- Moje nieprzygotowanie do pierwszej części sezonu, to nic w porównaniu do tego co się dzieje na świecie - mówi Paulina Kaczyńska, mistrzyni Polski w biegu na 10 000 m. Zawodniczka opowiedziała nam o swoim „koszmarze achillesowym”, powrocie do zdrowia, motywacji, teście na cierpliwość. Nie mogliśmy uciec też od trudnej sytuacji na świecie związanej z pandemią koronowirusa.
Do sezonu przygotowywałaś się m.in. w portugalskim Monte Gordo. Jeszcze w styczniu pisałaś na swoim profilu społecznościowym: „Kiedy planowaliśmy cały okres przygotowawczy do sezonu 2020, to wszystko wydawało się takie proste.” Jak teraz patrzysz na te słowa?
Paulina Kaczyńska: - Na początku muszę zaznaczyć, że ciesze się, że w końcu będę mogła to wyrzucić z siebie. Bo wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego przez co przeszłam w ostatnim roku. Wszystkie zdjęcia i posty, które udostępniamy na portalach społecznościowych nie ukazują tego, z czym musimy się mierzyć każdego dnia. Niestety sezon 2019 powinnam była zakończyć już w czerwcu. po powrocie z zgrupowania z Kenii. Niestety wtedy rozpoczął się mój ,,koszmar achillesowy”.
Co to znaczy?
Jeszcze w czerwcu będąc na zgrupowaniu w Kenii czułam się rewelacyjnie. Czułam, że forma idzie w górę, nawet za bardzo. Ale każdy dzień mnie nakręcał. Ciężko mi jest znaleźć dokładnie dzień, kiedy to się stało. Ale już tam dziwnie ,spinały mi się łydki. Wróciłam do Polski i zrobiłam „życiówkę” na 800 m (2:04.98 – red). Wiedziałam, że to będzie świetny sezon. Po mitingu w Gliwicach poszłam na trening, na którym nie byłam wstanie zrobić nawet 1 km. Zrobiłam 3 dni przerwy i było lepiej.
Co z tym ścięgnem?
Achilles puchł, był tkliwy, ale fizjoterapeuci robili wszystko, żebym wytrwała sezon. Nie mogłam wykonać 100% treningu, musiałam zastępować pewne elementy, z mojego planu zniknęła siła biegowa. Ale najbardziej martwiłam się na Pucharze Europy na 10 000 m. Wiedziałam, że założenie kolców na tak długi dystans będzie mnie kosztowało naprawdę dużo. Na samym biegu była adrenalina, która wpływała pozytywnie na nogę, ale „po” już było nieciekawie.
Brzmi… nieciekawie
Nie lubię się nad sobą użalać, wychodzę założenia, że skoro jesteśmy wstanie znieść obciążenia treningowe i startowe, to musi nas coś pobolewać. A moja ambicja nie pozwoliła mi tak szybko się poddać. Dziś już wiem, że to był błąd. Za każdym razem staramy się komuś coś udowodnić, kosztem swojego zdrowia...
Trenowałaś ś w portugalskim Monte Gordo. Lubisz tam wracać?
Nie ukrywam, że Monte Gordo to moje ulubione miejsce do treningu, w tym roku odwiedziłam je dwukrotnie. Kiedy planowaliśmy z trenerem Zbigniewem Krzyśkiem zgrupowania do sezonu 2020, to wszystko wydawało się takie proste i idealne. A teraz? Moje nieprzygotowanie do pierwszej części sezonu, który miał się niebawem rozpocząć, to nic w porównaniu do tego co się dzieje na świecie. Wierzę, że ten wirusowy koszmar niebawem się porównaniu zakończy i wszystko wróci do normy. Dzisiaj wszyscy musimy zadbać o nasze zdrowie, bo po raz kolejny okazuję się, że to ono jest najważniejsze.
Jesteś zadowolona z wykonanej pracy?
Ktoś może mi może zarzucić, w dobie koronawirusa, że wyjeżdżałam na zgrupowania w tym roku. Tak byłam, bo cały czas walczyłam. Robiłam dwa treningi dziennie, na zgrupowaniach miałam spokojną głowę, motywacja była większa. Nie było też czasu na myślenie o tym, że jest źle. Jestem zawodniczką bardzo pracowitą i nie boje się bólu, uwielbiam ten stan zmęczenia. Trafiłam na niesamowitych ludzi w OrthoSporcie w Szczecinie i wierzę, że dzięki nim uda się. A doktor Maciej Karaczun razem z ekipą zrobią wszystko, bym mogła już za parę miesięcy cieszyć się z kolejnych udanych biegów.
Zgrupowanie zakończyłaś na początku marca, czyli jeszcze przed tymczasowym zamknięciem granic. Później wielu reprezentantów musiało szybko wracać do kraju. Szczęście w nieszczęściu?
Tak, udało mi się wrócić do Polski przed całym tym lotniskowym szaleństwem. Trzy dni przed końcem zgrupowania w mediach społecznościowych ukazywało się coraz więcej artykułów na ten temat. Ale jak większość z nas zbagatelizowała tę sprawę i nikt nie zdawał sobie sprawy, że ta sytuacja sparaliżuje sportowe środowisko. Wracając do domu ze zgrupowania na lotnisku w Faro i Berlinie, nie zauważyłam żadnych rygorystycznych zmian dla podróżnych. Wszystko wyglądało tak samo, jak zawsze. Chyba miałam szczęście, zakończyłam zgrupowanie w odpowiednim czasie.
Kiedy planowałaś swój pierwszy start w tym sezonie?
Ciężko mi mówić o pierwszych startach, bo po raz kolejny przekonałam się o tym, że życie lubi mieszać w moich planach przygotowawczych. A przede wszystkim, lubi sprawdzać moją cierpliwość. Nie martwię się o moją formę, bo jej po prostu nie ma. Codziennie wykonuje trening zastępczy, który pozwoli mi szybko wrócić do właściwej dyspozycji. Przerabiałam tego typu sytuacje już kilkukrotnie i udawało się kończyć sezon z nowymi rekordami życiowymi.
Zawieszenie całego kalendarza startowego to nowa sytuacja...
Tak, ale staram się być spokojna. Zgrupowania na których bywałam, pozwoliły mi przede wszystkim wyczyścić głowę, bo kontuzja to jedna z najgorszych momentów w życiu sportowca. Jesteśmy tylko ludźmi i czasami nie możemy sobie poradzić z naszą bezsilnością. W sezonie olimpijskim każdy idzie na całość, każdy chce być świetnie przygotowany. Niestety w moim przypadku trwa to troszkę dłużej, ale wierzę w to, że jestem już na ostatniej prostej. Epidemia spowodowała ogromny paraliż w naszych przygotowaniach, ale wierzę w to, że będzie dobrze i ta przerwa od rygorystycznego treningu wyjdzie wszystkim na dobre. Jestem przekonana, że głód biegania i startowania w zawodach będzie jeszcze większy jak zazwyczaj.
Dużo mówi się o tym jak zachować formę fizyczną. Ale jak poradzić sobie ze sferą mentalną?
Na pewno motywacja spadła wielu osobom, ale nie mnie. Wręcz przeciwnie, w moim przypadku wzrosła, ale tylko dlatego, że jestem w innej sytuacji jak nasi wspaniali sportowcy. Osoby, które borykają się z kontuzją myślą podobnie jak ja. Zresztą wszyscy dostaliśmy dodatkowe dni na treningi. Nastał czas, w którym wszystko się zatrzymało i nie możemy nic zrobić z zaistniałą sytuacją. Ja staram się z tego wyciągać tylko pozytywne wnioski. Przede wszystkim możemy spędzić więcej czasu w domu, przy swoich bliskich. Mamy więcej czasu na refleksję i zadbanie o nasze rodziny. więcej czasu na realizację spraw, które odkładaliśmy w czasie.
Przed nami ważne imprezy – Igrzyska Olimpijskie, MŚ w półmaratonie, ME w lekkiej atletyce. Co miało być Twoim celem?
Moim największym celem na ten sezon są - lub były - Igrzyska Olimpijskie i Mistrzostwa Europy. Ale co z nimi? Nikt nie wie. Po prostu musimy w spokoju obserwować rozwój wypadków najbliższych dniach. Jeżeli w ogóle imprezy odbędą...
#Zostańwdomu. Jaki masz pomysł na te dni? Seriale, książki?
To czas domowej kwarantanny dla wszystkich. Ja służę w Wojsku Polskim i kiedy nie przebywam na zgrupowaniach Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, każdego dnia melduję się w swoim macierzystym garnizonie. Jestem żołnierzem, z czego jest bardzo dumna i każdego dnia z przyjemnością stawiam się na służbę. Nikt mnie nie zwalnia z moich obowiązków służbowych.
A po służbie?
W tym wolnym czasie nadrabiam zaległości w porządkach domowych. Jestem osobą, która nie lubi leniuchować. Nie potrafię wysiedzieć całego dnia na kanapie. To mnie zwyczajnie nudzi, dlatego zawsze coś się znajdzie do zrobienia. Może wydawać się to dziwne, ale sprzątanie mnie odprężą. Ostatnio coraz częściej przy wolnym czasie oglądam Netflixa. Lubię dobre filmy, dobre książki. Od siebie oczywiście polecam naukę angielskiego i życzę dużo zdrowia dla wszystkich. Zdrowie jest najważniejsze!
Rozmawiał Robert Zakrzewski