Dziewięć miesięcy od zapisu na bieg z myślą czy dam radę. Rozpisany plan treningowy i wyznaczone starty przygotowujące. Choć lato nie obfitowało w saharyjskie słońce, każda okazja wykorzystana na trening w upale. Obawa, czasem strach, ciekawość... i tak w kółko.
Relacja Dariusza Wojdy
Rozpoczęta zbiórka wspólnie z Polską Akcją Humanitarną (TUTAJ) i jej hasło przewodnie „100 km biegu przez Saharę po Studnię Życia” napompowało balon zainteresowania, zaangażowało mnóstwo życzliwych mi osób, wywołane niechcący przeze mnie zamieszanie zaczęło wywierać na mnie presję. Czy dam radę, jak to będzie, by nie zawieść.
Wspierające mnie firmy Brubeck, Altra Running, Sklep Biegacza, Salomon Running i Zdrovit zadbały o wszystko co niezbędne sprzętowo. Burmistrz mojego miasta Józefów objął Patronat nad Projektem Sahara. Wystarczyło tylko przebiec…
Ostatni miesiąc przygotowań. Półtoragodzinne treningi w saunie w 45-60 stopniach wzmocniły wiarę, że mam szansę. Wylot do Tunezji, potem 6 godzin jazdy autokarem przez pustkowie i wspólnie z kolegą Piotrkiem Rogórzem, który namówił mnie na ten bieg, trafiliśmy do hotelu, gdzie mieszkali wszyscy uczestnicy biegu.
Ośrodek, atmosfera genialna ale trudno wszystko chłonąć i cieszyć się tym, gdy z tyłu głowy jak taran uderzała myśl, że zaraz bieg przez piekło. Prognozy mówiły o 37 stopniach, samo pozostawanie na słońcu wskazywało, jak będzie ciężko a to jeszcze miało być pobiegane…
Sobota: zanim start o 7 - zwiedzanie już na miejscu filmowej wioski zbudowanej na potrzeby Star Wars. Przepiękny wschód słońca, 26 stopni i odliczanie do startu...
Koniec niewiadomych. Ruszamy... (czytaj dalej)
Najpierw bieg po dnie wyschniętego słonego jeziora. Jest w miarę twardo, ale im dalej, dłużej, tym bardziej piaszczyście. Słońce już pali, szybko pojawia się 30 stopni na zegarku. Punkty z wodą i jedzeniem - pierwszy na 20. kilometrze, kolejne co 15 km a i tak ciężko było wytrzymać na własnych zapasach od jednego do drugiego.
Piasek coraz głębszy. Biegnie się coraz ciężej. Temperatura 35 stopni i słońce, które pali wszystko. Wszechobecny piach, kępy wysuszonych roślin i nic innego aż po horyzont….
Dystans maratoński zrobiony w 4 godziny i 59 minut dał pierwszą nadzieję, że nie tylko to zrobię ale mam szansę na dobry wynik! Jeszcze nie wiedziałem co mnie naprawdę czeka...
Od 50. do 65. kilometra poznaję prawdziwe piekło dnia. Upał 41,5 stopnia i brak ochoty na cokolwiek. Piach jak mąka wdzierał się przez przód buta. Wielokrotne opróżnianie cholewki i notoryczna myśl, że chyba wszystkiego nie wysypałem. Żadnego cienia, własny limit płynów orał głowę i piach, piach, piach...
Próby biegu kończyły się maksymalnym przegrzaniem ciała i obawą o udar. Co chwilę chód, bieg, chód, bieg…. Byle do 16.00, gdy temperatura zacznie spadać.
Na 65. kilometrze, po uzupełnieniu płynów, ruszam w trasę z optymistyczną myślą, że już tylko 35 km do mety. Taka myśl pomagała.
Kilometry dość szybko mijały i choć ciągle było około 35 stopni, to warunki do biegania były bez porównania lepsze w stosunku do piekła, które miałem jeszcze nie tak dawno. Można by rzec – komfort!
Po punkcie na 80. kilometrze i dwunastu godzinach biegu zaczęło się ściemniać. Kolejne wyzwanie - pustynia nocą. Temperatura spada do 29 stopni, zapach wielbłądów i prześliczne gwiaździste niebo. Ciemności są tak straszne, że światło czołówki, jakby ściśnięte przez dłoń nocy, dawało poświatę a nie snop światła.
Kilkanaście kilometrów po ciemku, w piachu, w często złej ocenie nawierzchni powyginało stopy w każdym kierunku...
Coraz bliżej mety. Wrażenie, że to tak szybko minęło, że nic nie boli, że wcale nie było ciężko, to psikusy zmęczeniowe umysłu. (czytaj dalej)
500 metrów do mety a mety… nie widać. Tylko ciemność. Wyciągam flagę Polski z plecaka, rozwijam, widzę światła…
Wbiegam na metę wrzeszcząc POLAND. Szczęście rozrywa mi głowę.
Pierwszy z dwóch Polaków (Piotr niebawem też skończy bieg z bardzo dobrym czasem), który przebiega 100 km jednego dnia przez Saharę!
Ultra Mirage: Dwóch Polaków na mecie
To mój najtrudniejszy bieg, ale i ten o najlepszym smaku – smaku triumfu nad ciałem i umysłem. Bardzo trudny, temperatura zabijająca wszystko, wszędzie słońce i piach. Żadnych bodźców wzrokowych, tylko piach.
Ultra Mirage to zdecydowanie bieg dla poszukujących wrażeń, ale tylko dla biegaczy, którzy odrobią lekcję przygotowania do biegu i aklimatyzację do wysokich temperatur. Inaczej nie zasmakują mety, światło zgaśnie zdecydowanie za szybko. Nie można liczyć, że się uda. Tu nic się nie uda. Sahara nie wybacza, nie bierze jeńców.
Finalnie - 14 godzin i 6 minut na trasie daje mi 18. miejsce na 168 zawodników, którzy wystartowali. 117 ukończyło, 51 – DNF. Później organizator podał informację, że najwięcej zawodników odpadło między 50. a 65. kilometrem, gdy było 41 stopni Celsjusza...
Jest bardzo ciężko, ale satysfakcja to inna bajka!
Dariusz Wojda