"Trening z Tomaszem Lewandowskim zmienił wszystko!" Patrycja Wyciszkiewicz, wicemistrzyni świata w sztafecie 4x400 m

  • Biegająca Polska i Świat

Patrycja Wyciszkiewicz to jeden z „Aniołków Matusińskiego”. 25-letnia biegaczka z Wielkopolski z przytupem wróciła do składu sztafety 4x400 metrów, w której w ubiegłym roku zdobyła wicemistrzostwo świata w hali oraz złoty medal Mistrzostw Europy w Berlinie. Borykała się z kontuzjami, ostatnio jej miejsce w składzie zajęła Anna Kiełbasińska.

W minionym tygodniu na MŚ w Dosze pobiegła w eliminacjach i zrobiła to tak znakomicie, że trener Aleksander Matusiński postawił na nią także w biegu finałowym. Tam, na drugiej zmianie – odpaliła prawdziwą petardę!

Według oficjalnego pomiaru IAAF, Patrycja Wyciszkiewicz przebiegła okrążenie Stadionu Kalifa w 49,7 sekundy! Tak szybko nie biegała w Polsce żadna sprinterka od lat 70, od czasów legendarnej Ireny Szewińskiej! Wydatnie przyczyniła się do tego, że polska sztafeta wróciła do kraju jako wicemistrzynie świata!

Rozmowy z biegaczką AZS Poznań nie mogłem zatem zacząć od niczego innego i pytania, czy spodziewała się tak rewelacyjnego występu.

Wiem, że pobiegłam bardzo dobrze, zresztą na całych mistrzostwach biegało mi się świetnie. Idealnie trafiliśmy z Tomaszem Lewandowskim, który jest moim indywidualnym trenerem, z formą na zawody w Katarze, bardzo mu jestem za to wdzięczna. Uzyskałam bardzo dobry wynik, ale wiadomo, że 49,70 sek. uzyskałam na zmianie lotnej, co nie równa się takiemu samemu czasowi w biegu z bloków startowych.

A ile trzeba dodać do wyniku ze startu lotnego, żeby porównać to ze startem z bloków?

Plus minus 7 dziesiątych sekundy, co i tak daje wynik w granicach 50 i pół sekundy, a to by był dla mnie rewelacyjny rezultat (rekord życiowy Wyciszkiewicz to 51,31 sek. - red.). Ja wierzę w to, że jeżeli zdrowie pozwoli (bo cały czas mam różne kłopoty zdrowotne) zacznę w końcu szybko biegać. Jestem zdeterminowana do treningu i ciężkiej pracy po to, żeby później cieszyć się z rekordów życiowych.

Skąd ta eksplozja formy akurat w Dosze?

Na sierpniowych mistrzostwach Polski w Radomiu poszło mi nie do końca tak jak oczekiwałam (Patrycja Wyciszkiewicz zajęła 5 miejsce w biegu na 400 m z czasem 53,38 sek. - red.), ale wiedziałam, że w Dosze będę w bardzo dobrej formie. Trener tak wszystko zaplanował, żebym odpaliła petardę właśnie tam.

Nie było nawet iskierki niepewności, że coś jest nie tak?

Przed MP podupadłam na zdrowiu i głównie dlatego słabiej wypadłam w Radomiu. Ale wiedziałam, że mistrzostwa kraju są tylko przystankiem przed MŚ w Katarze. Do końca wierzyłam, że zdążę zrobić minimum na start indywidualny. Nie udało się, ale trener kadrowy Aleksander Matusiński dostrzegł formę, którą wypracowaliśmy z trenerem Lewandowskim i pozwolił mi biegać w Dosze w eliminacjach sztafety. To zaowocowało tak dobrym wynikiem na zmianie.

Byłaś pewna, że w eliminacjach sztafety staniesz na bieżni?

Nie. To się decydowało do ostatniej chwili. Wiedziałam tylko, że trener Matusiński będzie chciał jak najbardziej oszczędzić siły dziewczyn, które biegały w finale indywidualnym (Iga Baumgart-Witan i Justyna Święty-Ersetic – red.), ale kto pobiegnie: ja czy Ania Kiełbasińska, Ola Gaworska czy nawet Asia Linkiewicz, długo nie było wiadomo. Dowiedziałam się dzień wcześniej, że pobiegnę w eliminacjach. Świetnie wyglądałam treningowo, byłam bardzo szybka na sprawdzianie, który trener zorganizował, moja dyspozycja rosła i cieszę się, że zostało to dostrzeżone. (czytaj dalej)


A znakomitym biegiem na trzeciej zmianie w eliminacjach wdarłaś się do składu sztafety także na finał...

No właśnie ten mój bieg w eliminacjach wcale nie był taki perfekcyjny. Popełniłam kilka błędów taktycznych, natomiast międzyczas uzyskałam rzeczywiście bardzo dobry i cieszę się, że trener okazał mi zaufanie. Pracowałam na nie bardzo długo, biegałam regularnie w sztafetach od 2011 roku. Zebrany bagaż doświadczeń zaowocował taką a nie inną decyzją trenera!

A uporałaś się w końcu z problemami ze zdrowiem?

Kontuzja ścięgna Achillesa to na szczęście już przeszłość, tu już wszystko w porządku. Ale jestem typem zawodniczki, która musi na siebie bardzo uważać, bo najdrobniejszy błąd może pokrzyżować mi plany.

Ciągle się jeszcze tego uczę. Wciąż jestem taka, że o bólu mówię niechętnie i póki mi noga nie odpadnie to trenuję. A to jest niedobre, bo czasami wystarczyłoby odpuścić, zatrzymać się i przerwać wtedy, kiedy coś zaczyna się dziać złego. Wtedy leczenie trwałoby kilka dni, a nie tygodni.

To jest mój duży problem. Na szczęście czuwa trener, który codziennie pyta jak się czuję, czy nic mnie nie boli, a jeżeli tak to mimo moich sprzeciwów każe mi zrezygnować z wykonywania treningu.

Kibice pytają głośno, kiedy wy się wreszcie dobierzecie do skóry Amerykankom?

Ale my to już zrobiłyśmy! (śmiech)

Kibice chyba nie pamiętają, że pokonałyście biegaczki z USA na majowym Festiwalu Sztafet w Jokohamie, nieoficjalnych MŚ sztafet, a w składzie polskiego zespołu była m. in. Patrycja Wyciszkiewicz!

To jest bardzo trudne do uwierzenia, że można z nimi wygrywać. Ameryka jest lata świetlne przed całym światem w lekkiej atletyce, mają zupełnie inny system szkolenia, całkiem inaczej zawodnicy są selekcjonowani, dzieci od najmłodszych lat są szkolone do bycia sportowcami. To jest ich wielka moc i ogromna przewaga! My się cały czas rozwijamy i dążymy do tego, żeby przegonić Amerykanki. Wierzę, że prędzej czy później się to uda!

Od ubiegłego roku Twoim trenerem jest Tomasz Lewandowski, szkoleniowiec brązowego medalisty MŚ na 1500 m Marcina Lewandowskiego i Angeliki Cichockiej. Co zmieniło w Twoim bieganiu przejście pod jego skrzydła?

Wszystko! Poczynając od treningu po psychikę, nastawienie mentalne... Zmieniło się wszystko. Nie jestem w stanie wymienić pojedynczych rzeczy. Cały trening uległ zmianie, dostałam możliwość trenowania w grupie, bo trener Lewandowski bazuje właśnie na „sile tłumu”, jeśli mogę tak powiedzieć. Wspieramy się nawzajem w naszej międzynarodowej grupie i to jest bardzo fajne.

Trochę zaskakujące było Twoje przejście do grupy Tomasza Lewandowskiego. Marcin i Andżelika to średniodystansowcy, a Ty przecież jesteś sprinterką.

Ale ja wcześniej też nie trenowałam ze specjalistą od sprintu! Mój poprzedni szkoleniowiec Edward Motyl zajmował się przede wszystkim maratonami i biegami długimi, a pracowaliśmy razem przez 8 lat. Myślę, że o kunszcie trenera nie decyduje to, jaką konkurencją się głównie zajmuje, a to jakie efekty mają jego zawodnicy. A Marcin Lewandowski i Angelika Cichocka to medaliści mistrzostw świata i Europy!

Wiedza Tomasza Lewandowskiego jest tak obszerna, że i mnie pozwoli doprowadzić do najwyższych lokat. Trener ma wszystko przemyślane, dużo treningów paradoksalnie wykonujemy razem z Marcinem. Gdy on biega dłuższe odcinki, ja biegam ich połowę, wchodzę w trakcie jego biegu albo on włącza się w moje. Wszystko jest wyliczone, każda przerwa co do sekundy. Tomasz Lewandowski jest mistrzem w planowaniu treningów!

A jakim partnerem treningowym jest Marcin Lewandowski?

Wymagającym! Skupionym na tym, co chce osiągnąć. Marcin wie, po co jest na treningu, ja też wiem, po co przychodzę na zajęcia. I nawet jak mam gorszy dzień, patrząc na Marcina i jego ciężki trening, dostaję drugiego oddechu. Bo jeżeli on może, to ja mogę również. Jest bardzo inspirujący!

No i chodzą słuchy, że Ty się chcesz „wydłużyć” i porzucić 400 metrów na rzecz średnich dystansów, konkretnie 800 m. To prawda?

Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, nie wykluczam! Zobaczymy po przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich. Na razie do Tokio biegam wyłącznie 400 metrów!

Rozmawiał Piotr Falkowski