31. Vienna City Marathon: 42 000 bohaterów na Placu Bohaterów [ZDJĘCIA]

 

31. Vienna City Marathon: 42 000 bohaterów na Placu Bohaterów [ZDJĘCIA]


Opublikowane w pt., 18/04/2014 - 11:54

W dniu startu dociera do mnie, czym europejskie stolice różnią się od polskich miast, które organizują maratony. Skąd w Warszawie tyle protestów z powodu zamknięcia ulic i zmian w rozkładach komunikacji miejskiej? W Wiedniu nie ma problemu, bo jest metro, które kursuje jak zawsze a nawet częściej z powodu maratonu. W końcu 42 000 ludzi muszą dotrzeć na start, prawda? – pisze nasza redakcyjna koleżanka Kasia Marondel, która w miniony weekend miała okazję wystartować w austriackiej stolicy na dystansie półmaratońskim.

Co ciekawe, chociaż muszę się po drodze przesiąść dwa razy, nigdzie nie czekam dłużej niż trzy minuty, nie natrafiam na tłok i nie napotykam żadnych problemów. W wagonie metra, właściwie „U-bahny”, wypełnionym rozentuzjazmowanymi maratończykami, docieram do stacji docelowej. Właściwie trafiłabym i bez mieszkającej w Wiedniu Agnieszki – wszędzie widać biegaczy zmierzających w jednym kierunku, więc wystarczyło iść za nimi…

Na linii oczywiście startu panuje zamieszanie. Linia to niezbyt precyzyjne określenie – cała ulica wypełniona jest kolorowymi maratończykami, nie potrafię dostrzec ani początku, ani końca grupy. Ostatnie zdjęcie, słowa pożegnania i zostaję sama. Nie na długo – już po minucie spotykam pierwszych Polaków. Rozgrzewam się, starając się omijać dziesiątki ludzi biegających we wszystkie strony. Mimo tłumów, w kolejce do toi toia czekam może dwie minuty, kolejne ogromne zaskoczenie. Docieram do swojego sektora, gdzie od razu spotykam dwie roześmiane Polki. Robi się raźniej.

Nagle przez wrzawę przebijają się dźwięki… walca. „Nad pięknym modrym Dunajem”. Czas się zatrzymuje, rozmowy milkną, biegający bezładnie zawodnicy zdają się płynąć w rytm muzyki. Mam wrażenie, że śnię, tak bardzo to wszystko odbiega od typowych chwil przed startem. Przez ułamek sekundy myślę nawet, że warto było przyjechać do Wiednia dla tego momentu… Walc się kończy, startuje elita. Zanim mój blok startowy usłyszy swój sygnał do biegu, minie jeszcze 25 minut. 25 minut słuchania walców wiedeńskich, oczywiście.

Biegniemy, startowaliśmy tuż przed mostem, więc od razu na niego wbiegamy. Wszędzie tłumy kibiców, machają do nas, trzymając w górze flagi różnych państw. Zawodnicy przyjechali z aż 127 krajów! Tymczasem most kończy się dopiero za znacznikiem pierwszego kilometra. Zafascynowana budowlą, nawet nie zauważam, kiedy minęło pierwsze 1000m. To naprawdę już?

Biegniemy w ogromnym tłumie podzielonym na dwie części – między jezdniami ustawiono metalowe ogrodzenie. Próba jego przekroczenia grozi dyskwalifikacją. Przepisy są tak rygorystyczne, bo pierwsze trzy kilometry trasy biegną nieco inaczej dla parzystych i nieparzystych bloków startowych (stąd jedne z nich startowały z większej odległości). Próba zmiany „pasa” byłaby próbą skrócenia trasy o kilkaset metrów.

Jest pochmurno, momentami wietrznie, ale biegnie się bardzo dobrze. Przed startem ostrzegano przed deszczem, jednak wkrótce okaże się, że spadnie na nas tylko lekka mżawka. Trasa jest świetnie zabezpieczona, ma równą nawierzchnię i całe może kibiców na poboczu. Co kilka kilometrów a chwilami, nawet co kilkaset metrów stoją zespoły bębniarzy, orkiestry, cheerleaderki a nawet zwykli mieszkańcy Wiednia z magnetofonami, raczący maratończyków energetyczną muzyką.

Gdzieś za 10. kilometrem znowu słychać walca, kilka eleganckich par tańczy tuż przy trasie. Nie mogę sobie odmówić kilku obrotów razem z nimi, w końcu i tak nie biegnę na czas. Zbieram kilka oklasków, sama biję brawo tancerzom i biegnę dalej.

Polecamy również:


Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce