Na kilka dni przed maratonem w Londynie, Mo Farah, typowany na jednego z najpoważniejszych konkurentów Eliuda Kipchoge, na starcie nie stanie ze spokojną głową. Wdał się w kłótnię z Haile Gebrselassie, legendą 10 000m i maratonu.
Panowie przerzucają się dziś oskarżeniami i oświadczeniami, a sprawa, która zaczęła się miesiąc temu wcale nie jest bliżej rozwiązania. Wręcz przeciwnie, konflikt stał się medialny, do tego pojawiły się zapowiedzi spotkania w sądzie.
Miesiąc temu, 28 marca Farah zamieścił na swoim profilu wpis, informujący o tym, że został okradziony podczas pobytu w hotelu Yaya Village. Do zdarzenia miało dojść w urodziny rekordzisty Europy. Z hotelowego pokoju zniknęły jego pieniądze i zegarek, o tyle cenny, że będący prezentem od żony. Farah miał nadzieję, że uzyska pomoc ze strony obsługi hotelu i jego właściciela Haile Gebrselassie. Tak się jednak nie stało.
Podczas konferencji przed London Marathon, Farah rozwinął temat i powiedział, że Gebrselassie go zawiódł, nie angażując się w pomoc, mimo że do przestępstwa doszło w jego hotelu, a Farah przebywał w nim trzy miesiące. Te słowa tylko zaogniły konflikt.
Czterokrotny mistrz świata wydał swoje oświadczenie. Czytamy w nim, że hotel nie odpowiada za pieniądze trzymane poza hotelowym sejfem. Twierdzi również, że śledztwo się odbyło, ale winnych i skradzionych rzeczy nie znaleziono. Potem robi się jeszcze ciekawiej. Gebrselassie przeszedł do ataku. Zarzucił Farahowi, że ten nie zapłacił za pobyt mimo że dostał 50% zniżki, a do tego zachowywał się w sposób nieodpowiedni, a nawet miał zaatakować inną osobę.
@HaileGebr Statement on Mo Farah's robbery report pic.twitter.com/fjkO6FvkRD
— Haileegziabher (@haileadhanom) 24 kwietnia 2019
Farah twierdzi, że wydarzenia sprzed miesiąca nie wpłynęły na jego przygotowania, jednak naszym zdaniem taki konflikt to raczej nietypowy sposób na fazę taperingu przed najważniejszym startem w sezonie.
IB