Ta Jedyna, pokemony... Runmageddon

  • Biegająca Polska i Świat

Wieść gminna niosła, że na myślenickim Runmageddonie będzie strzelanie z paintballa i pokemony. Pozostawało pytanie, czy my będziemy strzelać do pokemonów, czy one do nas. – Strzelać będziecie do pluszaków – rozwiał wątpliwości dyrektor RMG Beskidy Paweł Sala. Uprzedzając fakty – miały one z daleka nieco pokemonowate kształty, a utrzymać nieruchomo strzelbę zmęczonymi rękami i precyzyjnie wycelować nie było łatwo. A te właściwe pokemony... trzeba było rozpoznać. W przeciwnym razie czekało karne wydłużenie rundy z ciężkim worem na barkach.

Dyrektor przypomniał, że to już czwarty Runmageddon w tej lokalizacji, a drugi tutaj w bieżącym roku. Po majowym Górskim Festiwalu RMG z czterema dystansami (Intro, Rekrut, Hardcore i Ultra), tym razem Myślenice goszczą dystanse Classic (poranny) i Rekrut (nocny). Jak zwykle do ułożenia ekstremalnych tras wykorzystano górę Chełm i rzekę Rabę. Na Classicu na dystansie 12+ km – tak naprawdę około 15 – znalazło się aż 70 przeszkód, z czego niektóre wcześniej niespotykane. Nie bez podstaw uczestnicy mówią, że Runmageddon Beskidy i Silesia są najtrudniejsze...

I mają rację. Od samego początku się działo. Po rozgrzewkowej rundce z ciężkim drewnianym klocem znany z majowej edycji nadrzeczny plac zabaw, a potem tradycyjne brodzenie rzeką. Wredność organizatorów dało się poznać już na początku rzecznego odcinka. Tuż przed słynną Tą Jedyną, czyli tyrolką na pojedynczej linie przez całą szerokość Raby, musieliśmy rzucać kamieniami do opon. Kto spudłował – a było ich wielu – trzaskał 20 karnych burpees i wchodził w linowy trawers już mocno zmęczony.

Niezapomniany był też spacer z pieskiem, czyli ciągnięcie betonowych trylinek. Na kamienistym dnie rzeki zwierzaki stawiały wyjątkowo silny opór. Nie mogło zabraknąć również tradycyjnego przedzierania się przez nadbrzeżne chaszcze i wejścia na przęsło mostu po sznurowej drabince. Po wyjściu z rzeki i na rozgrzewkę przed górskim etapem czekało nas wejście na drabinkę helikopterową.

Ledwo wdrapaliśmy się nieco na górę, a tu już czekał zjazd, i to jaki szybki! Wodna ślizgawka pozwalała się nieźle rozpędzić przed lądowaniem w błotnistej wodzie, a dopłynięcie żabką do brzegu dołu dawało chwilowy odpoczynek zmęczonym mięśniom. A potem już tylko dłuuugie podbiegi i zbiegi, przetykane oczywiście przeszkodami i... kamienistym potokiem. Po majowym 70-metrowym czołganiu zasiekami pod górę dzisiejsze 20 metrów wydawało się krótkie. Ale za to były wspomniane pokemony.

Nowością w Myślenicach, lecz znaną od niedawna na Runmageddonie, był „słup strażacki” zaraz po zbiegnięciu z góry Chełm. Przewleczone przez niego cienkie sznurki pozwalały łapać się rękami i nieznacznie zaczepiać krawędzie stóp. Zarówno sznurki, jak i sam słup były jednak mocno ubłocone. Jeszcze kilka przeszkód na lądzie i ponownie wbiegliśmy do Raby, gdzie czekało m.in. czołganie pod zasiekami w wodzie. Czasem trzeba było zanurzyć głowę w całości.

Ostatni krótki nadbrzeżny etap przed metą zawierał dwa gwoździe programu: „spacerek” po zwisających luźno linach i wyjątkowy Indiana Jones. Po bujnięciu się na linie z wysokiego wału ziemnego wpadaliśmy z głośnym pluskiem dołu z wodą. Niektórzy uskuteczniali naprawdę stylowe loty, co widać na załączonych zdjęciach. A potem już tylko przewieszona ścianka, spotkanie oko w oko z drużyną futbolistów amerykańskich Kraków Kings i upragniona meta.

– Chłopaki pomagali na przeszkodach, ale ja im też! – powiedziała na mecie zadowolona z biegu i z siebie Justyna z Jaworza – nawet pokemona zgadłam, chociaż z niewielką pomocą. W nieco gorszym humorze dobiegł na metę Classica Kamil z Rybnika, który skręcił po drodze kostkę na wystającym korzeniu i kończył bieg z zaciśniętymi z bólu zębami. Na pocieszenie jego drużyna Socios Górnik zajęła drugie miejsce w klasyfikacji zespołowej. Zwyciężyła w niej Husaria Race Team, a na najniższym stopniu podium stanęły oGÓRY. Zawodnik Husarii Mateusz Krawiecki wywalczył również zwycięstwo indywidualne, a najszybszą z kobiet była Małgorzata Szaruga z Socios Górnik.

Zwyciężczyni to nasza znana reprezentantka na zagranicznych zawodach w biegach przeszkodowych. – Każdy Runmageddon jest inny – powiedziała Gosia – tu zawsze są kamienie na dnie Raby, których trochę się zwykle obawiam, ale teraz się przełamałam. Poza tym woda, podbiegi, zbiegi, bardzo urozmaicona trasa. Nasza eksportowa zawodniczka nie trafiła tylko kamieniem do opony i z paintballa do celu. Pokonała za to w całości Tę Jedyną, być może jako jedyna kobieta!

Mateusz miał natomiast dziś biec Spartan Ultra Beast na Słowacji, lecz kontuzja nie pozwoliła mu porwać się na tak długi dystans i wybrał RMG Classic w Myślenicach. Po prostu szkoda mu było wypracowanej ciężkimi treningami formy i zaryzykował. Jeszcze niedaleko mety biegł na drugim miejscu, lecz wtedy rywal zaczął się oglądać za siebie. Mateusz wtedy „poczuł krew jak rekin” jak sam powiedział, docisnął, wyprzedził go i wygrał. Jedyną serię karnych burpees zaliczył na Tej Jedynej, spadłszy niedługo przed końcem. Pokemona udało mu się odgadnąć, bo choć w popularną grę nie gra, jednak pamięta te stworki z kreskówek z dzieciństwa.

Już za chwilę rusza nocny Rekrut. A reporter... po wylizaniu ran z Classica, też go przebiegnie, by zdobyć tytuł Weterana RMG. Wkrótce osobista relacja z obydwu tras!

Festiwal Biegów jest patronem medialnym cyklu Runmageddon.

Kamil Weinberg