Bieg, jakiego dotąd nie było. Ambasadorka po Ultramaratonie Karkonoskim

 

Bieg, jakiego dotąd nie było. Ambasadorka po Ultramaratonie Karkonoskim


Opublikowane w pt., 14/03/2014 - 12:40

Na Przełęczy Okraj byłam dokładnie o 7 rano. Niemalże w biegu „zatankowałam” izotonik i pobiegłam dalej. Było już zupełnie jasno i chociaż doliny przykrywała mgła, nasz cel było widać jak na dłoni. Przyszedł czas na mozolne podchodzenie pod Śnieżkę. Tu podbiegali tylko najlepsi. Obserwatorium zbliżało się powoli, a na szczycie brat Tomka przybił mi piątkę na zachętę. Super!

Zejście ze Śnieżki to etap, przed którym Aga i Grzegorz ostrzegali już na odprawie. Nawet w tak niegościnnym miejscu stali wolontariusze i przestrzegali przed najbardziej oblodzonymi miejscami. Faktycznie, trzymanie się łańcuchów było najlepszą strategią. Nawet agresywne kolce nie uchroniły jednego z uczestników przed malowniczą glebą. Na szczęście wstał i dziarsko ruszył dalej. Po biegu rozmawiałam z ratownikiem medycznym, który czuwał nad biegaczami w Domu Śląskim - poważniejsze interwencje (poza naklejeniem plastra) nie były konieczne.

Posilona pyszną pomidorową w Domu Śląskim, ruszyłam dalej. Aż do Odrodzenia teren był w miarę płaski, miałam jeszcze sporo sił, więc zaczęłam nieco przyspieszać. Widoki były tak piękne, że często odwracałam się, aby jeszcze przez chwilę podziwiać sylwetkę coraz bardziej oddalającej się Śnieżki. Pac! Nie zauważyłam nierówności na szlaku i wyłożyłam się jak długa. Na szczęście przede mną jeden z fajniejszych momentów – zbieg do Odrodzenia. Biegnę ile sił w nogach, kipiąc endorfinami.

Niedaleko za schroniskiem rozpoczęło się żmudne podejście. Śnieg był miękki i nadtopiony, a ja już mocno zgrzana, ale cóż… trzeba biec dalej. Wyciągnęłam z plecaka przekrój trasy i zdziwiłam się, że jestem już tak daleko. Szkoda, że ten bieg tak szybko mija – pomyślałam sobie. Z drugiej strony wiedziałam, że teraz zacznie się ten trudniejszy dla mnie fragment trasy.

Gdzieś pomiędzy Odrodzeniem a obejściem Wielkiego Szyszaka spotkałam Krzysztofa, którego poznałam dzień wcześniej. Krzysztof zagaja i motywuje do utrzymania tempa. Mógłby pobiec i być na mecie znacznie szybciej, jednak biegnie ze mną, pomimo moich początkowych protestów. Rafał, który wskazywał nam drogę przed Wielkim Szyszakiem wspomniał, że przebiegło dopiero kilka kobiet. Robi nam też takie fajne zdjęcie:

Po tym podejściu przyszedł najtrudniejszy moment na trasie. Brak podbiegów powinien zachęcać do przyspieszenia, jednak zamiast tego pojawiła się pokusa przejścia w marsz.  Pomyślałam sobie jednak, że nie po to „grzałam” na Śnieżkę, żeby teraz urządzać sobie spacery. Rozpoczęliśmy zbieg. Widoczność była świetna, Schronisko na Szrenicy widać było jak na dłoni. Tym razem trasa nie prowadziła przez szczyt, ale doskonale pamiętałam, że od Hali Szrenickiej dzieli nas tylko kilka chwil.

Po szybkim posileniu się na punkcie, Agnieszka wskazała nam dalszą drogę. Nigdy nie miałyśmy okazji się poznać, ale od razu przypomniały mi się zdjęcia z azjatyckiego etapu wielkiej podróży Tomka. Zaangażowanie jego rodziny i przyjaciół jest niesamowite, a atmosfera tego biegu jest po prostu niepowtarzalna.

Odbiliśmy na zielony szlak, prowadzący już na Polanę Jakuszycką. Trzeba było zachować czujność, ponieważ na szlaku znajdowały się liczne kładki i nierówności, których lepiej się było wystrzegać. Dość szybko dotarliśmy do Jakuszyc. Pomimo zmęczenia, cieszyłam się tymi ostatnimi momentami biegu. Po 6 godzinach i 35 minutach wspólnie przekroczyliśmy metę.

Wieczorem czekał na nas dalszy ciąg atrakcji. W planie była dekoracja, integracja, pokaz krótkiego filmiku ze zdobywania Biegowej Korony Gór Polskich (http://vimeo.com/75300568) i koncert. To wszystko sprawiło, że nikt nie myślał o bolących nogach, a zabawa trwała w najlepsze.

ZUK zorganizowany był na najwyższym poziomie w każdym, najmniejszym nawet detalu. Atmosfera życzliwości spowodowała, że nie tylko dla mnie, ale i dla wielu biegaczy był to najlepszy bieg, w którym brali udział. Dzięki, że tradycyjnie daliście nam możliwość odwalenia „dobrej, niesamowitej, nikomu niepotrzebnej roboty” i spełniliście biegowe marzenie wielu z nas!

Kasia Benedykcińska, Ambasadorka Festiwalu Biegowego w Krynicy-Zdrój

Fot. Rafał Szewczyk

 

Polecamy również:


Cofnij
Podziel się:
kochambiegacnafestiwalu
kochambiegacwpolsce