Od dawna marzyłem o tym, aby przynajmniej na kilka dni wybrać się do Szczawnicy. Niestety, długo nie udawało mi się jakoś znaleźć odpowiedniego momentu, odpowiedniej chwili, a może - jak później doszedłem do wniosku ? po prostu brakowało odrobiny motywacji.
Skąd w ogóle wzięło się u mnie takie pragnienie? To chyba wspomnienia z dawnych lat, przemierzone ścieżki w Pieninach odżywają w moich wspomnieniach i każą wracać w te same miejsca tak często, jak tylko się da. Tak się poukładało w moim życiu, że spory jego kawałek spędziłem w niedalekim Nowym Targu, a drogę na odcinku do Nowego Sącza znam niemal na pamięć i mógłbym ją pokonać z zamkniętymi oczami. Dlatego ucieszyłem się ogromnie, gdy w kalendarzu biegów odnalazłem zaplanowany na 3 maja maraton Wielka Prehyba. Od razu wiedziałem, że muszę tam być. To nic, że odbywa się już pięć dni po Cracovia Maraton, to nic, że jest dużo trudniejszy, że w górach! Muszę tam być i koniec! Chęć powrotu do miejsc znanych, ale jakże dla mnie ważnych, a już szczególnie idea biegu, były zwyczajnie nie do pokonania!
Całą imprezę, na którą złożyły się dwa biegi tj. maraton Wielka Prehyba i Hardy Rolling rozgrywany na nieco krótszym dystansie (6 km), zorganizowała Fundacja "Rak?n?Roll Wygraj Życie" Był to już kolejny etap projektu Rak'n'Rolling, który ma za zadanie propagować aktywność fizyczną, a tym samym udowodnić, że każdy może pokonać nie tylko chorobę, ale i własne ograniczenia! Dla wszystkich, dla chorych i zdrowych, to nie tylko kapitalna lekcja odwagi, siły i wytrwałości, ale też cudowna opowieść o szczęściu i bohaterstwie, będącą zarazem motywacją do dalszych wyzwań, do dalszego działania. I choć oba biegi miały swoją, stosunkowo wysoką skalę trudności, to jednak myśl przewodnia towarzysząca całej imprezie, dodatkowo zachęcała do zameldowania swojej obecności na starcie, nawet wtedy kiedy domyślałem się, że będzie to najtrudniejszy maraton w moim życiu.
Bardzo wymagająca trasa, przebiegająca niemal w 100% po górskich szlakach, z dużą ilością długich podbiegów, no i burza, która dopadła mnie kilkaset metrów przed schroniskiem na Durbaszce, na długo jeszcze pozostaną w mojej głowie. Tym bardziej jestem pełen podziwu dla kolegi Piotrka, który trzykrotnie pokonał w swoim życiu chorobę nowotworową, a teraz na tak trudnej trasie potwierdził swoją klasę! Brawo!
Trasę maratonu, której część pokrywała się z tą z Biegu 7 Dolin organizowanego w ramach Festiwalu Biegowego, pokonało 116 osób. Na nieco krótszym dystansie pobiegło 101 osób, w tym - co zasługuję na szczególne uznanie - panie, które również pokonały ciężką chorobę nowotworową. Nie chcę tutaj mówić o zwycięzcach, bo akurat nie o to chodzi. Zwycięzcą w każdym z tych biegów był i jest ten, kto pokonał swoje słabości, każdy kto wystartował i dobiegł do mety. Wreszcie każdy, kto podołał kolejnemu wyzwaniu, zapisał na swoim koncie kolejny sukces, zwieńczony wielką radością, a dodatkowo okraszony fantastycznymi i niezapomnianymi górskimi widokami.
Jacek Bochenek ? Ambasador Festiwalu Biegowego w Krynicy