – Jestem jednym ze starszych w kategorii M70, bo mam 78 lat. Za 2 lata przejdę do kolejnej grupy 80-latków, chociaż najczęściej i tak będę rywalizował z tymi samymi kolegami. Kategoria M80 jest nieczęsto klasyfikowana, więc dalej będę w M70 – mówi z uśmiechem. – Ale i tak o podium będę walczył – zapowiada.
– Wie pan, to wkręca – mówi szczerze. – W dużym biegu startuje kilka tysięcy zawodników, a na podium podczas dekoracji w kategoriach staje nas w sumie raptem maksymalnie dwudziestu kilku. No to jest powód do dumy!
Dlatego też... jak może, to ściga się mocno z kolegami-rywalami. – Na dużych biegach często jest to rywalizacja „korespondencyjna”, bo w tłumie nie widzimy się nawzajem. Ale teraz na Biegu Chomiczówki ścigałem się o drugie miejsce z Józefem Zalewskim, z którym do tej pory zwykle przegrywałem. Znamy się, bo on mieszka w Słupnie koło Płockiem. Po raz pierwszy udało mi się być szybszym!
– Początkowo go nie widziałem, bo rozgrzewałem się i straciłem go z oczu. Okazało się, że wystartował jakieś 10 sekund po mnie, ale po 3 kilometrach mnie doszedł. Jakiś czas biegliśmy razem, aż wreszcie po 10 kilometrze zdołałem mu uciec. Cieszę się, bo rywalizowaliśmy bezpośrednio i pierwszy raz mi się udało pokonać Józefa – opowiada pan Edmund. – Każdy ma w zawodach jakiś cel: ja chcę stanąć na podium, albo wygrać z kolegą. Inni walczą o życiówki, jeszcze inni stają w pierwszej linii, żeby dobrze wyglądać na zdjęciach – śmieje się.
Edmund Sowiński czuje się biegaczem spełnionym. Nie ma specjalnych marzeń związanych z uprawianiem sportu. – Rekordów życiowych – mimo tej niespodziewanej ostatniej Chomiczówki – raczej bić już nie będę – mówi z uśmiechem. – Chcę po prostu biegać jak najdłużej, dopóki pozwoli zdrowie. A to na szczęście specjalnie nie szwankuje. Czy do setki? – śmieje się. – Nie wiem. Najważniejsze, żeby zdrowie pozwoliło!
To tego właśnie, panie Edmundzie, najbardziej panu życzymy: stu lat i dużo, dużo zdrowia!
Piotr Falkowski
zdj. archiwum Edmunda Sowińskiego