Dwa razy dłużej niż zwycięzcy, godziny po maratońskich średniakach. Ich tempo nie jest szybsze od marszu. Razem z nimi zwija się dywan maratońskiej infrastruktury, a czasem też sami są zwijani przez sędziów. Jak wygląda maraton z perspektywy ostatniego zawodnika?
– Ta pani to dla mnie bohaterka – wskazuje pani w średnim wieku, która od 9:00 rano kibicuje maratończykom na Moście Dębnickim podczas 13. Cracovia Maraton. Takich jak ta pani nie ma wiele – kibice gęstym tłumem obsadzili trasę mniej więcej do południa. Później trasa powoli pustoszała. Audytorium ostatnich zawodniczek i zawodników jest więc znikome i w większości są to wolontariusze pakujący punkty żywnościowe i oznaczenia trasy. Niektórzy biją brawa. Przeważają zdumieni, że można. 6h na trasie i można.
Pani, na którą wskazywała kibicka, to Barbara Gil, doskonale znana w środowisku biegaczy Sierpczanka. Na Cracovia Maraton biegnie z koszulką-licznikiem: to jej 341 maraton. Raz po raz jest wyprzedzana przez samochód sędziego i policjant na motorze - to oni są "mobilnym" wyznacznikiem sześciogodzinnego limitu. Ale pani Barbara nie jest z tych, którzy zwiesiliby ręce i zdjęli numerek startowy. Nie. Zaciska zęby i dogania za każdym razem sędziów. Skądinąd niezwykle życzliwych – Pani Basiu, brawo! Cieszę się, że znowu mam przyjemność za Panią jechać – pozdrawiają z samochodu.
– Nie zawsze tak jednak jest – opowiada Gil, dodając, że często sędziowie od razu zdejmują zawodników z trasy. – Na wielu polskich maratonach limit czasowy redukowany jest z 6h30min do 6h. To uderza w Nas, zawodniczki i zawodników z samego końca.
Barbara Gil dobiega do mety Cracovia Maraton w 6h24min. Odbiera medal, jest w wynikach. To jej 341 zwycięstwo. Już snuje plany na kolejne maratony.
Wielu jej towarzyszom biegu jednak się nie udaje. Biegnąc w ogonie wielkiego maratońskie zwycięstwa widzi się często rzeczy, których lepiej na trasach maratońskich nigdy nie doświadczać. Opustoszałe ulice, zwinięte punkty odżywcze, niecierpliwość organizatorów, którzy muszą jak najprędzej otworzyć miasto dla ruchu.
– Jaki jest sens tak cierpieć? – pyta z kolei inny kibic, kiedy obok Błoń przebiega starszy Pan z Wysp Brytyjskich, któremu na twarzy maluję się obraz rozpaczy, męki i cierpienia. Zgięty w pół, z nogą przeprostowaną w kolanie, prawdopodobnie kontuzjowaną, co rusz zwalnia do marszu, zrywa się, by za moment znowu opaść z sił, oprzeć ręce na udach. Jego walka jest heroiczna, ale za moment świadomie zdejmuje pasek z numerem startowym i schodzi na ukos przez ulicę do karetki. Dalej już nie pobiegnie.
Wielkie święto biegów maratońskich ostatnich zawodników często nie dotyczy. Na trasie Cracovia Maraton już po 5 godzinach nie ma zespołów zagrzewających śpiewem i muzyką do walki, nie ma kibicujących szkół, nie ma tysięcy ludzi brawami i okrzykami dopingujących amatorów.
Tuż za ostatnią zawodniczką, a często i przed nią, uwijają się w ukropie służby techniczne ściągające barierki. Ulice w okolicach punktów odżywczych omiatają już czyszczarki. To chyba prawdziwa samotność długodystansowca? – zagaduję do pana Pawła, który biegnie na wynik w okolicach 5h50min, a obecnie zatrzymał się na chwilę na punkcie odżywczym. Przed nim na kilometrowej prostej nie ma nikogo. Za plecami dopiero gdzieś za zakrętem ktoś się wyłania. Odpowiada z uśmiechem – Przyzwyczaiłem się. Biegam najczęściej maratony za granicą i tam cała infrastruktura maratonu żyje i jest głośna przez równe sześć godzin. U nas jeszcze tak nie ma. Ale to walka samego ze sobą.
Przysłuchuję się rozmowom ostatnich kibiców na trasie. Zazwyczaj podziwiają, zagrzewają, nawet wdają się z zawodnikami w krótkie pogawędki. – Brawo, brawo! Ile pan ma lat? – krzyczy jedna z Pań w okolicach Podgórza. – 68 – odpowiada biegacz. – Ale ciałem i duchem 30 latek. Brawo! Ze strony biegacza duży uśmiech, na słowa nie ma już sił. Heroizm, bohaterstwo, wielka odwaga – te słowa padają na ulicy często. Tak jak inna fraza, którą słyszę z ust Tomasza Zimocha, speakera maratonu, gdy na metę wpada Jan Stachow, rocznik 1929 – Lepiej wystartować i dobiec na końcu, niż nigdy nie podjąć wyzwania.
AB