Maraton Londyński: Impreza sportowa, biegowa, charytatywna. W niedzielę już 35. edycja

  • Biegająca Polska i Świat

Ten maraton nie jest ani najstarszy, ani największy, ani nawet najszybszy na świecie. Wyróżnia się jednak niezwykłą atmosferą, świetnymi kibicami, brytyjskim poczuciem humoru, a przede wszystkim otwartością na działania charytatywne. Przez 34 lata udało się tu zebrać 716 mln funtów! O ile ta kwota wzrośnie podczas tegorocznej imprezy przekonamy się już w niedzielę. Wtedy to wystartuje z Greenwich Park kolejna edycja maratonu londyńskiego.

Tylko w zeszłym roku na konta organizacji dobroczynnych trafiło po zawodach ponad 53 mln funtów. Dzięki temu Virgin London Marathon został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa jako największa na świecie jednodniowa impreza zbierająca ósmy raz z rzędu pieniądze na cele charytatywne.

Co ciekawe, nie był to jedyny spektakularny wyczyn odnotowany podczas tego biegu. W kwietniu 2014 r. ustanowiono aż 30 rekordów Guinnessa! Mieliśmy więc m.in. najszybszych zawodników w stroju dżokeja, kosmonauty i kowboja. Byli też biegacze przebrani za skorupiaka, nakrętkę, czy budkę telefoniczną. Niejaki Marcus Mumford udowodnił, że wyglądając jak... toaleta można przebiec maraton w czasie 2:57:28.

Ta cała maskarada służyła nie tylko dobrej zabawie. Każda z tych osób podczas biegu zbierała pieniądze na szczytny cel. Barwny, oryginalny ubiór i splendor rekordzisty Guinnessa miały tylko w tym pomóc

Zapisy - droga przez mękę

Jednak zbiórka pieniędzy na rzecz organizacji charytatywnych to nie tylko domena przebierańców. Podczas Virgin London Marathon podobną aktywność prowadzi aż trzy czwarte uczestników biegu! Skąd to się bierze?

Odpowiedź jest prosta i nie tyle jest związana z wyjątkową wielkodusznością Brytyjczyków ile… z pragmatyzmem. Dla większości biegaczy wsparcie akcji wybranej organizacji dobroczynnej daje jedyną możliwość na zdobycie pakietu startowego na maraton londyński.

Zapisanie się na zawody w inny sposób jest bardzo, bardzo trudne. Chętnych na start w Londynie każdego roku jest wielokrotnie więcej niż wolnych miejsc. I to mówimy o imprezie, w której w zeszłym roku pobiegło ponad 36 tys. osób.

Znikome szanse daje np. losowanie. W 2014 r. w ciągu zaledwie 8 godz. i 40 min akces do uczestnictwa w niej zgłosiło 125 tys. osób! Wcale nie łatwiej dostać się na maraton legitymując się odpowiednimi wynikami sportowymi. Po pierwsze są one dosyć wyśrubowane (choć nie tak bardzo jak w np. w Bostonie czy Nowym Jorku) to dotyczą one tylko osób mieszkających w Wielkiej Brytanii. I tak np. trzydziestoletni Anglik musi legitymować się czasem na dystansie maratońskim nie gorszym niż 3:05:00.

Obcokrajowcom pozostaje więc albo wyjazd na zawody z biurem podróży (niestety nie ma żadnego polskiego, są za to do wyboru np. włoskie, szwajcarskie, irlandzkie, niemieckie i francuskie) albo właśnie wsparcie organizacji charytatywnej. W obu przypadkach nie jest to tanie. Może kosztować nawet 2 tys. funtów.

Zapowiada się wielkie ściganie

Pojawia się więc pytanie, czy warto przechodzić tę bardzo kosztowną drogę przez mękę, by wystartować w maratonie londyńskim. Odpowiedź może być tylko twierdząca. Trzeba wiedzieć, że ta impreza cieszy się niesamowitym prestiżem. Należy do elitarnego grona World Marathon Majors i każdego roku przyjeżdżają tu najlepsi zawodnicy na świecie.

W niedzielę na starcie zobaczymy m.in. genialnych Kenijczyków: aktualnego rekordzistę świata Dennisa Kimetto, ostatniego triumfatora Virgin London Marathonu i rekordzistę trasy (2:04:29) Wilsona Kipsanga oraz Emmanuela Mutai. Cała trójka legitymują się życiówkami poniżej 2:03:30. Gdy dodać do tego, że w Londynie zobaczymy również kolejnych sześciu zawodników z rekordami poniżej 2:05:00, możemy się spodziewać rywalizacji na najwyższym poziomie.

Nie inaczej powinno być w rywalizacji kobiet. W stolicy Zjednoczonego Królestwa zobaczymy aż cztery zawodniczki legitymujące się czasami poniżej 2:20:00. Faworytką jest z pewnością Kenijka Mary Keitany, która nie tylko ma najlepszą w stawce życiówkę (2:18:37), ale triumfowała w Londynie już dwukrotnie. Deptać je po piętach będzie jej rodaczka Edna Kiplagat ostatnia zwyciężczyni Virgin London Marathonu.

Zarówno elita jak i zwykli, amatorscy biegacze mogą liczyć na wspaniały doping. Rokrocznie wzdłuż trasy zawodów ustawia się ok 750 tys. rozentuzjazmowanych kibiców.

Zainspirował ich Nowy Jork

O takim wsparciu mogło tylko pomarzyć na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wielu brytyjscy maratończycy. Ich prowincjonalne biegi gromadzące z 20 zawodników, odbywające się z dala od centrów miasta oglądała jedynie garstka przyjaciół i… krowy. Jakim to było kontrastem wobec tego co można było zaobserwować za oceanem. Maraton Nowojorski przyciągał tysiące biegaczy i kibiców, był wielkim świętem sportowym w aktywny sposób wspieranym przez miasto.

Uczestniczący w nim w 1978 r. zawodnicy brytyjskiego klubu sportowego Raneleigh Harriers byli zachwyceni. Rok później pod wpływem tych opowieści do Stanów Zjednoczonych pojechali legendarny Chris Brasher, złoty medalista z Igrzysk Olimpijskich w Melbourne, pałający się w tamtym czasie dziennikarstwem oraz jego kolega John Disley, brązowy medalista olimpijski z Helsinek.

Po powrocie Brasher napisał w „The Observer”:

„Aby uwierzyć w tę historię trzeba wierzyć, w to, że ludzie mogą stworzyć jedną radosną rodzinę, pracującą razem, śmiejącą się i osiągającą to co niemożliwe. W ostatnią niedzielę w jednym z najbardziej zapalnych miast na świecie, 11 532 kobiet i mężczyzn z 40 państw, wspieranych przez milion ludzi - białych, czarnych i żółtych - śmiało się, cieszyło i cierpiało podczas największego festynu jaki kiedykolwiek widziano”.

Na koniec artykułu Brasher postawił pytanie:

"Czy Londyn może zorganizować podobną imprezę?"

Okazało się, że nie minęło półtora roku i stolica Wielkiej Brytanii miała swój wielki maraton.

Walka o kasę

Organizatorom dopisało trochę szczęścia. Entuzjastycznie do idei wielkiego sportowego święta odniosły się zarówno władze miasta, jak i przedstawiciele izby turystycznej. Pewne zastrzeżenia miała co prawda policja obawiająca się, że maraton może zablokować całe miasto. Udało się ją jednak szybko uspokoić prezentując projekt trasy. Wynikało z niego, że organizacja zawodów wymaga wyłączenia z ruchu jedynie dwóch mostów Londynu, w tym Tower Bridge, który i tak w niedzielę był niedostępny dla samochodów.

Problem pojawił się za to przy omawianiu kwestii finansowej. Przewodniczący Rady Miasta stanowczo oświadczył, że organizatorzy maratonu nie mają co liczyć na wsparcie z kasy publicznej. A chodziło o śmieszną z punktu widzenia dzisiejszych realiów kwotę 75 tys. funtów.

Organizatorzy znaleźli się w kropce. Na szczęście pomoc przyszła z zupełnie nieoczekiwanej strony. Pojawił się sponsor. Akurat w tym czasie firma Gillette zrezygnowała ze wspierania rozgrywek krykieta i szukała nowego pomysłu na promocję poprzez sport. Szybko doszło do spotkania z Disley’em i Brasherem, którego owocem była trzyletnia umowa partnerska.

Wbiegli na metę trzymając się za ręce
 
Pięć miesięcy później, 29 marca 1981 r. odbyły się pierwsze zawody. Na początku chciało w nich uczestniczyć 20 tys. osób jednak ostatecznie zarejestrowano zaledwie 7 747 biegaczy. Do mety dotarło ich o 1500 mniej, a wygrało ex aequo dwóch zawodników. Amerykanin Dick Beardsley i Norweg Inge Simonsen przekroczyli metę trzymając się za ręce. Ich wynik to 2:11:48.

Dziś trudno sobie wyobrazić taką sytuację. Sport się tak sprofesjonalizował, a nagrody są tak niebotyczne, że walka o zwycięstwo przebiega czasami w sposób bezpardonowy. Zwycięzca tegorocznej edycji może liczyć na czek w wysokości 55 tys. dolarów plus premię za osiągnięcie określonego czasu.

Po sukcesie pierwszego maratonu londyńskiego, na następny chciało się zapisać aż 90 tys. ludzi. To pokazało organizatorom, jak niesamowity potencjał ma impreza. Od tego czasu maraton stale się rozwija. Przez 34 edycje pobiegło w nim blisko 925 tys. osób.

W 1983 r. pojawili się na trasie wózkarze.

Z roku na rok zwiększa się też liczba kobiet. W 1981 r. kiedy londyńskie zawody w wieku 43 lat wygrała Joyce Smith (bijąc przy okazji rekord Wielkiej Brytanii - 2:29:57), stanowiły one niespełna 5 proc. wszystkich uczestników imprezy. Dziś co trzeci maratończyk w Londynie to kobieta. Wśród zwyciężczyń tych zawodów są dwie Polki: Wanda Panfil i Małgorzata Sobańska.

Transmisja telewizyjna do 196 krajów świata

Trasa Virgin London Marathon jest płaska i szybka. Prowadzi w dużej części wzdłuż Tamizy. Co ciekawe nie jest ona oznakowana jak na innych znanych imprezach co jeden kilometr, tylko co jedną milę. Uczestnicy zawodów startują z kilku różnych miejsc: z Greenwich Parku, z St John's Parku oraz Shooter's Hill Road. Te trzy trasy zbiegają się dopiero po 4,5 km. Biegnąc w kierunku mety przy Pałacu Buckkingham zawodnicy mijają po drodze największe londyńskie atrakcje turystyczne, takie jak Tower Bridge, London Eye czy budynek parlamentu.

Kto w tym roku okaże się najlepszy? Czy zostanie pobity rekord trasy? ile pieniędzy na cele charytatywne uda się zebrać uczestnikom zawodów? Na te pytania poznamy odpowiedź już w niedzielę. Podobno transmisja telewizyjna zostanie przeprowadza aż do 196 krajów świata!

W Londynie jest już nasza wysłanniczka na imprezę. Przez cały weekend meldunki z tego wyjątkowego wydarzenia. Zapraszamy na naszą stronę!

MGEL

fot. mat. pras. / wikimedia