Ultramaraton Podkarpacki: Debiut z przytupem. Ambasadorka na podium! [ZDJĘCIA, WIDEO]

  • Biegająca Polska i Świat

Ponad 250 biegaczy stanęło na starcie premierowego Ultramaratonu Podkarpackiego. Dłuższy dystans 110 km (rzeczywiście ponad 116 km) wybrało 74 osoby, krótszą, bo „tylko” 70-kilometrową – 191 osób, w tym Ambasadorzy Festiwalu Biegowego... My towarzyszyliśmy im w zmaganiach z trasą i własnymi słabościami. Z zaciekawieniem przyglądaliśmy się też organizacji imprezy.

W stawce dominowali amatorzy z regionu, ale nie zabrakło też biegaczy spoza Podkarpacia. „Lokalsi” podkreślali swoje zadowolenie z organizacji imprezy w ich rodzinnych stronach, ci bardziej doświadczeni nie mogli się doczekać biegu w po tutejszych terenach.

Trasę poprowadzono w sporej części żółtym szlakiem turystycznym, ale też przez tereny nieodwiedzane przez turystów czy kolarzy (ponoć na kilku fragmentach rywalizowali tu wcześniej „górale” z cyklu Scandia Maraton). Niektóre polne drogi porośnięte były wysoką trawą (rolnicze ciągniki nieczęsto muszą je odwiedzać), a okalające biegową ścieżkę krzaki i konary drzew niemal wbijały się w ciała zawodników. W wielu fragmentach trasy trzeba było wykonać kilka energicznych ruchów ręką czy kijkiem by utorować sobie drogę.

W biegu nie pomagały też powalone pnie oraz szczególnie na końcu zbiegów głębokie pareje z niezbyt przyjemnym błotem (od rana w Rzeszowie i okolicach było raczej chłodno i wietrznie, do tego rozpadało się pod koniec imprezy), korzenie wystające z ziemi i uskoki terenu w zaskakujących miejscach.

Samą ścieżkę podzielono na kilka segmentów. Po długim lub krótszym dobiegu następowało zwykle wbiegnięcie do lasu, a tam zmagania z przyrodą i sporymi różnicami wzniesień. Te ostatnie zaskoczyły głównie amatorów, którzy chyba nie do końca skrupulatnie przeanalizowali profil trasy.

Bieg ruszył z rzeszowskiego Rynku tuż po wschodzie słońca. Start poprzedziły gromkie oklaski wszystkich biegaczy i organizatorów. Wspólnej rozgrzewki nie było, bo ultrasi doskonale wiedzą jak o siebie zadbać. Po chwili, w asyście policji, służb medycznych i mediów, ku szerokiemu zdziwieniu pierwszych przechodniów, zbiegli w ul. Targową, i dalej Piłsudskiego w kierunku Łańcuta.

Następnie skręt na Matysówkę i dalej do Kielnarowej, Tyczyna, Zarzecza, Zgłobienia tu, na 54. kilometrze biegu, trasy obu dystansów się rozchodziły i w zależności od wariantu przez Zwięczycę lub Trzcianę, Głogów Małopolski i Nową Wieś, do centrum Rzeszowa, gdzie od rana kibice w oczekiwaniu na biegaczy mogli brać udział w konkursach i loteriach. Nie zabrakło też muzyki na żywo.

Sama trasa była oznakowana wzorowo – obrandowana logotypem imprezy taśma, pomarańczowe strzałki kierunkowe i krzyżyki, a także żołnierze i wolontariusze, którzy obstawiali newralgiczne miejsca trasy – to wszystko pozwalało czuć się bezpiecznie i komfortowo. Nam w pogoni za biegaczami zdarzyło się przestrzelić skręt w lesie w okolicach Tyczyna, ale szybko, bo po zaledwie kilku metrach zostaliśmy skierowani na właściwą trasę. Głośny okrzyk „w lewo” odbił się echem.

Wolontariusze i służby medyczne spisywali się na medal także na punktach z żywnością i wodą. Ci pierwsi szybko i sprawnie pomagali w napełnianiu camelbagów i żegnali gromkim „powodzenia” zawodników opuszczających punkt. Ci drudzy służyli masażami jeśli tylko biegacz wyraził chęć skorzystania z niego. I tylko lokalizacja tych puntów nie wszystkim przypadła do gustu, tak jak dwójce Kasia i Zbyszek, z którymi zaprzyjaźniliśmy się na trasie.

Oboje mieszkają w Rzeszowie (Kasia tu się urodziła, Zbyszek studiował), ale jeszcze nigdy nie mieli okazji tu pobiegać. – Cudze chwalicie, swego nie znacie – komentowała Kasia, amatorka z ledwie rocznym stażem w biegach, ale za to z ukończonym już Półmaratonem Świętych Mikołajów w Toruniu. Oczywiście w okolicznościowym wdzianku.

– Zaczęłam biegać po przymusowym zakończeniu kariery kajakarki. Niestety kontuzja nadgarstków okazała się zbyt poważna, by myśleć o sukcesach w tej dyscyplinie. W bieganiu zakochałam się od pierwszych pokonanych kilometrów – opowiadała nam sympatyczna biegaczka. Dopytywana, czy to aby nie za wcześnie na ultramaraton odparła tylko, że po utracie w wypadku bliskiego znajomego stwierdziła, że nie ma na co czekać i trzeba cieszyć się życiem.

Celem, jaki obrała sobie Kasia na bieg było po prostu ukończenie imprezy i wypełnienie wszystkich limitów czasowych na punktach kontrolnych (często dopytywała czy aby zdążymy). Podobny plan miał Zbyszek, oboje zresztą raz za razem ucinali sobie długie pogawędki o m.in. bieganiu i Rzeszowie. Gdy się rozstawaliśmy na trasie oboje nie tracili wigoru i humoru.

Mocno trzymaliśmy kciuki, by dotarli do mety, bo organizatorzy przygotowali dla nich jak zresztą dla wszystkich uczestników biegu ciepłe przyjęcie. Jego skala mogła imponować raz po raz na rynek dojeżdżały ciężarówki i busy ze „scenografią”, której nie tworzyła tu tylko dmuchana meta. Medale też mogły się podobać. Nie zawiodły też media, które indagowały nie tylko zwycięzców.

Świetnie prezentowała się też oprawa – na Facebooku imprezy lądowały kolejne nazwiska finiszerów, informacje o biegu przekazywały m.in. Radio Rzeszów i TVP Rzeszów (o czym dowiedzieliśmy się już w domu), a klip wideo z imprezy przygotowywała, z użyciem wysokiej klasy sprzętu i quadrocoptera (niestety sami nie zobaczyliśmy go w akcji) prywatna ekipa telewizyjna. Czekamy na efekt ich pracy. Tymczasem sami zmontowaliśmy amatorski klip – zobaczycie go poniżej.

Dla nas każdy z biegaczy, który pojawił się dziś w Rzeszowie i pokonał trudną i długą trasę, był bohaterem. Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy zwycięzców – na dłuższej z tras klasą samą w sobie był Maciej Więcek z Krakowa Mistrz Polski w Maratonach Pieszych na Orientację, ultramaratoński terminator i seryjny zwycięzca w tych imprezach. Trasę pokonał w 10 godzin i 46 minut. Wśród Pań wygrała Patrycja Bereznowska. Na krótszej trasie rywalizacja zwyciężyli Tomasz Komisarz i Justyna Kępa.

Trzecie miejsce na dystansie 70 km kobiet zajęła Maria Bochenek ze Skoczowa, Ambasadorka Festiwalu Biegowego. Część trasy przemierzyła z innym z Ambasadorów – Damianem Pyrkoszem. W Rzeszowie biegali też Janusz Janzer i Paweł Potempski. Wszystkim gratulujemy! Cieszymy się, że jesteście z nami! 

Wyniki biegu znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.

Jak można by podsumować imprezę? Najprościej – okazała! Dobrze się stało, że zawitała ona do biegowego kalendarza nad Wisłą (tu akurat do miasta nad Wisłokiem). Z pewnością wrócimy tu za rok (ufamy, że impreza się odbędzie), ale już jako uczestnicy. Chcielibyśmy może jeszcze jednego, krótszego dystansu, ale jeśli nasze marzenia się nie spełnią, mamy motywację do wytężonej pracy nad sobą w kolejnych miesiącach.

Tak było na trasie Ultramartatonu Podkarpackiego:

GR