"Pozdrowienia z gór Tienszan!" Wojciech Kopeć nadaje z... Kirgistanu [ZDJĘCIA]

  • Biegająca Polska i Świat

Wojciech Kopeć kontynuuje treningowy marsz na Wschód. Kilka dni temu poleciał do Moskwy, gdzie spędził kilkadziesiąt godzin, spotkał się ze swoim nowym szkoleniowcem, świetnym maratończykiem Dmitrijem Safronowem, zrobił z nim mocny trening 19 km i… poleciał do Kirgistanu! Góry Tienszan to właśnie tajemniczy kierunek, który Wojtek wybrał na przygotowawczy obóz wysokogórski, a którego do tej pory nie chciał zdradzić.

– Chciałem lecieć do Kenii, jak teraz robi wielu naszych biegaczy – zdradza nam Wojciech Kopeć. – Trener mi to jednak odradził. Powiedział, że on był tam rok temu i wielu biegaczy z Rosji także, ale po obozie w Kenii żaden z nich nie biegał na tym poziomie, co tam trenowali i co biegali wcześniej. Dima uważa, że Kenia jest fajna (potwierdzam, bo byłem w Kenii w 2011 r.), są piękne trasy, fajne góry i dobra temperatura, ale żeby dobrze biegać po obozie w tym kraju, trzeba tam albo mieszkać na stałe, albo jeździć regularnie na pół roku, potem startować i wracać. Wszystko ze względu na specyficzny klimat – opowiada Kopeć i dodaje: – Trener Safronow zaproponował mi wyjazd do Kirgistanu, bo po treningach w tamtejszych górach dużo lepiej biega każdy. Góry są trochę niższe, a klimat zbliżony do naszego. Uwierzyłem mu i dlatego tu jestem – mówi Wojtek.

"Mój cel: życiówka w maratonie z nowym, znakomitym trenerem! Potem może rekord w Krynicy". Wojciech Kopeć i jego rosyjski kierunek

– Kirgistan to miejsce, gdzie prawie zawsze można spotkać wielu trenujących biegaczy z Rosji i Ukrainy. Teraz jest tu na przykład Mykoła Niżnik, młodzieżowy rekordzista Ukrainy na 3 i 5 km (rekordy życiowe 8:01 i 13:37, w tamtym roku pobiegł półmaraton w 1:03:14). W Bostari trenuje także rosyjska maratonka z wynikiem 2:24, obecnie chyba najlepsza w swoim kraju. A za 10 dni przyjeżdża z Rosji zawodnik z życiówką w maratonie 2:09:58 – opowiada Wojciech Kopeć.

Kopeć spędzi na obozie w Kirgistanie 48 dni, wróci do Polski 17 dni przed Orlen Warsaw Marathonem. To, według jego trenera, optymalny moment na zjechanie z gór przed docelowym startem. – Mieszkam i trenuję na wysokości 1650-1700 m n. p. m., ale można wbiec nawet na 4 tysiące metrów, więc w góry też się pewnie nie raz wybiorę – mówi.


– Na razie jest zimno, zwłaszcza rano, wczoraj na przykład było -6 stopni, a odczuwalna nawet minus 12 – opowiada. – Ale jak biegałem, nie było tego czuć. Śniegu nie ma prawie wcale, w nocy spadło troszeczkę, taki bardziej jak szron. W ciągu dnia sporo się ociepla, teraz jest +5 stopni, bezchmurne niebo i słońce. Tak ma być do końca lutego, a w marcu temperatura ma wzrosnąć nawet do +15 stopni. Warunki do trenowania są więc idealne – podsumowuje.

Kopeć narzeka za to na ubóstwo tras biegowych. – Szału nie ma. Można pobiec pętlę 10-kilometrową, są też dwie drogi do biegania, jedna bliżej jeziora, druga główna, asfaltowa, ze zrobionymi pomiarami: na jezdni jest narysowany odcinek długości 2 km, oznaczany co 100 m – śmieje się. To wszystko dosyć płaskie, na wysokości około 1700 m n. p. m. Natomiast w górach jest pętla krosowa długości 7 km, tam jeżdżą (lub dobiegają) biegacze ukraińscy, których poznałem. Na sto procent tam się z nimi wybiorę, chociaż trudno mi się z nimi porozumieć, mówią tylko po rosyjsku, a ja prawie nie znam tego języka, coś tylko ledwie rozumiem. No, ale teraz mam motywację, żeby się pouczyć rosyjskiego. Wziąłem ze sobą płyty do nauki i postaram się wrócić do Polski już z podstawową znajomością języka – uśmiecha się.

Wojciech Kopeć opowiedział nam też o organizacyjnej stronie swojego wyjazdu do Kirgistanu.

– Jestem w mieście Bostari, nad jeziorem, 3 i pół godziny drogi od stolicy - Biszkeku. Mam wynajęte mieszkanie w bloku, kuchnię, ciepłą wodę, internet, telewizję itd. 200 m od domu jest bazar działający raz w tygodniu, w niedzielę, mam więc gdzie kupić świeże owoce, jajka, domowe wino i inne ciekawe rzeczy prosto z domowej kuchni – śmieje się. – Do Bostari dojechałem wynajętą taksówką, która czekała na mnie na lotnisku w Biszkeku. W mieszkaniu mam zapewnione obiady i kolacje, natomiast śniadania muszę sobie przygotować sam. To jednak nie ma znaczenia, bo i tak z rana jadam mało – żartuje maratończyk z Warmii, mieszkający w podwarszawskim Józefosławiu.


Republika Kirgistanu w środkowej Azji to kraj mało znany w naszym kraju, do tej pory też chyba żaden z biegaczy nie wybierał tego kierunku na organizację obozu wysokogórskiego. Okazuje się, że wyjazd do Kirgistanu jest atrakcyjny także cenowo.

– Do Kirgistanu nie potrzebujemy wizy. Loty z Warszawy widziałem w cenie 1000-1800 zł w obie strony, a z Pragi - nawet za 700 zł! Za mieszkanie i wyżywienie (dwa posiłki domowej roboty - bardzo dobre!) płacę około 55 zł za dzień. Dodam do tego zakupy codzienne (owoce, pieczywo, woda itp.) to koszt całego obozu wyniesie około 4500 zł. Czyli: 48 dni w Kirgistanie wyniesie mnie (z przelotem!) taniej niż miesięczny pobyt w Szkalarskiej Porębie! – śmieje się biegacz z Olsztynka, zawodnik AZS UWM Olsztyn. – Na dodatek ja mieszkam tutaj sam, a można by spokojnie było dzielić mieszkanie na dwóch.

Kopeć zastrzega jednak: – Ale trzeba mieć dojścia, żeby tak korzystnie to załatwić. Bez pomocy mojego trenera, nigdy bym tutaj nie przyjechał, bo logistycznie ciężko byłoby mi wszystko zorganizować.

Wyjazd w tamten rejon i trenowanie z biegaczami z Rosji czy Ukrainy wzbudziło nieco kontrowersji wśród biegaczy śledzących poczynania Kopcia: zawodnicy z tamtych krajów są często łapani na stosowaniu dopingu, a Rosja za „doping państwowy” została nawet wykluczona z międzynarodowych struktur lekkoatletycznych. – Nie boję się trenować z nimi, ponieważ mam swój rozum. Stosuję tylko sprawdzone od lat suplementy i niczym innym się nie wspomagam – mówi nasz biegacz. – A mój trener Dmitrij Safronow jest, owszem, Rosjaninem, ale miał przecież paszport biologiczny, wielokrotnie startował w ważnych zawodach i był kontrolowany, m. in. jak zajął drugie miejsce w Fukuoce czy zdobył brązowy medal na ME w Barcelonie w 2010 r. Wiem, że wszystko wypracował ciężkim treningiem, właśnie na takich obozach w Kirgistanie, gdzie przebywał przez połowę roku, albo nawet dłużej.

Znaczącej poprawy wyników po obozie w górach Tienszan oczekuje także Wojciech Kopeć. – Chciałbym wrócić do swojego poziomu z 2014 roku, czyli wrócić do biegania maratonu w czasie poniżej 2:20 (rekord życiowy Kopcia z 2014 r. to 2:17:22 – red.). Chcę też regularnie biegać półmaraton poniżej 1:06 oraz zaatakować barierę 30 minut na 10 km. Najważniejszy jednak jest maraton, marzy mi się rekord życiowy w Orlen Warsaw Marathonie.

Daleki wyjazd ma dla warszawskiego maratończyka jeszcze jedną zaletę. – Ja kocham podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi, i to też jest mój cel na tym obozie. Jak już mówiłem, chciałbym również nauczyć się komunikatywnie języka rosyjskiego. A potem – śmieje się – podbijać kolejne ciekawe państwa w Azji: Kazachstan, Uzbekistan, Mongolię… I samą Rosję przejechać koleją... Marzenie! – mówi Wojciech Kopeć.

Piotr Falkowski

zdj. Wojciech Kopeć