Jest takie powiedzenie. Małe jest piękne. Coś w tym jest, ponieważ kameralne zawody biegowe do 100 czy 300 osób coś w sobie mają. Bez chipów, fajerwerków i całego tego hałasu o nic.
Właśnie taka była impreza 1 i 2 sierpniu. Projekt Polskie Ultra Pawła Żuka. W piątek zaczął się dwumaraton. W sobotę maraton (dla zeszłodniowych zawodników drugi), półmaraton oraz "co łaska". Czyli można było przebiec, np.dwie pętle i dostać medal. Ha, taka zacna impreza. Dla każdego coś dobrego, co przypomina mi niejeden festiwal biegowy, np.ten w Piwnicznej Zdrój we wrześniu.
Zapisy wystartowały w maju na Facebooku przez formularz w Google. Był podany regulamin. Trzeba było zapłacić i tyle. Nic skomplikowanego. Opiszę tu maraton, ponieważ brałem w nim udział.
Zawody odbyły się w sobotę w Parku Młocińskim (Warszawa) od godz.7 rano. Do przebiegnięcia był kawałek pętli plus 14 pełnych. Trasa płaska, miękka, zacieniona. Zawody były przeprowadzone na zasadzie zaufania i fair play. Każdy mierzył sobie sam czas zegarkiem, ewentualnie aplikacją biegową bez używania pauzy ani autopauzy. Sędziowie sprawdzali biegaczy po skończeniu każdego okrążenia.
Coś tam zapisywali. Nie wiem, nie znam się, nie orientuję, zabiegany jestem. Teraz najlepsze to, że nawet jak już słońce świeciło na dobre, to i tak był cały czas cień drzew a do tego bufet co 3km (pętla) sprawiał, że biegło się znakomicie. Do picia izo, woda, cola. Do jedzenia banany, arbuzy, pomarańcze, ciasta, krakersy, itp.
Szczerze mówiąc to rano po 4 nie chciało mi się wstać ale zobaczyłem, że będą znajomi więc cóż. Trzeba biec. Do tego w piątek wieczorem zobaczyłem zdjęcia tych, którzy przebiegli pierwszy maraton (dwumaratończyków). Wstyd nie jechać.
Dla wygranego maratończyka z soboty był był "złoty" banknot o nominale 1 miliona dolarów. Nie czułem się jakoś na siłach, ponieważ dużo nie trenowałem. Byłem w górach 10 dni i tylko chodziłem, ale udało mi się wykręcić na tych pętlach czas ponad 3 godziny i 14 minut co dało mi pierwsze miejsce. Podejrzałem wyniki kolegów z maratonu piątkowego i ucieszyłem się z trzeciego miejsca. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że klasyfikacja maratońska liczy się tylko z soboty. Zatem byłem pierwszy. Zdarzało mi się zająć pierwsze miejsce open ale miliona dolarów nigdy jeszcze nie wygrałem. Do tego medal i statuetka. Naprawdę świetna impreza.
Maciej Konarski, Ambasador Festiwalu Biegowego
fot. archiwum autora